Obrazki z ostatnich dni z Wysp Brytyjskich obiegają już cały świat. Ogromne kolejki do stacji paliw w UK to efekt uboczny braku chętnych do pracy przy rozwożeniu benzyny. Braki nie są ogromne, ale na wyspiarzy zadziałała psychologia tłumu. A w tle mamy kolejny negatywny skutek opuszczenia Unii Europejskiej. Chcieli Brexitu? To teraz mają.
Kolejki do stacji paliw w UK
Zaczęło się kilka dni temu, dość niewinnie. Część stacji benzynowych w Wielkiej Brytanii wywiesiła kartki „Koniec paliwa”. Benzyna nie dotarła, bo w ostatnich miesiącach zmniejszyła się liczba osób chętnych do pracy przy jej transporcie. Kierowców zrobiło się na tyle niewielu, że nie wszędzie udawało się dojechać z paliwem na czas. Kiedy informacje o brakach na stacjach zaczęły obiegać media, pojawił się efekt kuli śniegowej. Brytyjczycy, choć wcale tego nie potrzebowali, rzucili się masowo do tankowania. Przed stacjami zaczęły się ustawiać ogromne, czasem kilkukilometrowe kolejki. Tak jakby w Wielkiej Brytanii w ogóle miało zabraknąć paliwa. Co jest nieprawdą – benzyna jest, tylko… nie ma kto jej rozwozić.
0720 on a Sunday morning in Acton, W London and an already bonkers queue for petrol pic.twitter.com/lk8n0qp7Rj
— Julian Druker (@Julian5News) September 26, 2021
Co do przyczyn tej sytuacji mamy oczywiście tyle argumentów co komentatorów. Ci blisko związani z rządem, bądź popierający Brexit, twierdzą że wszystko przez pandemię, przez którą liczba chętnych do pracy zmniejszyła się. Z przeciwnej strony sceny politycznej słychać wyraźne głosy: to skutki Brexitu właśnie! Przecież to za jego sprawą migrantom o wiele trudniej jest rozpocząć nowe życie na wyspach, a to oni zwykle stanowią dużą część osób zatrudnionych w transporcie. Czego dowody zresztą mamy też w innej dziedzinie życia – chodzi o puste półki w Wielkiej Brytanii, będące również efektem niedojeżdżania ciężarówek na czas.
Rząd robi krok w tył
Jak brytyjski rząd reaguje na kryzys? Otóż wydaje decyzję, na mocy której wydanych zostanie 5000 tymczasowych wiz dla kierowców z zagranicy. Mają oni przybyć do Wielkiej Brytanii i uratować kraj przed transportową zapaścią. Tak, dobrze czytacie, ci ponoć źli i straszni migranci, przez których dumne Zjednoczone Królestwo opuściło tę zepsutą wspólnotę, muszą ruszyć na pomoc. Bo Brytyjczycy nie mają jedzenia na półkach, a paliwo nagle stało się czymś na wagę złota. Chichot losu, prawda? Ci, którzy ostrzegali na wyspach przed Brexitem muszą mieć teraz gorzką satysfakcję.
Kryzys paliwowy to pewnie nie ostatni problem, jakiego przysporzy Wielkiej Brytanii Brexit w 2021 roku. Oczywiście, wychodząc z unii nikt nie przewidywał pandemii i w tym kontekście nie można zrzucać całej winy na decydentów. Ale fakty są takie, że kraj opierający się przez dekady na migrantach, nie jest w stanie się od nich natychmiast uniezależnić. Dlatego może i „Brexit is done”, ale Londyn nie ma wyjścia i musi poprosić o pomocną dłoń między innymi kraje Unii Europejskiej. A teraz wyobraźcie sobie, co by się stało gdyby wspólnotę opuścił kraj biedniejszy, niebędący światową potęgą, jak Wielka Brytania. Na przykład aspirująca ostatnio do tego (ustami swoich rządzących) Polska?