Wielkimi krokami zbliżają tegoroczne wybory parlamentarne, które mogą zdecydować o przyszłości naszego kraju. Prawo i Sprawiedliwość walczy o utrzymanie władzy, posad i synekur. Opozycja prawdopodobnie chciałaby strącić obecną władzę z piedestału. Obydwa obozy z pewnością zadają sobie to samo pytanie. Jak wygrać wybory? Łatwo nie będzie, bo żadne główne stronnictwo nie jest do nich przygotowane.
Dobre wyniki sondażowe Konfederacji zmieniły zasady gry politycznej na kilka miesięcy przed wyborami
Tegoroczne wybory parlamentarne śmiało można nazwać najważniejszymi wyborami tej dekady. Ich wynik może zdecydować o przyszłości Polski. Zjednoczona Prawica z Prawem i Sprawiedliwością na czele walczy o coś więcej niż tylko możliwość dalszego sprawowania władzy. Stawką jest także przyszłość całego zastępu polityków, działaczy i przyspawanych do obozu rządzącego beneficjentów. Wygrana opozycji oznaczałaby dla nich odcięcie od ciepłych posadek, dotacji, synekur i pozostałych fruktów. Do tego istnieje ryzyko, że nowa władza mogłaby zechcieć rozliczyć starą za całe mnóstwo wątpliwych prawnie decyzji ostatnich ośmiu lat.
Po drugiej stronie mamy Koalicję Obywatelską, która bardzo by chciała odzyskać władzę, którą utraciła w 2015 r. Powrót Donalda Tuska z polityki europejskiej dał temu stronnictwu nieco wiatru w żagle, przynajmniej przez jakiś czas. Teraz jednak główna siła opozycyjna z jakiegoś powodu złapała zadyszkę i nie jest w stanie dogonić rządzących. Jakby tego było mało, pozostałe partie opozycji – PSL i Polska 2050 – uparły się, by za wszelką cenę odciąć się od Platformy Obywatelskiej. Gdzieś tam na granicy progu wyborczego kręci się jeszcze Lewica.
Obydwie partie mają poważny problem w postaci spodziewanego czarnego konia tych wyborów. Konfederacja w ostatnich sondażach regularnie uzyskuje dwucyfrowy wynik. Same wybory odbędą się na tyle niedługo, że ultraprawicowy i ultrakonserwatywny sojusz pod wodzą Sławomira Mentzena może nie zdążyć utracić sympatii wyborców. Zwłaszcza jeśli partia dalej będzie chować do przysłowiowej szafy swoich najbardziej kontrowersyjnych liderów.
Nie ma się przy tym co oszukiwać. Szansę na zdobycie władzy mają dziś tylko PiS i PO, z mozaikami mniejszych partiami i partyjek w roli koalicjantów. Tylko jak wygrać wybory w trakcie kryzysu gospodarczego i męczącej wojny polsko-polskiej trwającej już niemal dekadę? Dotychczasowe sztuczki mogą już nie wystarczyć. Do tego obydwa główne stronnictwa wydają się kompletnie nieprzygotowane do wyborów.
Odpowiedzią na pytanie „jak wygrać wybory?” nie jest w Polsce program wyborczy, tylko stopień mobilizacji elektoratów
Polityka w ostatnich dekadach coraz bardziej przesunęła się w stronę showbiznesu i marketingu niż popisów retorycznych i programowych. Owszem, jakiś tam program wypadałoby mieć. W praktyce jednak mało który wyborca jest gotowy podjąć wysiłek przebicia się przez dziesiątki stron stosunkowo nudnego tekstu. Żeby wygrać wybory, trzeba dzisiaj podtrzymać mobilizację własnego elektoratu przy jednoczesnej demobilizacji wyborców przeciwnika. Wie to PiS, wie to PO. Obydwie partie mają ostatnio poważny problem z jednym i drugim. Do tego bardzo kiepsko radzą sobie ze wspomnianą już Konfederacją.
Zacznijmy od rządzących. Teoretycznie Prawo i Sprawiedliwość ma więcej szczęścia, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Zjednoczona Prawica utrzymuje w sondażach stabilne poparcie na poziomie trzydziestu-paru procent. Właśnie w 2023 roku większość Polaków po raz pierwszy na własne oczy zobaczyło, że ten cały Polski Ład jednak przyniósł im zauważalne korzyści. Mowa oczywiście o wyższej kwocie wolnej od podatku i obniżonej do 12 proc. podstawowej stawce podatku PIT.
Równocześnie wojna w Ukrainie pozwoliła się pokazać rządzącym od tej nieco bardziej pozytywnej i nieco bardziej kompetentnej niż zwykle strony. Kolejne afery polityków rządzącej koalicji i jej przybudówek nie czynią Zjednoczonej Prawicy większych szkód. Tak, jakby Polacy już przywykli, albo przestali śledzić temat.
Jakby tego było mało, opozycja parlamentarna uparła się, by regularnie strzelać sobie w stopę. W takich warunkach PiS mógłby teoretycznie rządzić wiecznie. Tylko co z tego? Problem tej formacji jest taki, że Jarosław Kaczyński czy Mateusz Morawiecki od dawna nie są w stanie sprawować władzy. Nie to, żeby czegoś im brakowało. Po prostu Zjednoczona Prawica już teraz jest niesterowna. Solidarna Polska Zbigniewa Ziobry, stosunkowo niewielka partia o znikomym poparciu w społeczeństwie, w ramach rządu robi właściwie co tylko chce. Przy okazji torpeduje rządową politykę zagraniczną, zwłaszcza w sprawach europejskich.
Gdyby PiS swego czasu nie postawił na skrajny konserwatyzm, to mógłby rządzić Polską wiecznie
W tej sytuacji trudno sobie wyobrażać, by rządzących zadowalał jedynie najwyższy wynik. Żeby znowu móc porządzić, PiS musiałby wygrać zdecydowanie i utrzymać większość bezwzględną w Sejmie. Najlepiej w taki sposób, by Zbigniew Ziobro z kolegami przestali być władzy absolutnie niezbędni. Rząd koalicyjny z Konfederacją byłby pyrrusowym zwycięstwem.
Niestety dla rządzących, problem sprawili sobie sami. Wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji embriopatologocznej przyniósł im trwałe tąpnięcie wyników sondażowych. Bezpowrotnie minęły czasy poparcia przekraczającego 40 proc. Chyba że w badaniach robionych na użytek propagandowych prorządowych mediów.
Jak wygrać wybory z niesterownym zapleczem politycznym, balastem najbardziej kontrowersyjnych posunięć ostatnich lat i z budżetem trzeszczącym w szwach? Tym razem rzucanie pieniędzmi w wyborców może nie wystarczyć. Nie ma się co oszukiwać: elektorat socjalny już teraz głosuje głównie na Prawo i Sprawiedliwość.
Waloryzacja 500 Plus i nowe „prorodzinne” programy wsparcia mogą tym razem nie wystarczyć. Podobnie jest zresztą z tradycyjnym dokładaniem emerytom trzynastej i czternastej emerytury. Nawet piętnasta niewiele już pomoże w sytuacji, gdy byłoby to „przekonywanie już przekonanych”. Co się na tym polu dało obiecać, już dawno zostało obiecane. W odwodzie jest już chyba tylko gwarantowany dochód podstawowy i koreański zasiłek na wychodzenie z domu. Straszyć złym Niemcem i jeszcze gorszym Tuskiem można tylko do pewnego momentu. Teraz to już nic nie daje.
Jak wygrać wybory w sytuacji, gdy nie możesz nic zrobić, bo jesteś szantażowany przez koalicjantów?
Odzyskanie centrowych wyborców przez PiS również może być problematyczne. Zaryzykowałbym wręcz stwierdzenie, że jeśli tegoroczny wysoki zwrot nadpłaconego podatku tutaj nie pomoże, to mało co jest w stanie. Sytuacji nie poprawia systematyczne antagonizowanie umiarkowanych wyborców, którzy cenią sobie przede wszystkim święty spokój.
Dewastacja wymiaru sprawiedliwości, konflikt o praworządność, nieśmieszny żart w postaci obecnego Trybunału Konstytucyjnego, postępująca klerykalizacja państwa, czy sprawa aborcji – to wszystko balast, który ciąży partii Jarosława Kaczyńskiego. Tak to jest, jak się przez lata stawia na skrajności.
W takiej sytuacji jedyną rozsądną odpowiedzią na pytanie „jak wygrać wybory?” jest dla rządzących demobilizacja elektoratu przeciwnika. Jak jednak sprawić, żeby wyborcy opozycji zostali w domach? Odpowiedź jest prosta: nie narażać im się zbytnio i liczyć, że politycy „tej drugiej strony” znowu się sami podłożą. Młodych się nie przekona do głosowania na PiS, na pewno nie załatwiając Oskarowi Szafarowiczowi ciepłą w PKO BP. Można jednak zasiać w ich głowach ziarenko wątpliwości. Rządzący muszą jednak wytworzyć wrażenie, że nie są aż tak źli.
Niestety, PiS nie jest już dziś w stanie schować do szafy Janusza Kowalskiego z kolegami. Jakiekolwiek ustępstwo w sprawach światopoglądowych oznacza . Kaczyński nie jest w stanie nawet zrobić porządku za aferami na własnym poletku, bo w ten sposób zaraz wkurzy kogoś, kogo sejmowe głosy są mu teraz niezbędne. Może chociaż tego od posady dla Szafarowicza rozliczyć za przedwyborczy sabotaż?
Teoretycznie rządzący mogą też zaproponować jakieś rozwiązania pozytywne. Radykalne uproszczenie prawa podatkowego, w szczególności mechanizmów podatku VAT, z pewnością zostałoby docenione przez przedsiębiorców na co dzień użerających się z koszmarem o nazwie „polski system podatkowy”. Żadnej wpływowej frakcji w Zjednoczonej Prawicy nie zależy na utrzymaniu obecnego stanu rzeczy, więc droga jest wolna. Miny „liberałów” z Platformy z pewnością byłyby tego warte.
PO wymyśliło sobie, że żeby pokonać PiS musi myśleć jak PiS, działać jak PiS i obiecywać jak PiS
Skoro już o Platformie Obywatelskiej mowa: parlamentarna opozycja ma obecnie poważny problem. Z niedawnego sondażu CBOS wynika, że 51 proc. respondentów wierzy w wyborcze zwycięstwo PiS. Jedynie 26 proc. ankietowanych jest przekonanych, że wygra opozycja. Owszem, można utyskiwać, że CBOS to rządowa sondażownia. Niestety, praktycznie wszystkie sondaże opublikowane w ostatnich tygodniach potwierdzają, że Koalicja Obywatelska odbiła się od szklanego sufitu. Jakby tego było mało, Polska 2050 pikuje i bez współpracy z PSL kieruje się powoli w stronę politycznego niebytu.
Można także zaryzykować stwierdzenie, że to Platforma Obywatelska w dużej mierze odpowiada za rosnące poparcie dla Konfederacji. Powód jest bardzo prosty. Partia Donalda Tuska ściga się z PiS na populizm, podbijając stawkę przy socjalnych obietnicach. Rządzący zaproponowali bezpieczny kredyt 2 proc. na pierwsze mieszkanie? PO zaczęło przebąkiwać o kredycie 0 proc. PiS coraz częściej wspomina o konieczności waloryzacji 500 Plus? W odpowiedzi Tusk zapowiedział „babciowe” w wysokości 1500 zł miesięcznie.
Naprawdę ktoś w Koalicji Obywatelskiej pomyślał, że nieco bardziej sensowny program socjalny, mający być dodatkiem do tych odziedziczonych po PiS, przekona kogokolwiek do głosowania na tą partię? Wyborcy socjalni, jak już wspomniano, głosują i tak na PiS, który nie tylko obiecuje, ale już zdążył „się podzielić”. Baza wyborców PO to także młodzi liberałowie, dla których babcine to cały czas wstrętne, socjalistyczne rozdawnictwo. Mowa o osobach gotowych przełknąć nawet najgorszą światopoglądową ekstremę „bo liczy się gospodarka”.
Platforma Obywatelska powinna przede wszystkim przestać wpychać swoich wyborców w ramiona Konfederacji
Dodajmy do tego ogólnie niską wiarygodność Platformy Obywatelskiej, budowaną przez lata przez prorządowe media i wspomnienia numerów w rodzaju podwyższenia wieku emerytalnego wbrew społeczeństwu. Warto także wspomnieć, że mało który polityk opozycji cieszy się zaufaniem społeczeństwa. W sondażach Donald Tusk praktycznie od zawsze uzyskuje wyniki niewiele lepsze od Jarosława Kaczyńskiego.
Na szczycie mamy za to całkiem sporo polityków PiS: prezydenta Andrzeja Dudę, ministra Mariusza Błaszczaka, czy premiera Mateusza Morawieckiego, znanego skądinąd z bardzo kreatywnego podejścia do prawdy. Gdzieś pomiędzy nimi znajdziemy Rafała Trzaskowskiego, któremu jednak chyba odpowiada rola prezydenta Warszawy. Innych charyzmatycznych „frontowych” polityków w PO już chyba nie ma.
Jak wygrać wybory tkwiąc po uszach w kłopotach, które samemu się sobie sprawiło? Teraz to już chyba niemożliwe. Pójście na ostre zwarcie z Konfederacją wydaje się spóźnione o co najmniej kilka miesięcy. Ponowny zwrot w stronę gospodarczego liberalizmu, choć słuszny, obarczony jest ryzykiem sprawienia paskudnego wrażenia. To chyba jednak jedyne wyjście, by mieć choćby cień szansy na wyjście z klinczu.
Platforma Obywatelska może również próbować grać na uproszczenie systemu podatkowego, walkę ze zbędną biurokracją i nadmiernym udziałem państwa gospodarce, oświacie i służbie zdrowia. Może również zaryzykować i nieść na sztandary rozliczenie obecnych rządzących za wszystko, co zmajstrowali do tej pory. Być może czas wskrzesić dawne sztuczki spod znaku „Mordo ty moja” i tym razem wykorzystać je przeciwko ich autorom?
Jak wygrać wybory będąc którąś z mniejszych partii? Odpowiedź jest prosta: nie da się
Co z innymi partiami? Szymon Hołownia niepotrzebnie uwierzył, że ma szansę stać się prawdziwym liderem całej opozycji bez potężnego zaplecza, którym dysponuje Platforma Obywatelska. Kolejnym błędem wydaje się wiara w to, że Polacy naprawdę chcą zakończenia wojny polsko-polskiej w inny sposób, niż przez zwycięstwo „swojego” obozu nad „tamtymi”.
PSL tradycyjnie walczy o przetrwanie. Pomimo tego, że zboże z Ukrainy masowo sprowadzały firmy powiązane z władzą, Polacy są skłonni uwierzyć, że to ludowcy i ludzie Hołowni stoją za próbą karmienia ich technicznym zbożem nienadającym się nawet na paszę. Wyborczy sojusz z Hołownią byłby optymalnym rozwiązaniem dla obydwu partii. Pod warunkiem, że na przeszkodzie nie staną nierealne ambicje lidera Polski 2050.
O Lewicy można powiedzieć przede wszystkim to, że wciąż jeszcze istnieje. Sprawy socjalne oddała już dawno Prawu i Sprawiedliwości, w sprawach światopoglądowych importowanie problemów i rozwiązań zza oceanu nigdy w Polsce nie przynosiło zbyt dobrych rezultatów.
Konfederacja… cokolwiek robi teraz, niech robi tak dalej i będzie dobrze. Czas gra na razie na jej korzyść. Wystarczy, że Sławomir Mentzen będzie unikać mówienia w wywiadach o sprawach światopoglądowych, a Braun z Korwinem pozostaną schowani przed wyborcami. Dwucyfrowy wynik i status trzeciej siły w przyszłym parlamencie jest na wyciągnięcie ręki.