Niektórzy zachodni turyści planujący romantyczny wyjazd na Bali prawdopodobnie będą chcieli zrewidować swoje plany urlopowe. Wszystko przez to, że Indonezja zmienia prawo w dość radykalny sposób. Na przeszkodzie reformie stoi jednak prezydent. Czy kogoś może dziwić, że – jakby nie patrzeć – największy kraj muzułmański na świecie szykuje zwrot w stronę szariatu?
Indonezja to kraj muzułmański, nic więc dziwnego że władze chcą zmieniać prawo w duchu tej religii
Islam najczęściej kojarzy się z Bliskim Wschodem. Nie ma w tym nic dziwnego – w końcu Półwysep Arabski to nie tyko matecznik tej religii, ale również jej duchowe serce. Nie oznacza to jednak, że islam nie jest obecny także w innych częściach globu. Pisaliśmy już na łamach Bezprawnika o tym, że sułtan Brunei chce, by w jego kraju obowiązywała kara śmierci za homoseksualizm. Okazuje się, że to nie jest wcale odosobniony przypadek w regionie. Także Indonezja zamierza zmienić swoje prawo w taki sposób, by lepiej odpowiadało potrzebom muzułmańskiego społeczeństwa. To wyspiarskie państwo zamieszkuje przeszło 261 milionów ludzi. Z czego przeważająca większość, bo aż 87,2%, stanowią wyznawcy islamu. Typowe prawo szariatu obowiązuje już teraz w tamtejszej prowincji Aceh.
Prezydent Indonezji wstrzymuje w ostatniej chwili prace nad reformą kodeksu karnego – pytanie na jak długo?
Jakie zmiany szykują mieszkańcom Indonezji władze? Jak podaje Gazeta.pl, największa rewolucja dotknie sfery obyczajowej. Nie tylko zabroniony, ale i surowo karny, będzie seks pozamałżeński. Taki wybryk ma być zagrożony karą roku pozbawienia wolności. Także alternatywne względem małżeństwa formy związków, na przykład konkubinaty, będą sprzeczne z prawem. W takim przypadku władze planują wprowadzenie kary pół roku w więzieniu, chłosty i grzywny. To jednak nie koniec zmian w duchu nie tylko konserwatywnym, ale też do pewnego stopnia autorytarnym. Zaostrzone mają zostać kary za bluźnierstwo. Zabronione ma być również chociażby publiczne okazywanie sobie czułości, aborcja, udzielanie środków antykoncepcyjnych osobom niepełnoletnim, edukacja seksualna w wykonaniu osób bez lekarskiego dyplomu, czy krytykowanie prezydenta.
Co ciekawe, to właśnie prezydent Indonezji, Joko Widodo, wezwał tamtejszą Izbę Reprezentantów do wstrzymania głosowania nad nowym prawem. Ściślej mówiąc: Widodo właściwie w ostatniej chwili wstrzymał jego drogę legislacyjną. Teoretycznie organ ten miał głosować nad zmianami jeszcze w tym tygodniu. Teraz decyzja może zostać odłożona w czasie. Prezydent jest zdania, że nowe przepisy powinny zostać poddane najpierw głębszej analizie. Zwrócił również uwagę na masowe protesty przeciwko niektórym najbardziej radykalnym przepisom. Najprawdopodobniej to właśnie one były powodem nagłej zmiany zdania ze strony Widodo, wcześniej zdającego się być raczej zwolennikiem reformy w takim kształcie.
Australijczycy rezygnują z wczasów na Bali już teraz, turyści nie chcą ryzykować więzienia
Dlaczego właściwie Indonezja zamierzała wprowadzić rozwiązania prawne bliższe fundamentalizmowi znanemu z Arabii Saudyjskiej? Odziedziczony po Holendrach kodeks karny z czasów kolonialnych niekoniecznie odpowiada potrzebom, czy kulturze mieszkańców tego kraju. Co więcej, w samym społeczeństwie – zwłaszcza zaś wśród klasy politycznej – widać zwrot ku religijnemu konserwatyzmowi. Jeden z przywódców tamtejszej Partii Prosperującej Sprawiedliwości, Nasir Djamil, stwierdził nawet: „Państwo musi chronić obywateli przed zachowaniami, które stoją w sprzeczności z najważniejszymi przykazaniami Boga„. Nie powinno więc nikogo dziwić, że postulowane zmiany w prawie bardzo podobały się mułłom. Trzeba w końcu pamiętać, że islam nie przewiduje rozdziału pomiędzy wiarą a państwem.
Odmiennego zdania, jak się łatwo spodziewać, byli obrońcy praw człowieka oraz zachodni turyści. Pomimo tego, że nowe przepisy nie weszłyby w życie od razu – bo dopiero po dwuletnim vacatio legis – wielu Australijczyków postanowiło zrezygnować z wakacji chociażby na wyspie Bali. Warto zauważyć, że zmiana prawa karnego dotknęłaby nie tylko obywateli Indonezji, ale również cudzoziemców spędzających w tym kraju wakacje. W takim przypadku ewidentne różnice kulturowe mogłyby narazić turystów na przykre konsekwencje. Zwolennicy uchwalenia nowego prawa argumentują, że nie mają się czego obawiać. W końcu, jak stwierdził jeden z tamtejszych parlamentarzystów, nikt nie będzie karać turystów więzieniem za seks pozamałżeński – o ile nikt się o tym nie dowie.
Tamtejsza turystyka może jeszcze bardziej ucierpieć, jednak Indonezja siłę swojej gospodarki opiera o inne gałęzie – nie ryzykuje więc zbyt wiele
Na pierwszy rzut oka tego typu reformy mogą się wydawać ryzykowne. Trzeba jednak podkreślić, że Indonezja bynajmniej nie żyje z turystyki. Całe państwo swoją gospodarkę opiera przede wszystkim o rolnictwo. Warte odnotowania są również przemysł, czy sektor usług. Turystyka nie jest aż tak strategicznym sektorem tamtejszej gospodarki. Co innego rejony będące turystycznym zagłębiem, jak chociażby wspomniana wyspa Bali. Ta już ma problemy, spowodowane globalną falą pożarów, która nie omija także Indonezji.