Zakaz handlu w niedziele miał pomóc małym sklepikarzom konkurować z wielkimi sieciami. O tym, że to się udało, mówił niedawno sam premier Morawiecki. No to czas na ciąg dalszy. Teraz 500 sklepikarzy mówi premierowi, że jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B. Czy więc koniec zakazu handlu jest coraz bliższy?
Im bliżej wyborów (a właściwie to maratonu wyborczego), tym temat zakazu handlu w niedziele jest gorętszy. Właśnie na biurko premiera wpłynęła nowa petycja – podpisały ją znane organizacje (np. Związek Przedsiębiorców i Pracodawców Cezarego Kaźmierczaka), ale i 500 zwykłych, drobnych sklepikarzy.
Ta petycja to krzyk rozpaczy. Najdrobniejsi przedsiębiorcy z sektora handlowego apelują do premiera, by wycofał się z regulacji, które doprowadzają do ich bankructw. Mamy głęboką nadzieję, że zostaną wysłuchani – apelują przedsiębiorcy.
Argumenty małych przedsiębiorców nie są nowe. Argumentują więc, że to oni najwięcej stracili na zakazach.
W ciągu pierwszego roku obowiązywania ustawy o zakazie zamkniętych zostało aż 16 tysięcy małych rodzinnych sklepów, którym nowe przepisy miały przecież pomóc – piszą drobni przedsiębiorcy.
To ważny głos. Ale koniec zakazu handlu wcale bliski nie jest
Wielokrotnie w dyskusjach przywoływano szwagrów, kuzynów i sąsiadów, którzy rzekomo prowadzą małe sklepy i chwalą zakaz handlu – to miał być kontrargument wobec miażdżących tę regulację statystyk. Skoro zatem powszechnie dostępne dane wciąż niektórych nie przekonują, postanowiliśmy zebrać podpisy pod petycją do pana premiera, w której apelujemy o uchylenie tej szkodliwej ustawy. Jest ich ponad pięćset – a więc solidna, reprezentatywna grupa właścicieli najmniejszych sklepów, a nie pojedyncze anonimy – pisze w liście do szefa rządu szef ZPP Cezary Kaźmierczak.
W petycji do premiera powtórzone zostało jeszcze stanowisko ZPP – żeby zamiast zakazu handlu po prostu wprowadzić dwie wolne niedziele dla każdego pracownika na etacie.
Czy petycja sklepikarzy coś zmieni? Można oczywiście powiedzieć, że teraz rządowi trudno będzie mówić, że skutki zakazu wcale nie są takie złe. W końcu 500 przedsiębiorców to już jakaś tam polityczna siła.
500 przedsiębiorców kontra… 400 tysięcy związkowców
Ale dla przeciwników niedzielnego zakazu nie mamy najlepszych wiadomości. Do NSZZ „Solidarność” należy przynajmniej 400 tysięcy osób. A przecież nie jest tajemnicą, że to „S” należy do najgorętszych zwolenników zakazu handlu. I to szef związku, Piotr Duda, był niedawno na rozmowach u prezesa PiS – i miał usłyszeć, że zakaz pozostaje.
Nie ma się więc co dziwić – 400 tysięcy związkowców to gigantyczna siła, przy której 500 przedsiębiorców niezbyt ma znaczenie. I nawet gdyby do tych 500 drobnych sklepikarzy dołączyli wszyscy pracownicy Jeronimo Martins (właściciela Biedronki) – i to nie tylko w Polsce – to byłoby to zaledwie 25 proc. głosów, które może zapewnić „Solidarność”.
Koniec zakazu handlu? Cóż, na razie nie ma co na to liczyć. Nielubiany przez przedsiębiorców i znaczną część zwykłych Polaków przepis jeszcze trochę z nami zostanie.