Ginekolodzy na wsiach? Dobre sobie. NIK opublikował wysoce ponury raport, z którego wynika, że kobiety na wsiach mają utrudniony dostęp do lekarza ginekologa. Kto więc prowadzi ich ciąże? Kto sprawdza, czy ich dzieci dobrze się rozwijają? I czyja wina, kiedy te dzieci nie zdążą przeżyć nawet kilku tygodni?
Nasze państwo może nie jest tak całkowicie z dykty i sklejki, jakby się niektórym wydawało, ale do ideału mu jeszcze daleko. Najwyższa Izba Kontroli opublikowała właśnie raport, z którego wynika, że setki polskich gmin wiejskich nie posiada w swoich ośrodkach zdrowia poradni ginekologicznej. Sama pamiętam, jak jedną zamknięto w wiosce, w której jeszcze do niedawna mieszkałam. Kobiety zmuszone były jechać do miasta – dobrze, że chociaż komunikacja (prywatna) jeździła w miarę przyzwoicie. Ale co ma powiedzieć pani mieszkająca w województwie podlaskim, w którym aż 78,8% gmin nie zagwarantowało swoim mieszkankom ważnej opieki medycznej w okresie ciąży (i nie tylko)? Zarówno tam, jak i w województwie lubelskim bywają sytuacje, w których na jedną poradnię ginekologiczną przypada 27 tysięcy kobiet, mających do specjalisty niekiedy 50 kilometrów.
Na wsiach mieszka 40% kobiet i noworodków. Okrojona służba zdrowia przełoży się na umieralność niemowląt. Niewykryte wcześniej wady płodu, niedostateczna profilaktyka, kiepskie warunki przeprowadzania zabiegów – to wszystko złoży się prędzej czy później na dramaty ludzkie, a ministrowie będą rozkładać ręce i pytać, jak to się mogło stać. NIK zauważa, że na Podlasiu w roku 2016 współczynnik zgonów okołoporodowych wynosił 23,26/100 000. Gorzej było tylko w województwie opolskim, gdzie udział gmin bez poradni w ogólnej ich liczbie wynosi 56,3%, zaś na jedną poradnię ginekologiczną w gminach wiejskich wynosi tam 15. Tysięcy.
Pełną treść raportu można przeczytać na stronie NIK.
Ginekolodzy na wsiach
Jakby tego było mało, opieka ginekologiczna na wsiach często pozostawia wiele do życzenia także wtedy, kiedy ktoś już uruchomi tam praktykę. Tam, gdzie NIK dotarł z kontrolą, zauważył, że świadczenia ginekologiczno-położnicze udzielane są tylko przez 10 do 13 godzin tygodniowo. W niektórych z nich kobiety na specjalistyczne badania (USG) wysyłano do odleglejszych poradni. Dla pani w siódmym miesiącu ciąży konieczność takiej podróży to katorga.
Oliwy do ognia dolewa fakt, że kobiecie w ciąży przysługują czterdzieści dwa świadczenia zdrowotne zawarte w standardach opieki okołoporodowej. Tymczasem w skontrolowanych przez NIK placówkach tylko dwudziestu dwóm (z 1,132!) wykonano pełne badania. Lekarze tłumaczą się przeoczeniem lub – ich zdaniem – nadmiarem badań, które trzeba wykonać pacjentce w trakcie ciąży (słowem, uważali niektóre z nich za niepotrzebne). Bezpośredni wpływ ma na to wysokość świadczenia NFZ, które jest niewystarczające na pokrycie zarówno pakietu leków, jak i zestawu koniecznych badań.
Kiepsko jest również z profilaktyką – aż osiemnaście (z dwudziestu siedmiu) skontrolowanych podmiotów leczniczych nie edukowało pacjentek w zakresie przygotowania do porodu, połogu, rodzicielstwa, karmienia piersią. Ale to nie koniec, z rakiem szyjki macicy jest podobnie. W wojewódzie opolskim cytologię wykonano 0,4% procentowi mieszkanek wsi (najlepiej pod tym względem wypada wcześniej postawione wcześniej pod odstrzał województwo podlaskie – chociaż i tak jest to tylko 10,8% kobiet). Czy profilaktyka raka ma wyglądać tak, że chłopak pomaca? Jak znajdzie, to dobrze, jak nie, to zdrowa?
Co dalej?
NIK sugeruje, że sprawę mogłyby częściowo rozwiązać gabinety położnych, aczkolwiek we wspomnianym już województwie podlaskim – dla przykładu – nikt nie podpisał umowy na opiekę położnej nad opieką ciężarną. Izba apeluje, żeby wzmożyć kampanię profilaktyczne wszystkimi możliwymi drogami, ze szczególnym uwzględnieniem social media, prosi o kontraktowanie świadczeń ginekologiczno-położniczych dla gmin wiejskich, wnosi o przeprowadzanie kontroli oraz chce, by ustalono adekwatną taryfę za świadczenia okołoporodowe. Słowem: więcej placówek, więcej pieniędzy dla lekarzy i pacjentów. W przeciwnym razie państwo narazi tysiące kobiet na cierpienia związane ze śmiercią lub chorobami ich nowonarodzonych dzieci.