Chyba każdy wiedział, że przeprowadzanie referendum razem z wyborami do parlamentu to fatalny pomysł
Trwają wybory do Sejmu i Senatu oraz przeprowadzane razem z nimi referendum ogólnopolskie. Zgodnie z przewidywaniami skutkiem połączenia jednego z drugim jest kompletny chaos organizacyjny. Siłą rzeczy, obowiązująca w tej chwili cisza wyborcza nie pozwala mi na poruszenie żadnego politycznego wątku całej sprawie. Na szczęście nie muszę, bo do akcji wkroczyła Państwowa Komisja Wyborcza. Organ ten postanowił upomnieć obwodowe komisje wyborcze w kwestii informowania wyborców o dokonywanych przez siebie czynnościach.
Pod powyższą instrukcją podpisał się Sylwester Marciniak, przewodniczący PKW. W czym tkwi problem? Są nimi informacje od członków komisji obwodowych. Chodzi o absolutnie niewinne stwierdzenia w rodzaju: "Za chwilę wydam pani trzy karty do głosowania: w wyborach do Sejmu, do Senatu oraz referendum". W żadnym wypadku nie chodzi o sugerowanie wyborcom czegokolwiek. Nikt nie wspomina głośno, że tych referendalnych nie trzeba brać, ani nie mruga porozumiewawczo. Czy PKW ma więc rację przeprowadzając taką interwencję? Uważam, że nie ma do niej żadnych podstaw.
PKW zapomina, że zmuszenie wyborcy do udziału w referendum prawniczymi fikołkami też wypacza wynik głosowania
Zanim przejdziemy do analizowania kluczowych przepisów, warto poruszyć kwestie bardziej zdroworozsądkowe. Będąc dzisiaj w lokalu wyborczym, byłem świadkiem, jak pewnemu starszemu wyborcy trzeba było pomóc poprawnie oddać głos. Rzecz jasna, na jego prośbę. W przeszłości zdarzały się różnego rodzaju sytuacje, które pomogłyby uniknąć właśnie informacje od członków komisji obwodowych. Najlepszym przykładem wydaje się niesławna "książeczka" w wyborach samorządowych z 2015 r.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 21,36%
Od strony prawnej mamy bardzo interesującą sytuację. Przeprowadzanie przez te same komisje obwodowe tych samych głosowań nie jest niczym nowym. Od zawsze łączymy ze sobą wybory do Sejmu i Senatu, a także wybory do poszczególnych organów samorządowych. Tym razem jednak sam fakt udziału w jednym odbywających się dzisiaj głosowań jest czynnikiem decydującym o wyniku preferowanym przez chyba wszystkie stronnictwa polityczne.
Nikt poczytalny nie kwestionuje, że to od wyborcy zależy, w których głosowaniach chce wziąć udział. PKW nawet nie próbuje kwestionować, że wyborca ma prawo odmówić przyjęcia którejś z kart do głosowania. Tymczasem zgodnie z art. 52 §2 kodeksu wyborczego, obwodowa komisja musi mu wydać właściwe karty wyborcze.
Osoba, która nie chce wziąć udziału w referendum, siłą rzeczy nie przystępuje do głosowania. Jeżeli zaś karta referendalna zostanie mu wydana, to tym samym zostaje ona uznana za ważną, a nasz wyborca za biorącego udziału w wyborach. Stałoby to w rażącej sprzeczności z intencją wyborcy i byłby wypaczeniem jego praw. W przypadku dzisiejszego zbiegu głosowań jego intencja nie jest oczywista. Zrezygnować z udziału w referendum po wydaniu karty się nie da, pomijając popełnienie przestępstwa w postaci jej przedarcia.
Jeżeli dla PKW niewinne informacje od członków komisji obwodowych są niedopuszczalne, to mam podpowiedź
Co jednak z punktami uchwały PKW stanowiącej podstawę przywołanej wyżej instrukcji? Nas tak naprawdę interesują jedynie dwa punkty. Zacznijmy od tego, który określa między innymi to, jakie informacje od członków komisji mogą otrzymać wyborcy.
Śmiem twierdzić, że samo tylko poinformowanie wyborcy o dokonywanych właśnie czynnościach wydawania kart w żadnym wypadku nie może zostać uznane za "pomoc w głosowaniu". Jak już wspomniałem, nie jest także żadnego rodzaju sugestią. Owszem, taka informacja pozwala tym gorzej zorientowanym wyborcom na zrezygnowanie z udziału w którymś z głosowań. Tyle tylko, że w tych szczególnych okolicznościach jest to jak najbardziej pożądane z punktu widzenia istotny procesu wyborczego. Chodzi w końcu o rzeczywistą wolę wyborcy, której urzeczywistnienie stanowi akt wyborczy.
Odmowa udziału w głosowaniu jest w końcu takim samym urzeczywistnieniem konstytucyjnych praw wyborczych jak zagłosowanie w wyborach albo referendum. Tym samym domniemywanie któregoś wyboru wydaje się absolutnie niedopuszczalne i prowadzące do potencjalnego wypaczenia wyniku. Dziwi więc rozszerzająca poza granice zdrowego rozsądku wykładnia punktu 1 wspomnianej uchwały, która prowadzi właśnie do tego rezultatu.
Spośród punktów uchwały-instrukcji przytoczonej przez PKW wprost do odmowy przyjęcia karty do głosowania odnosi się tylko pkt 50. Niezależnie od naszych rozważań, przepis o dokładnie takiej treści musi istnieć. Jeśli wyborca wprost odmówi udziału w którymś z głosowań, to nie dostaje karty, a komisja dokonuje stosownej adnotacji.
Jeżeli PKW uważa, że informacje od członków komisji są niedopuszczalne, to spieszę z kompromisowym rozwiązaniem. Wystarczy, że członkowie obwodowych komisji wyborczych spytają: "W którym głosowaniu bierze Pani/Pan udział?". Później wydadzą karty zgodnie z odpowiedzią wyborcy.