Kolejne podwyżki w Biedronce stają się faktem. Portugalska sieć podaje, ile teraz będzie można zarobić – i na jakie nagrody można liczyć. Pewne jest to, że nie są to ostatnie wzrosty wynagrodzeń w tej firmie. Pensje będą rosły i rosły… dopóki roboty na dobre nie będą zastępować ludzi z krwi i kości.
Kolejne podwyżki w Biedronce, jak wynika z najnowszego komunikatu Jeronimo Martins Polska, zaczną obowiązywać już od 1 lipca. Obejmą 60 tys. osób – czyli 3/4 biedronkowej załogi. Chodzi tu o najbardziej newralgiczne stanowiska – pracowników sklepu, sprzedawców-kasjerów, kasjerów, ale i zastępców kierowników sklepów.
Rozpoczynający pracę w firmie kasjer-sprzedawca zarobi od lipca nie mniej niż 4050 zł, a górny limit wyniesie 4400 zł brutto. Jeśli ma z kolei staż powyżej 3 lat, będą to widełki od 4200 zł do 4650 zł brutto.
Jak podkreśla Biedronka, zwiększenie wynagrodzeń czeka także pracowników centrów dystrybucyjnych. I tak magazynier z najmniejszym stażem będzie mógł liczyć na pensje w zakresie 4400-4700 zł, a inspektor ds. administracyjno-magazynowych na 5050 – 5350 zł brutto. Po trzech latach stawki te zwiększają się odpowiednio do poziomu 4850-5150 zł i 5350-5650 zł.
Biedronka przypomina też, że w sieci można liczyć na nagrody. I tak w kwietniu ok. 55 tys. zatrudnionych w sieci otrzymało Nagrodę Specjalną E.A. Soares dos Santos w wysokości 3750 zł. W czerwcu pracownicy dostali drugie w tym roku zasilenie e-kodu pracowniczego. Kwoty wynoszą od 140 do 260 zł w zależności od osiąganego dochodu.
Kolejne podwyżki w Biedronce. Czemu sieć się na to decyduje?
Odpowiedź jest banalnie prosta – walczy o pracownika. Ta konkurencja prosta nie jest, bo główny konkurent – Lidl – ciągle płaci więcej. Pracownicy sklepów w tej sieci zarabiają 4 200-5 150 zł brutto na początku zatrudnienia. Po roku pracy gwarantowany jest wzrost płacy do poziomu 4400-5350 zł. Po dwóch latach stażu to jest już od 4 600 do 5 600 zł. W magazynach Lidla po dwóch latach pracy można z kolei zarobić nawet 5800 zł.
Wojna płacowa o pracownika dyskontowego zatem trwa i pewnie prędko się nie skończy. Z drugiej jednak strony, coraz więcej ludzi w sklepach zastępują maszyny, na przykład kasy bezobsługowe. Więc jednak na horyzoncie jest to, że w pewnym momencie sieci nie będą potrzebować już tylu osób do pracy. I będą wtedy na pewno mniej skore do podnoszenia pensji.