Czasem komuś wydaje się, że robi coś w słusznej sprawie. Na przykład – gdy prowokuje internetowy lincz, bo jest przekonany, że nagłaśnia przypadek potrącenia psa przez kierowcę jednej z firm. Problem polega jednak na tym, że myli firmy, ale spirali agresji nie da się już zatrzymać. Postronne osoby grożą niewinnemu przedsiębiorcy, ataki z wirtualnego świata przenoszą się do rzeczywistego. A w takiej sytuacji ciężko już wszystko zatrzymać.
Internetowy lincz na oślep
Pewien mężczyzna przejechał psa, a potrącenia dokonał prawdopodobnie jadąc firmowym samochodem. To najbardziej prawdopodobny scenariusz, ponieważ ktoś w jakiś sposób dotarł do nazwy firmy (można zatem założyć, że była po prostu zamieszczona na aucie) i – jak donosi portal olesnicainfo.pl, postanowił urządzić internetowy lincz. Tyle tylko – pomijając już to, że samozwańcze lincze nie są dobrym pomysłem – to pomylono firmy. W rezultacie od wtorku na fanpage’u firmy, która nie miała nic wspólnego z przejechaniem zwierzęcia, zaczęły pojawiać się obraźliwe wpisy. Przedsiębiorca zaczął otrzymywać nawet telefony z wyzwiskami. Dłuższą chwilę zajęło mu zorientowanie się, o co właściwie chodzi.
Jakby tego było mało, internetowy lincz wymknął się spod kontroli. Pana Andrzeja – czyli niewinnego przedsiębiorcę przypadkowo wplątanego w sprawę – zaczepiło na ulicy dwóch chłopaków. Oczywiście w związku ze sprawą. Nic dziwnego zatem, że mężczyzna zaczął obawiać się nie tylko o reputację swojej firmy, ale przede wszystkim – także o bezpieczeństwo swoje i najbliższych. Postanowił zgłosić całą sprawę na policję, a o pomoc poprosił również lokalne media. Na swojej stronie zamieścił specjalne oświadczenie, w którym wskazał różnice między nazwami obu firm, modelami aut i początkiem ich rejestracji. W ten sposób chciał udowodnić, że internauci skierowali swój gniew na niewłaściwą osobę.
Na samosądy nie ma żadnego miejsca
Jeśli ludzie reagują na krzywdę innych – niezależnie czy ludzi, czy zwierząt – to jest to naturalnie pożądane zachowanie. Trzeba sobie jednak powiedzieć wprost, że o żadnych samosądach i linczach nie powinno być mowy. Zresztą odpowiedź na pytanie „czy samosąd jest legalny” trzeba przecież jasno odpowiedzieć, że w żadnym wypadku.
W sytuacji, gdy ktoś ma wiedzę na temat tego, że dana osoba dopuściła się przestępstwa, powinna zawiadomić konkretne organy. Nie ma też miejsca na groźby i wyzwiska. Niestety – w obecnych czasach dokonanie „linczu” jest prostsze niż kiedykolwiek. Wystarczy odwiedzić czyjś profil w mediach społecznościowych i rozpętać burzę – często bezpodstawnie, tak jak miało to miejsce w tym wypadku. A wbrew pozorom, taka sprawa może za daną osobą ciągnąć się naprawdę długo – nie mówiąc o tym, na jaki stres jest narażona.
Ponadto, jak łatwo się domyślić, internetowi sprawcy niespecjalnie poczuwają się potem do odpowiedzialności. Z problemem zostaje zatem osoba, która stała się podmiotem takiego linczu. Teoretycznie przepisy prawa umożliwiają takiej osobie dochodzenie swoich praw, jednak w praktyce – wciąż jest o to dość trudno. Nie ma jednak wątpliwości, że takie sprawy coraz częściej będą trafiać do sądu. A to daje nadzieję, że zjawisko hejtu i linczowania w sieci będzie ulegać stopniowemu ograniczeniu z powodu obawy o poniesienie odpowiedzialności.