Sejm zaczął właśnie prace nad projektem ustawy o wspieraniu i resocjalizacji nieletnich. Przygotowany w Ministerstwie Sprawiedliwości akt zawiera budzący kontrowersje zapis. Według zamysłu, w przypadku stwierdzenia choćby demoralizacji, dyrektor ukarze ucznia na przykład skierowaniem go do prac porządkowych. Bez żadnej drogi odwoławczej.
Dyrektor ukarze ucznia
Mówimy w tym wypadku o potężnej, liczącej 170 stron i 414 artykułów ustawie, która reguluje szereg spraw. Dotyczą one między innymi działania ośrodków wychowawczych, zakładów poprawczych i schronisk dla nieletnich. Ale w projekcie jest też zapis dotyczący uczniów, którzy popełnili mniej groźne czyny, niepodlegające procedurze karnej dla nieletnich. Chodzi o sytuację, gdy „nieletni wykazuje przejawy demoralizacji lub dopuścił się czynu karalnego na terenie szkoły lub w związku z realizacją obowiązku szkolnego lub obowiązku nauki”. Ale już nie wtedy, gdy dopuścił się przestępstwa ściganego z urzędu bądź przestępstwa skarbowego.
W planowanych przepisach chodzi o to, by nadać dodatkowe uprawnienia dyrektorowi szkoły. Ten będzie mógł, za zgodą rodziców bądź opiekuna danego ucznia, zastosować różnego rodzaju „środki oddziaływania wychowawczego”. Artykuł 4 ustawy wymienia ich katalog:
- pouczenie
- ostrzeżenie ustne
- ostrzeżenie na piśmie
- obowiązek przeproszenia pokrzywdzonego
- obowiązek przywrócenia stanu poprzedniego
- określone prace porządkowe na terenie szkoły
Większość tych środków dobrze znamy ze szkół. Ale dwa ostatnie z nich to pewnego rodzaju nowość, szczególnie patrząc na to że mogą one być nakładane arbitralnie przez dyrektora. I to właśnie wzbudziło kontrowersje wśród konsultujących ustawę organizacji pozarządowych.
Kontrowersje wokół pomysłu
Sprawę nagłaśnia między innymi Stowarzyszenie Umarłych Statutów. Założyli je studenci i licealiści, którzy do tej pory głównie w sieci działali na rzecz poszanowania praw ucznia. SUS wylicza zagrożenia płynące z wprowadzenia tego zapisu. Między innymi to, że narusza on konstytucyjne prawo każdego człowieka do sądu, a także prawo dziecka do wypowiadania się w każdym postępowaniu, które go dotyczy. Dyrektor szkoły staje się nagle quasi-sądowym organem, przed którym uczniowie nie będą mieli gwarancji sprawiedliwości proceduralnej. W dodatku mogącym stosować coś, co jest odpowiednikiem kary ograniczenia wolności, którą wykonuje się właśnie poprzez prace społeczne.
Niestety, ale jesteśmy w stanie wyobrazić sobie, że wielokrotnie zgoda na prace porządkowe będzie wyrażana przez uczniów pod naciskiem dyrektorów (otoczonych przez pedagoga, wychowawcę i być może jeszcze opiekuna samorządu). Ciężko wyobrazić sobie, aby kilkunastoletni uczeń, zaszczuty i zastraszony przez grono starszych od siebie dorosłych, miał odwagę powiedzieć w takiej sytuacji „nie” – pisze na Facebooku Stowarzyszenie Umarłych Statutów. Co ciekawe, podobne wątpliwości mają w tej sprawie… dyrektorzy szkół. Marek Plesniar z Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty w rozmowie z Interią powiedział, że „my o to nikogo nie prosiliśmy i nikt nas nie pytał czy potrzebujemy takich narzędzi”.
Dyrektor niczym sąd
Pleśniar zaznacza, że szkolna „koza” i inne środki dyscyplinujące dawno już odeszły do lamusa. Tymczasem projekt zakłada, że na przykład za obraźliwy napis w toalecie uczeń będzie musiał przez wyznaczony przez dyrektora okres wykonywać porządkowe prace (sprzątać toalety? grabić liście? a może malować płot?). Jeśli przypominają wam się w tym momencie stare czasy, o których wszyscy chcielibyśmy zapomnieć, to jest to bardzo dobre skojarzenie. Bo proponowane w tej ustawie rozwiązanie jest niczym więcej jak powrotem do przeszłości, uczynieniem z wizyt u dyrektora straszaka na młodzież. Oczywiście jak zwykle z pominięciem choćby konsultacji psychologicznej (bo kto by się stanem zdrowia psychicznego uczniów przejmował, prawda?).
Przypomnijmy też, że co prawda Andrzej Duda zawetował lex Czarnek, ale ten projekt wciąż wraca niczym groźba ze strony Przemysława Czarnka. A to ta ustawa zakładała wielką czystkę w polskich szkołach i nadanie kuratorom oświaty uprawnień do wstawiania na dyrektorskie stołki swoich (czyli czarnkowych) ludzi. Brzmi groźnie? Oczywiście. Ale taka właśnie jest szkoła marzeń polskiej prawicy. Bez edukacji ekologicznej czy seksualnej, za to z zajęciami ze strzelania i ideologicznym nowym przedmiotem Historia i Teraźniejszość. Pozostaje mieć nadzieję, że ten akurat zapis, czyniący z dyrektora szkoły jednocześnie sędziego i prokuratora, zniknie z tej ustawy tak jak z polskiego prawa (póki co) zniknęła lex Czarnek.