Kiedyś przychodzenie do pracy w garniturze i koszuli z krawatem było oczywistością. Ale millenialsi odrzucają zwyczaje swoich rodziców – i wolą dress code wzięty rodem ze start-upu z Doliny Krzemowej. Firmy się uginają, a producenci mają problem. To koniec garniturów?
Słyszałem niedawno taką historię. Syn bardzo konserwatywnych prawników przez kilka lat pracował w niezłej firmie. Ale rodzice nie szanowali jego wyboru, ba, nie uznawali jego pracy nawet za prawdziwą pracę. Czemu? – Co to za praca, do której nie chodzi się w krawacie – argumentowali. Wygląda jednak na to, że świat pracy właśnie coraz bardziej odsuwa się od krawatów.
Jak podaje „The Wall Street Journal”, rynek męskich garniturów w USA od 2015 roku skurczył się o 8 proc. A coraz więcej firm rezygnuje ze sztywnego dress code’u. Tyczy się to nawet tych bardzo konserwatywnych, jak mogło by się wydawać, firm. Taki Goldman Sachs zrezygnował na przykład niedawno ze sztywnych zasad na rzecz „rozsądnej elastyczności”.
Garniturów sprzedaje się więc coraz mniej, za to jest prawdziwy boom na… dresy. Jak się okazuje, sprzedaż sportowej odzieży, którą można nosić na co dzień, wzrosła od 2015 r. aż o 17 proc.
To koniec garniturów? Millenialsi nie chcą wyglądać jak rodzice
O millenialsach napisano w ostatnich latach chyba już prawie wszystko. Na pewno ich podejście do pracy jest zupełnie inne niż ich rodziców, na przykład tych z „generacji X”, o wcześniejszych pokoleniach nie wspominając.
Nie przepadają oni na przykład za sztywną hierarchą w korporacji. A właściwie to nie przepadają za korporacjami w ogóle (no, chyba że za Apple czy Starbucksem). Tymczasem garnitury kojarzą się właśnie z korporacyjną hierarchią. Przez dekady w biurowcach garnitury pełniły rolę swojego rodzaju mundurów. A zamiast pagonów była metka – im droższy garnitur, tym wyższe miejsce w strukturze.
Fakt, niektórzy próbowali to trochę oszukiwać – stąd słynne amerykańskie powiedzonko „ubieraj się zgodnie ze stanowiskiem które chcesz mieć, nie zgodnie z tym, które masz”.
Ale millenialsi wolą start-upową kulturę, w której prezes siedzi często w tym samym open space, co jego pracownicy. Ten sam prezes zamiast eleganckiego krawata ma natomiast sprany podkoszulek czy wytarty sweter – nawet jak jest założycielem największego serwisu społecznościowego lub legendarnym twórcą sprzętu IT.
Inna sprawa, że millenialsi też po prostu chcą wyglądać inaczej niż ich rodzice – zresztą jak chyba każda generacja przed nimi. A że na rynku pracy mają sporo do powiedzenia, to mogą kreować swoje zasady. I firmy się uginają – nawet tak konserwatywne jak Goldman.
Czy więc to już koniec garniturów? Gdy się rozejrzymy po polskich miastach (może za wyjątkiem stolicy), to faktycznie – ludzi pod krawatami jest chyba coraz mniej. Ale spokojnie – politycy, prawnicy czy prezesi spoza branży IT prędko swoich garniturów od Zegny czy Armaniego nie odłożą.
Fot. USA Network