Vinted to popularny serwis sprzedaży i wymiany ubrań z drugiej ręki. Klienci Vinted poskarżyli się na serwis do UOKiK. Zarzucają firmie, że nie informuje ich właściwie o swoich procedurach, przez co mają problem z otrzymaniem pieniędzy za sprzedane rzeczy. Z kolei kupujących naraża na dodatkowe koszty.
Klienci Vinted poskarżyli się na serwis do UOKiK
W czym problem? Klienci zakładają konto w serwisie. Pieniądze za sprzedane rzeczy trafiają do e-portfela. Zgodnie z regulaminem sprzedający może w każdej chwili, bez żadnych opłat, przelać je na swoje konto w banku. W regulaminie nie ma informacji, że pieniądze można zablokować. Nie jest też jasno uregulowana kwestia weryfikacji tożsamości. Więcej można się dowiedzieć wchodząc w zakładkę „Polityka prywatności”, ale też nie wszystkiego. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta zwraca uwagę, że nie jest to odpowiednie miejsce do określania zasad korzystania z serwisu.
Tymczasem tam właśnie są informacje, że dostawca usług płatniczych, holenderska spółka Adyen, w przypadku „gdy kwota wpłaty lub wypłaty zbliżać się będzie do określonego progu” może poprosić o dostarczenie kopii paszportu, dowodu tożsamości lub prawa jazdy. W„dodatkowym etapie kontroli” również o zdjęcie lub zrzut ekranu wyciągu z banku z listą transakcji z jednego miesiąca. UOKiK wytyka firmie, że nawet w tych zapisach nie sprecyzowania progów, przy jakich klient może się spotkać z takim żądaniem. Nie ma też informacji o tym, że nieudostępnienie tych dokumentów oznacza blokadę dostępu do pieniędzy. Urząd przeanalizował skargi i zdecydował o wszczęciu postępowania.
Klient musi być poinformowany
„Zarzuty wobec Vinted dotyczą w pierwszej kolejności braku jasnej, jednoznacznej informacji udzielonej we właściwym czasie. Czyli najpóźniej przed podjęciem decyzji o pierwszej transakcji za pośrednictwem serwisu. Gdyby konsumenci wiedzieli, że w pewnym momencie spółka może uniemożliwić im wypłatę pieniędzy w sytuacji braku przekazania zdjęcia dowodu osobistego czy wyciągu z konta bankowego, to mogliby nie zdecydować się na sprzedawanie rzeczy za pośrednictwem Vinted” mówi Tomasz Chróstny, prezes UOKiK.
Jak piszą w skargach klienci, gdyby wiedzieli, że serwis czy też dostawca usług płatniczych będą żądać wrażliwych danych, nie założyliby konta w Vinted. Taka polityka firmy sprawia, że czują się zmuszani do ujawnienia danych. Jeśli tego nie zrobią, nie dostaną swoich pieniędzy.
Dzięki za taką ochronę
Urząd ma też zastrzeżenia do procedury kupowania. Chodzi o możliwość i sposób przeprowadzenia transakcji bez ponoszenia opłaty za ochronę kupującego. Polega ona na zwrocie pieniędzy, jeśli nabyty przedmiot nie zostanie wysłany lub dotrze uszkodzony. A także na zapewnieniu bezpiecznej płatności bez udostępnienia danych osobowych sprzedającemu. Opłata za taką ochronę wynosi 2,90 zł plus 5 proc. ceny kupowanego przedmiotu. W serwisie domyślnie ustawiona jest opcja zakupu z ochroną kupującego przez kliknięcie w przycisk „Kup teraz”. W takiej sytuacji opłata nalicza się automatycznie i nie można z niej zrezygnować. Aby jej uniknąć, trzeba wcześniej wybrać przycisk „Zapytaj o przedmiot” i ustalić szczegóły zapłaty oraz wysyłki indywidualnie ze sprzedającym. Ta procedura nie jest jednak ani opisana w regulaminie, ani intuicyjna.
– Vinted nie przekazuje konsumentom informacji o możliwości zakupu przedmiotów bez uiszczania opłaty związanej z ochroną kupującego we właściwym czasie, w jasny i jednoznaczny sposób. W efekcie mogą oni nie zdawać sobie sprawy z możliwości zakupu bez konieczności uiszczania tej kwoty. Gdyby o tym wiedzieli, to np. mając już wcześniejsze dobre doświadczenia z danym sprzedającym, mogliby nie zdecydować się na dodatkowo płatną usługę” wyjaśnia mówi prezes Chróstny.
Za stosowanie praktyk naruszających zbiorowe interesy konsumentów grozi kara do 10 proc. rocznego obrotu przedsiębiorcy. Prezes UOKiK poprosił też by Urząd Ochrony Danych Osobowych sprawdził czy Vinted prawidłowo zabezpiecza dane, których ujawnienia domaga się od swoich klientów.