Klub parlamentarny Lewicy złożył w Sejmie projekt ustawy mający zapewnić prawo do emerytury minimalnej osobom pracującym w oparciu o umowy cywilnoprawne. Niewłączanie ich do okresu składkowego skutkuje często znikomymi świadczeniami. Emerytura minimalna na śmieciówkach ma także złagodzić skutki patologii rynku pracy okresu transformacji.
Nowy projekt Lewicy zakłada uznanie zatrudnienia na nieoskładkowanych umowach śmieciowych za lata składkowe
Jak podaje Polska Agencja Prasowa, w Sejmie klub Lewicy złożył nowy projekt ustawy. Zakłada on poszerzenie grupy emerytów uprawnionych do podwyższenia ich emerytury do poziomu minimalnego świadczenia. Chodzi o osoby zatrudnione na umowach cywilnoprawnych. Zgodnie z projektem, do ich stażu pracy doliczano by okres zatrudnienia także w tej formie.
Emerytura minimalna na śmieciówkach w obecnym stanie prawnym, co do zasady, nie przysługuje. Warunki uzyskania minimalnego świadczenia są dwa. Należy oczywiście osiągnąć wiek emerytalny. Dodatkowo staż pracy musi wynosić odpowiednio 25 lat dla mężczyzn i 20 lat dla kobiet. Okresy nieskładkowe, owszem, wlicza się do stażu pracy. Tyle tylko, że na każde trzy lata składkowe można doliczyć jeden nieskładkowy.
Lewica chciałaby po prostu zaliczenia okresu zatrudnienia na umowach cywilnoprawnych do lat składkowych. Wiceszefowa tego klubu parlamentarnego Magdalena Biejat przekonuje, że w ten sposób państwo mogłoby rozwiązać realny problem osób otrzymujących po kilkaset złotych emerytury. W przeciwieństwie do rządowych programów „godnościowych” w postaci trzynastej i czternastej emerytury.
Warto wspomnieć, że w argumentacji Lewicy wielokrotnie pojawia się zastrzeżenie, że propozycja dotyczy nieoskładkowanych umów cywilnoprawnych. A co w takim razie z oskładkowanymi? Nic. Osoby zatrudnione na śmieciówkach decydujące się na dobrowolne ubezpieczenie emerytalne i rentowe są już teraz traktowane tak samo jak zatrudnieni na etacie.
Biejat zwróciła także uwagę na wchodzące w wiek emerytalny osoby pracujące w latach 90. Był to okres transformacji ustrojowej i tak zwanego „dzikiego kapitalizmu”. Pod tymi pojęciami kryje się tak naprawdę okres wyzysku pracowników przez pracodawców przy aprobacie ze strony państwa. Sprzyjało temu wysokie bezrobocie sięgająca nawet kilkunastu procent. Kolejny tego typu „zły okres” mieliśmy w latach 2000-2009. To właściwie moment, w którym określenie „umowa śmieciowa” upowszechniło się w języku polskim.
Emerytura minimalna na śmieciówkach stanowiłaby kolejny krok w stronę emerytury obywatelskiej
Według danych przedstawionych przez Lewicę w 2011 r. emeryturę niższą od minimalnej pobierało 20 tysięcy Polaków, w 2020 r. już ponad 300 tysięcy. Nawet 20 proc. świadczeniobiorców otrzymuje z ZUS świadczenie niższe niż 600 zł. miesięcznie. Emerytura minimalna na śmieciówkach miałaby poprawić sytuację aż 76 tysięcy takich emerytów.
Klub Lewicy liczy na to, że emerytura minimalna na śmieciówkach zyska aprobatę ze strony Prawa i Sprawiedliwości. Magdalena Biejat ujęła to w ten sposób: „Liczę, że rząd przestanie stosować taktykę bycia totalną opozycją w stosunku do Lewicy i jeżeli jest rzeczywiście prospołeczny i dba o kobiety, bo to przecież emerytki dostają najmniejsze świadczenia, to ta ustawa jest gotowa i można ją przyjąć”.
Pytanie brzmi: czy rządzący rzeczywiście powinni poprzeć taki projekt? Pomijając oczywiście aspekt czysto polityczny. Emerytura minimalna na śmieciówkach oznacza właściwie przyznanie tego prawa większości pracujących Polaków. Byłoby to kolejne odejście od koncepcji ścisłego powiązania świadczenia z wysokością składek w stronę emerytury obywatelskiej – takie rozwiązanie jeszcze przed pandemią rozważał rząd.
Emerytura minimalna na śmieciówkach niewątpliwie oznaczałaby poważne obciążenie dla systemu ubezpieczeń społecznych. Z drugiej strony, koszt społeczny systemowej biedy wśród dużej części emerytów niekoniecznie jest dla państwa mniejszy. Alternatywę teoretycznie mogłoby stanowić drastyczne ozusowanie umów cywilnoprawnych. Nie rozwiązałoby to jednak problemu osób już popierających mizerne emerytury.