Przede wszystkim odradzam krzyczenie „Kelner!” na całą restaurację, gorsze jest tylko zaczynanie e-maili od „Witam„, ale skoro już udało mi się was zaintrygować, zapraszam do lektury niniejszego wpisu.
Otóż kelnerzy w McDonald’s pojawili się już kilka miesięcy temu. Na razie w wybranych placówkach, ale do końca 2017 każdy amerykański McDonald’s będzie miał obsługę w postaci kelnerów. Czyżby sieć w końcu chciała zasłużyć na używaną od czasu do czasu autoironicznie nazwę „restauracja”?
McDonald’s to symbol amerykańskiego snu, kapitalizmu, luzu. No i oczywiście jest to też fastfood. Wszystko więc zlewało się w logiczną wspólnotę z wizerunkiem hollywoodzkich filmów rodem z lat 80. i 90., gdy ich bohaterowie bez przesadnego patosu chcieli zjeść hamburgera. Tak też przyjęliśmy McDonald’s w Polsce, może pomijając nieszczęsne otwarcie pierwszego lokalu, gdy ówczesne elity warszawskie zjawiły się tam odstrojone jak szczury na otwarcie kanału. Chociaż to też miało swoją symbolikę ostatecznego tryumfu gospodarki rynkowej.
Dziś McDonald’s kojarzony jest z tym, że ma być szybko i tanio. Tym samym można się zdziwić na wieść, że sieć w Stanach Zjednoczonych już od dłuższego czasu eksperymentuje z wprowadzeniem do niej kelnerów. Ma być to ponoć odpowiedź na rosnące wymagania klientów. Najwyraźniej więc marka nie chce się kojarzyć z czymś na kształt „najtańszego baru”.
McDonald’s zmienia się już od dłuższego czasu, nawet w Polsce. Robi to asymetrycznie, czyli niektóre „restauracje” wyglądają niczym wyjęte rodem z wczesnych lat 90., a niektóre zapewniają już pewien powiew nowoczesności. Można w nich znaleźć na przykład kawiarnie czy burgerownie na miarę tych „hipsterskich”, których od pewnego czasu przybywa w Warszawie coraz więcej.
Nie dziwi zatem chęć zerwania z wizerunkiem, który kilka lat temu powoli zaczął działać na niekorzyść McDonald’s. Z drugiej strony… kelnerzy? Wydaje się, że pomiędzy barem dla dzieci i kierowców przy autostradach, a restauracją z kelnerami, jest jeszcze sporo miejsca na gastronomicznej mapie świata. A jednak, sieć walczy. Czy niebawem ponownie będziemy świadkami lunchy biznesmanów objadających się frytkami, choć w ostatnich latach coraz bardziej zaczęli lubić sushi?
Nie jest to wykluczone, ponieważ amerykański wariant prawdopodobnie sukcesywnie zacznie opanowywać też Europę.