Fundusz Kościelny jest z nami od 1950 roku. W pierwotnym pomyśle chodziło o to, aby wypłacać duchownym rekompensaty za przejęte przez państwo grunty i nieruchomości, w praktyce jednak nigdy nie zostało oszacowane ile się komu należy. Po prostu Fundusz Kościelny stał się celową dotacją. Na którą zrzucają się wszyscy podatnicy.
Nie zaskakuje mnie zresztą ani trochę to, że początkowy pomysł, trochę na zasadzie głuchego telefonu, wyewoluował w inne rozwiązanie. Wcale mnie też nie dziwi, że jakże chętna do historycznych poszukiwań prawica nie określa ustawy o Funduszu Kościelnym mianem “stalinowskiego prawa”, choć akurat tym razem byłby w takim porównaniu jakiś sens. Frapujące jest tylko to, że przez tyle lat III RP nie wymyśliła lepszego rozwiązania. Lepszego dla siebie i dla Kościoła katolickiego, beneficjenta istnienia Funduszu. Celowo nie piszę „głównego beneficjenta”. Moim zdaniem najwięcej zyskuje na nim nie żaden kościół, a państwo.
Pamiętam oczywiście o tym, z jak silną pozycją katolicyzm wchodził w czasy nam z grubsza współczesne. Kościół katolicki za PRLu był przestrzenią autentycznych relacji i w latach 80. miejscem, gdzie w opozycji do wszechogarniającej szarzyzny późnego realnego socjalizmu można było budować społeczeństwo obywatelskie. O bohaterstwie wielu księży, na czele z Jerzym Popiełuszko powinni pamiętać nie tylko uduchowieni, ale też jak najbardziej świeccy, nawet sceptyczni wobec religii, obrońcy i propagatorzy wolności. Tak, Kościół katolicki w Polsce dołożył swoją cegiełkę do obalenia ZSRR choć trzeba pamiętać, że największym zagrożeniem dla Związku Sowieckiego był on sam, jego niewydolna, bo postawiona na błędnych założeniach gospodarka, a w dalszej kolejności Ronald Reagan i tempo wyścigu zbrojeń. Wkład Kościoła jest w tej skali mikroskopijny, ale jednak wciąż jakiś.
To państwo jest głównym beneficjentem Funduszu
Niestety, ci, którzy przeżyli starcie z poprzednim ustrojem, wyszli z niego z bliznami i chyba jedną z nich była nieumiejętność odseparowania się od tych marnych benefitów, jakie dla swoich celów wydzielała tamta władza. Fundusz Kościelny powinien był zakończyć swoje istnienie razem z PRL. Ale popatrzmy na to z punktu widzenia polityków. Czy jest sens likwidować tak wspaniałe i tak naprawdę tanie narzędzie wpływu na jedną z ważniejszych struktur mających wpływ na obywateli? No właśnie.
I właśnie dlatego w mijających 2023 roku wydatki z budżetu państwa na Fundusz Kościelny wyniosły 216 mln zł. A w 2024, według projektu przygotowanego jeszcze przez PiS, miało to być już 257 mln zł. Coś się jednak ma zmienić, a przynajmniej na to wygląda, skoro premier Donald Tusk poinformował o powołaniu zespołu mającego za zadanie zmiany systemu finansowania Funduszu. Czy to eufemizm i Fundusz czeka koniec będący jednocześnie realizacją jednego ze 100 konkretów? Zobaczymy. Może się jednak okazać, że Fundusz jeśli nominalnie się uchowa, to w przyszłej formie zupełnie nie będzie przypominał tego, czym jest teraz.
Duży temat za małe pieniądze
Teraz mamy bowiem do czynienia z pozycją w budżecie państwa, która prawdopodobnie budzi największe emocje w przeliczeniu na zaangażowane złotówki. Fundusz Kościelny to nie są duże pieniądze, przynajmniej nie w skali wszystkich wydatków, jakie ponosimy jako podatnicy. Są to jednak pieniądze, które można uznać za wydawane wbrew woli coraz większej części obywateli. Czasy, kiedy można było domniemywać, że skoro Polak to na pewno katolik, już się skończyły. I pokazał to niedawny spis powszechny. 71.3% Polaków deklaruje przynależność do Kościoła rzymskokatolickiego, to nadal zdecydowana większość, ale już nie taka, która powinna uruchamiać automatyzm i domniemanie, że do wspólnoty katolickiej należymy wszyscy. Śmiało można więc założyć, że dużo sprawiedliwiej będzie, kiedy to sami wierni będą utrzymywać swój kościół – i zrobią to trochę w duchu tego rozwiązania, jakie obowiązuje w Niemczech. Polega ono na odpisie na rzecz swojej duchowej wspólnoty.
Jest to postulat, który akurat wspiera zdecydowana większość Polaków. Współtworzyłem tak badania jak i raport powstały na ich podstawie dotyczący libertariańskich i liberalnych postaw w naszym kraju. Z tezą “Kościoły i związki wyznaniowe powinny być utrzymywane wyłącznie przez wierzących” zgodziło się 72% ankietowanych i był to trzeci pod względem wysokości poparcia najpopularniejszy wśród badanych liberalny postulat. Donald Tusk nieźle więc trafia w społeczne zapotrzebowanie.
Likwidacja Funduszu Kościelnego – albo przemodelowanie go w kierunku dobrowolnościowym, choć pod pozostawioną starą nazwą – będzie zdecydowanie działaniem liberalnym. Nie będzie jednak działaniem dla budżetu ożywczym. Fundusz to tak naprawdę drobne. Z drugiej strony: libertarianizm jest integralny i nie widzę jego ekonomicznej części jako bardziej istotnej, stąd też postrzegam zastąpienie finansowania związków wyznaniowych pod przymusem przez finansowanie oparte o dobrowolność jako krok w dobrym kierunku. Skoro wierni składają się na tacę, to niech mają też bardziej systemowe rozwiązanie, proszę bardzo. A kto nie chce, ten nie będzie musiał się dorzucać. Dodatkowo, Kościół rywalizujący i fundraisingujący zdecydowanie bardziej mi odpowiada jako partner w publicznym dialogu niż Kościół dogadujący się z politykami. Lepiej będzie dla wszystkich, kiedy ograniczymy relacje z państwem i wycofamy je. W dalszej perspektywie – to będzie też najlepsze dla samych katolików.
Politolog, filozof, komentator i felietonista. Ma na koncie książki o libertarianizmie, filmy o wolnorynkowych ekonomistach, doświadczenie w trzecim sektorze i związaną z nim pracą u podstaw.