Protesty w dzisiejszych czasach przybierają najróżniejszą, czasem dość niecodzienną, formę. Krzysztof Wojna, przedsiębiorca z Sosnowca, postanowił przemaszerować ze swojego rodzinnego miasta do stolicy na piechotę. Chce w ten sposób zwrócić uwagę premiera Mateusza Morawieckiego na swoją sprawę. Wszystkiemu winne są drapieżne praktyki Urzędów Skarbowych.
Przedsiębiorca z Sosnowca chciał się spotkać z premierem, ten jednak zdążył wyruszyć w Polskę
Życie polskiego przedsiębiorcy nie jest proste. Nie chodzi bynajmniej o coraz kiepską koniunkturę gospodarczą naszego kraju – ta nadal jest dobra. Rynek pracy przestał jakiś czas temu być absolutnie zdominowany przez stronę zatrudniającą i teraz przekształca się mozolnie w rynek pracownika. To też jest bardziej znakiem normalizacji. Największy kłopot stanowi chyba współpraca z organami państwa. Z jednej strony rządzący tylko czekają, by przerzucić jak największą część ubezpieczeń społecznych na pracodawcę – dodatkowo zwiększając koszty pracy. Sama zmiana zasady liczenia składek ZUS oznacza ich wzrost o przynajmniej 120 zł. Z drugiej strony jest obowiązująca praktyka podatkowa.
Jak bardzo może ona zaszkodzić przedsiębiorcy przekonał się przedsiębiorca z Sosnowca, Krzysztof Wojna. Po przegraniu we wszystkich możliwych krajowych instancjach swojej sprawy, zdecydował się na protest. Jak podaje Dziennik Zachodni, by zwrócić uwagę rządzących, w szczególności premiera Mateusza Morawieckiego, postanowił przejść pieszo do Warszawy ze swojego miasta. Efekt raczej mizerny: do stolicy doszedł w piątek, szefa rządu nie zastał. Po rozmowie z urzędnikami kancelarii premiera odpowiedzialnymi za sprawy obywatelskie wyruszył do domu.
Polskie prawo podatkowe ma wiele wad, najgorszą z nich jest traktowanie podatników albo jak potencjalnych złodziei, albo jak zwierzynę
Co właściwie organy podatkowe zrobiły Krzysztofowi Wojnie? Sprzedał fragment drogi miastu, skądinąd pod budowę innej drogi. Otrzymał od Urzędu Miasta Sosnowca 10 tysięcy złotych zapłaty. O sprawie najpewniej by zapomniał, gdyby nie Urząd Skarbowy, który to po paru latach dopomniał się o… 600 tysięcy złotych. Na tak astronomiczną kwotę składała się zaległość podatkowa oraz odsetki. Wcześniej urzędnicy, zdaniem przedsiębiorcy, zgadali się z jego interpretacją całej sytuacji. Co się zmieniło? Problem w tym, że nic się nie zmieniło: organy podatkowe działają w taki a nie inny sposób od dawna.
Polskie prawo podatkowe ma wiele widocznych gołym okiem wad. Tworzy je gąszcz skomplikowanych przepisów, w których naprawdę trudno odnaleźć się komuś bez zaplecza w postaci profesjonalnego doradztwa podatkowego. Specyfika polskiej legislacji, ściślej mówiąc: legislacyjna biegunka, tworzy z każdym rokiem coraz to więcej nowelizacji oraz zupełnie nowego prawa. Ot, żeby nie było przypadkiem zbyt łatwo. Najgorsze jest jednak traktowanie podatnika, zwłaszcza przedsiębiorcę, jak potencjalnego złodzieja, albo przynajmniej oszusta.
Drapieżne praktyki Urzędów Skarbowych kosztowały Krzysztofa Wojnę przeszło 600 tysięcy złotych
Bywa, że niektórzy nadgorliwi urzędnicy pomagają szczęściu. Prowokacja Skarbówki, podobno, przestała być jedną z wielu dopuszczalnych metod na znalezienie „niesumiennego” podatnika do ukarania. To jednak nie jedyna z praktyk, które potrafią doprowadzić przedsiębiorcę do palpitacji serca. Czasem nawet do bankructwa. To właśnie tytułowe „drapieżne praktyki Urzędów Skarbowych”. Przede wszystkim, organy podatkowe mają paskudny zwyczaj czekania niemalże na ostatnią chwilę ze ściganiem podatnika – po to, by skumulować jak największe odsetki. Co jeśli minie pięcioletni bieg przedawnienia? Urząd Skarbowy do tego nie dopuści. Zrobi co w jego mocy, żeby ten bieg przerwać. Ma ku temu środki.
Krzysztof Wojna popełnił też ludzki błąd: zaufał urzędnikom na słowo. Ci może zgodzili się z jego interpretacją, ale najwyraźniej, kolokwialnie mówiąc: „na gębę”. Należy założyć, że w sprawie przedsiębiorcy uprawniony organ nie wydał indywidualnej interpretacji podatkowej, która chroniłaby go w razie zastosowania się do jej treści. To najprawdopodobniej rzutowało na cały dalszy przebieg postępowania przed sądami. Jego sprawa przeszła przez wszystkie instancje, wliczając w to nawet Sąd Najwyższy – gdzie przedsiębiorca miał przegrać, w ciągu 10 minut. Pisał również do coraz to kolejnych organów, by zainteresować je swoją sprawą. Listy otrzymał prezydent, minister finansów, minister sprawiedliwości, czy Rzecznik Praw Obywatelskich. Wojnie pozostaje już chyba tylko prawo unijne.
Urząd nie może czekać latami z wydaniem decyzji, byleby skumulować jak największe odsetki? Otóż, jak najbardziej może! Co nie znaczy, że powinien
Przedsiębiorca jest przekonany, że drapieżne praktyki Urzędów Skarbowych, podobne do tych, z jakimi sam się spotkał, są z gruntu niemoralne. Jest również zdania, że organy podatkowe niektórych rzeczy po prostu nie mogą:
Urząd nie może celowo odwlekać wyprowadzenia z błędu, żeby uzyskać od podatnika większe odsetki. Urząd nie może używać takich technik jak znalezienie byle, jakiego przepisu karnego, aby sprawa się nie przedawniła! Urząd nie może interpretować prawa jak chce i przede wszystkim nie może zapominać o uczciwości a robić wszystko z korzyścią dla siebie i kosztem podatnika. Nie w stosunku do ludzi, którzy uczciwie pracują i łożą na to Państwo.
Rzecz w tym, że zgodnie z obowiązującym prawem jak najbardziej mogą. Przepisy Ordynacji Podatkowej wielokrotnie nakazują organom podatkowym działanie bez zbędnej zwłoki. Nie dotyczy to jednak momentu wszczęcia samego postępowania. Pod tym względem, Urzędy Skarbowe ograniczone są jedynie pięcioletnim biegiem przedawnienia. Ten z kolei, zgodnie z art. 70 §6 pkt 1) można zawiesić wszczęciem postępowania karnoskarbowego. To wcale nie musi zakończyć się przecież skazaniem. Warto zauważyć, że zawieszenie biegu przedawnienia zobowiązania podatkowego dotyczy nie tylko przestępstw, ale i wykroczeń skarbowych.
To w ministerstwie finansów powstają wytyczne przekładające się w praktyce na drapieżne praktyki Urzędów Skarbowych
Kolejną możliwością jest, zgodnie z art. 70 §4, zastosowanie przez organ środka egzekucyjnego. W tym przypadku przerwany bieg przedawnienia rozpoczyna się od nowa. Dlatego podatnik jest niejako zmuszony najpierw zapłacić, potem ewentualnie się odwoływać i procesować z Urzędem Skarbowym. Podatnik zamierza się bronić kierując sprawę do sądu administracyjnego? Zgodnie z art. 70 §6 pkt 2), także wniesienie skargi do sądu administracyjnego sprawia, że przedawnienie będzie zawieszone do czasu wydania prawomocnego wyroku.
Trzeba przy tym zauważyć, że drapieżne praktyki Urzędów Skarbowych nie biorą się znikąd. Administracja jest strukturą hierarchiczną. Wytyczne postępowania poszczególnych organów podatkowych są podporządkowane przede wszystkim celom fiskalnym państwa. To ministerstwo finansów tworzy praktykę, w myśl której podatnik stanowi zwierzynę łowną a podstawowym celem postępowania jest nałożenie jakiejś kary. Nie powinno dziwić, że władze centralne życzą sobie jak największej ilości pieniędzy w budżecie – w końcu z tych pieniędzy poszczególne rządy tworzą swoją politykę. Warto podkreślić, ze praktyka podatkowa rozmija się z teorią. Liczne zasady prawa podatkowego nakazują tworzyć jasne i przejrzyste przepisy, pogłębiać zaufanie podatnika do państwa i prawa. Z drugiej strony zakazują chociażby stosowania prawa wstecz.
Drapieżne praktyki Urzędów Skarbowych, niestety, mogą stanowić czynnik decydujący o dopinaniu się budżetu państwa
Tak naprawdę to resort finansów, albo jego polityczni zwierzchnicy, są w stanie ucywilizować stosowanie prawa podatkowego w Polsce. Z całą pewnością przyniosłoby to naszemu państwu korzyści, chociażby w postaci zwiększonych inwestycji zagranicznych, czy szybszego wzrostu gospodarczego. Nie wspominając nawet o wdzięczności milionów podatników jak kraj długi i szeroki. Problem w tym, że przy obecnym podejściu do bilansowania budżetu, to właśnie drapieżne praktyki Urzędów Skarbowych mogą decydować o tym, czy ten budżet się w ogóle domyka.