Dawno, dawno temu, PO i PiS nie byli śmiertelnymi wrogami, a… przyjaciółmi politycznymi. Nieformalnemu sojuszowi POPiS patronował niejaki Jan Maria Rokita. Polityczny światek już dawno o nim zapomniał, ale może nie powiedział jeszcze ostatniego słowa? Jak Maria Rokita na RPO? Taki plan ma… prezydent Andrzej Duda.
Prezydent Duda nie należy do grona najaktywniejszych polityków w Polsce. Czasem jednak potrafi zaskoczyć.
„Całkiem dobrym i wartym rozważenia kandydatem na Rzecznika Praw Obywatelskich mógłby być Jan Maria Rokita” – powiedział prezydent w rozmowie z Interią – zaznaczając przy tym, że oczywiście wybór RPO to „zasadniczo decyzja parlamentu”.
Czym jest propozycja Dudy? Być może Rokita byłby jakimś kompromisem. Zwłaszcza w porównaniu do takich kandydatur jak Piotr Wawrzyk czy Robert Gwiazdowski.
Tym bardziej że Sejm nie może wybrać nowego RPO od wielu miesięcy. Partia rządząca nie chce poprzeć Zuzanny Rudzińskiej-Bluszcz, ale środowisko skupione wokół PiS nie potrafi wystawić kandydata, którego samo mogłoby poprzeć. Czy taką osobą okaże się Jan Maria Rokita?
Swoją drogą, osoby, które nie pamiętają pierwszej dekady XXI wieku, mogą pytać „kim jest tak właściwie Rokita”? No to przypominamy jego historię.
Jan Maria Rokita na RPO? „Sierota po POPiS-ie”, „premier z Krakowa”
Można powiedzieć, że Rokita był w polityce właściwie od zawsze. Dziś tak mówi się o ludziach, którzy działają w młodzieżówkach i noszą torby za swoimi liderami. Cóż, to nie ten przypadek. Rokita bowiem działał w opozycji w latach 80. i bywał internowany.
Przez lata 90. działał w prawicowych partiach, ale prawdziwą karierę zrobił na początku obecnego wieku, dzięki komisji śledczej ds. „afery Rywina”.
Trudno powiedzieć, by Rokita był osobą, która wzbudza naturalną sympatię. Ma opinię osoby momentami dziwacznej i dość aroganckiej. Jednak Polacy go pokochali za celne, czasem złośliwe pytania podczas obrad komisji. To właśnie dzięki niemu, a nie dzięki Tuskowi, notowania Platformy zaczęły szybować.
Gdy rządy SLD zaczęły dogorywać, rosło poparcie PO i PiS-u. To właśnie w tych dwóch prawicowych partiach widziano alternatywę dla postkomunistów. Mało tego, mówiono o koalicji POPiS. PO miała wygrać wybory, jako ta bardziej mainstreamowa i mniej radykalna partia. A Jan Maria Rokita przygotowywał się do roli premiera.
Specjalnie zresztą tego nie ukrywał – przed wyborami w 2005 w jego rodzinnym mieście zawisły plakaty „Jan Maria Rokita – premier z Krakowa”. Wyborcom nie spodobała się taka pewność siebie – PO przegrała wybory z PiS, a Rokita dostał wynik niższy, niż oczekiwał. I oczywiście premierem nie został.
Po 2005 r. Donald Tusk zaczął wypychać Rokitę z partii, a ten coraz częściej flirtował z PiS. Jakby nie mógł się pogodzić z porażką projektu POPiS – i z tym że nie został premierem.
Dalej było jeszcze ciekawiej – prezydent Lech Kaczyński zatrudnił w 2007 r. żonę Rokity, Nelli. W odpowiedzi Jan Maria wycofał się z życia politycznego.
„Niemcy mnie biją”
Można skwitować – jedna z wielu politycznych karier, która się załamała. Jednak Rokita odchodził z polityki jako osoba jednak jakoś szanowana. W końcu był to bardzo inteligenty człowiek ze swoją wizją państwa.
Szacunek jednak szybko prysł. W 2009 w Monachium w asyście policji został wyprowadzony w kajdankach z pokładu Lufthansy. Co się stało w samolocie? Pewności co do przebiegu awantury nie ma. Na pewno jednak Rokita krzyczał wtedy „Ratunku! Niemcy mnie biją!”. Nagranie stało się zresztą jednym z większych hitów internetu w 2009 roku. Niemcy za zajście nałożyli na niego karę 3 tys. euro.
Rokita ma za sobą też przegrany proces z byłym szefem policji Konradem Kornatowskim za nazwanie go „wyjątkowo nikczemnym prokuratorem”. Z ze względu na tę przegraną komornik zresztą wszedł mu na konto.
Po odejściu z polityki Rokita próbował swoich sił jako wykładowca akademicki i komentator. Co ciekawe potrafił pracować zarówno dla TVN24, jak i tygodnika „W sieci”.
Jednak mimo statusu komentatora, Rokita raczej nie wstawiał się za skrzywdzonymi czy za tymi, którzy po prostu cierpią przez władzę – niezależnie czy tę lokalną, czy państwową.
Czy to więc aby na pewno godny następca świetnie ocenianego Adama Bodnara?
Fot.: Piotr Drabik/Wikimedia Commons/CC BY 2.0