Downsizing i podnoszenie cen to niejedyne wymierzone w konsumentów zjawisko ostatnich lat. Można wręcz zaryzykować stwierdzenie, że najgorsze jest ukradkowe zastępowanie niektórych składników produktów spożywczych tańszymi i mniej zdrowymi zamiennikami. Kary za psucie składu produktów z pewnością otrzeźwiłyby wielu żądnych zysku producentów. Nie istnieje jednak przepis, który wprost zaliczałby takie zachowanie do praktyk naruszających zbiorowe interesy konsumentów.
Nie dość, że ceny rosną, a towaru ubywa, to jeszcze jakość produktów kupowanych przez Polaków szybko spada
Kupujesz w sklepie ten sam produkt, co zawsze. Przychodzisz do domu i próbujesz. Coś jednak jest nie takie, jakim być powinno. Jedzenie nie smakuje paskudnie. Środki czystości nie są tak samo skuteczne. Ubrania okazują się mniej komfortowe. Zaczynasz się zastanawiać, czy zmysły płatają ci figla. Na szczęście tak nie jest. Po prostu producent zdecydował się zamienić kluczowy składnik jakimś tańszym zamiennikiem.
Kryzys inflacyjny, z którego na dobrą sprawę zdążyliśmy już wyjść, przyniósł konsumentom na całym świecie kilka szczególnie niepokojących zjawisk. Wielokrotnie wspominaliśmy na łamach Bezprawnika o downsizingu, czy też „shrinkflacji„. Chodzi o skryte zmniejszanie porcji danego produktu przy zachowaniu dotychczasowej ceny. Kostki masła zrobiły się mniejsze, podobnie jak liczba czekoladek w „Ptasim Mleczku”. Spadła pojemność opakować makaronów.
Kolejnym sprytnym sposobem na skapitalizowanie kryzysu okazuje się tradycyjne podnoszenie cen. W polskich realiach jest nierzadko stosowany razem z pozostałymi dwoma. Kto w końcu powiedział, że nie można żądać więcej za mniej?
Najbardziej niebezpiecznym z nich wszystkich jest zjawisko określane na zachodzie mianem „shitflacji”, od angielskiego wulgarnego określenia ekskrementów. Jak się łatwo domyślić, wzrost cen w gospodarce przyniósł nam także celowe obniżanie jakości oferowanych produktów czy usług.
Przykładem z ostatnich dni mogą być popularne wafelki Pryncypałki produkowane przez markę Dr Gerard. Internauci alarmują, że ze składu praktycznie zniknęła prawdziwa czekolada. Jeszcze nie tak dawno temu w składzie wafelków „o smaku kakaowym w czekoladzie” mogliśmy jej znaleźć aż 41,1 proc. Teraz możemy liczyć co najwyżej na wafelki „zdobione mleczną czekoladą”. Rzeczywiście: nowy skład podpowiada, że w Pryncypałkach znajdziemy jej raptem 1,9 proc. Reszta to tzw. produkt czekoladopodobny na bazie tłuszczów utwardzanych. Miazgi kakaowej w produkcie jest raptem 9 proc.
Miesiąc temu mieliśmy do czynienia z podobnym przypadkiem w postaci past Elmex. Producent postanowił zamienić skuteczniejszy aminofluorek „wegańskim odpowiednikiem” w postaci fluorku potasu. Powiedzieć, że konsumenci byli wściekli to jak nic nie powiedzieć.
Kary za psucie składu produktów teoretycznie mógłby nakładać Prezes UOKiK
Ktoś mógłby powiedzieć, że przecież kryzys dotknął także producentów, więc powinniśmy traktować ich z większą wyrozumiałością. Warto jednak przypomnieć, że wielu ekspertów zaobserwowało, że ci dość szybko uporali się z szokiem inflacyjnym. Duża część wzrostów cen to tzw. „greedflacja”, a więc zawyżanie ceny z czystej chęci pomnożenia swoich zysków. Ot, niektóre nieuczciwe firmy po prostu żerują na tej wyrozumiałości.
Dlatego dość często w debacie publicznej pojawia się sugestia, że przydałyby się jakieś kary za psucie składu produktów. Dotyczy to w szczególności żywności. Skryta zmiana składu na gorsze jakościowo produkty znanych marek może mieć w końcu negatywne konsekwencje dla zdrowia. Nikt przy tym chyba nie wierzy w zapewnienia, że chodzi o „specyfikę danego rynku”, „preferencje konsumentów”, czy „troskę o ślad węglowy”.
Teoretycznie w Polsce za praktyki naruszające zbiorowe interesy konsumentów grożą bardzo surowe kary. Prezes UOKiK może nałożyć na przedsiębiorcę dopuszczającego się takowych karę pieniężną w wysokości nawet 10 proc. obrotu osiągniętego w roku obrotowym poprzedzającym rok nałożenia kary. Można śmiało określić to uprawnienie mianem opcji atomowej. Czy to oznacza, że w ten sposób można nakładać także kary za psucie składu produktów? Warto zwrócić uwagę na treść art. 24 ustawy o ochronie konkurencji i konsumentów.
1. Zakazane jest stosowanie praktyk naruszających zbiorowe interesy konsumentów.
2. Przez praktykę naruszającą zbiorowe interesy konsumentów rozumie się godzące w nie sprzeczne z prawem lub dobrymi obyczajami zachowanie przedsiębiorcy, w szczególności:
[…]
2) naruszanie obowiązku udzielania konsumentom rzetelnej, prawdziwej i pełnej informacji;
3) nieuczciwe praktyki rynkowe lub czyny nieuczciwej konkurencji;
[…]3. Nie jest zbiorowym interesem konsumentów suma indywidualnych interesów konsumentów.
Skryte zmiany składu przy zachowaniu tej samej ceny już można podciągnąć pod nieudzielanie rzetelnej i pełnej informacji. Sama praktyka w oczywisty sposób jest nieuczciwa. Niestety, brakuje w przepisach stosownych ustaw wskazania wprost, że takie postępowanie jest nieakceptowalne. Mam na myśli na przykład tzw. czarną listę nieuczciwych praktyk z art. 7 ustawy o przeciwdziałaniu nieuczciwym praktykom rynkowym. Biorąc pod uwagę skalę tego zjawiska, interwencja ustawodawcy wydaje się niezbędna. Czas najwyższy wziąć w obronę polskich konsumentów.