Koszt dodatku węglowego sięgnie 11,5 miliarda złotych. Beneficjenci będą mogli wydać swoje 3 tysiące złotych, na co tylko będą chcieli. Dosypywanie pieniądza na rynek w momencie, w którym zmagamy się w Polsce z galopującą inflacją to przepis na dalszy wzrost cen i wydłużenie kryzysu o kolejne miesiące. Trudno o prostszy przepis na katastrofę.
Dodatkowe miesiące galopującej inflacji to koszt dodatku węglowego
Okazało się, że jednak nie mamy w Polsce węgla na dwieście lat. Właściwie, to nie mamy go wcale. Przynajmniej jeśli chodzi o zapasy tego surowca zgromadzone przez rząd. Premier Mateusz Morawiecki zignorował nawoływania własnych ministrów i nawet nie spróbował stworzyć w porę stosownej rezerwy. W międzyczasie kompletnym fiaskiem zakończył się program wprowadzenia rządowej ceny węgla. Właściciele składów jeszcze nie oszaleli i ani myślą sprzedawać surowiec po cenie zdecydowanie poniżej jego rynkowej wartości. Dlatego właśnie rządzący wymyślili sobie dodatek węglowy.
Chodzi o 3 tysiące złotych, które dostanie niemal każdy właściciel źródła ciepła na paliwo stałe zawierające co najmniej 85 proc. węgla kamiennego. Beneficjenci będą mogli wydać otrzymane pieniądze, na cokolwiek tylko zechcą. Żadnego kryterium dochodowego, żadnego rozliczania zakupu surowca. Razem za tą ekstrawagancję zapłacimy nawet 11,5 miliarda złotych. Dla porównania: czternasta emerytura to koszt rzędu 12 miliardów złotych. Na 500 Plus wydajemy każdego roku 40 miliardów złotych. Słowem: koszt dodatku węglowego będzie bardzo duży. Tymczasem sam węgiel i tak trzeba będzie kupić za granicą.
Warto przy tym wspomnieć, że nie mam nic przeciwko samemu wsparciu osób, które rząd swoim zaniechaniem postawił w trudnej sytuacji. Z jednej strony chodzi o osoby, które mogły wymienić „kopciucha” na bardziej ekologiczny piec węglowy, bo mogły uzyskać na takowy dofinansowanie z programu „Czyste Powietrze”. Nasza władza w końcu całymi latami stała murem za węglem. Odwidziało jej się dopiero stosunkowo niedawno. Są także osoby, które naiwnie posłuchały apeli polityków rządowych, by nie kupować węgla na zapas. Wtedy jeszcze nie był aż tak drogi i był jeszcze jakoś tam dostępny.
Cały problem w tym, że koszt dodatku węglowego nie zawiera się tylko w tych 11,5 miliardach złotych. Należy bowiem przypomnieć rządzącym, że Polska boryka się właśnie z problemem galopującej inflacji. Tymczasem dosypywanie pieniędzy na rynek niespecjalnie pomaga w walce z tym zjawiskiem.
Rząd w walce z inflacją naciska na hamulec, trochę naciska na gaz i zaraz się o coś rozbije
Być może niektórzy nasi czytelnicy pamiętają wypowiedź Ludwika Koteckiego, jednego z członków Rady Polityki Pieniężnej. Skarżył się on w połowie czerwca, że rząd przeszkadza RPP w walce z inflacją. Organ ten podnosi stopy procentowe, tymczasem władza wypłaca czternaste emerytury, wydłuża tarczę antyinflacyjną. Od tego momentu mieliśmy jeszcze wakacje kredytowe. Teraz do proinflacyjnych posunięć rządu należy dorzucić dodatek węglowy.
To oznacza, że będziemy wszyscy męczyć się z rosnącą inflacją kolejne miesiące. Najprawdopodobniej Rada Polityki Pieniężnej będzie w tej sytuacji zmuszona dalej podnosić stopy procentowe. Tym samym raty kredytów hipotecznych wzrosną jeszcze bardziej. Równocześnie ceny w sklepach będą rosły jeszcze szybciej. Wartość złotówki, już teraz najsłabsza od jakichś 20 lat, zapewne znowu spadnie. Jeżeli z ostatnich prognoz NBP wynikało, że nadchodzące półtora roku będzie trudne, to teraz będzie zauważalnie trudniejsze.
Politykę antyinflacyjną rządu najlepiej podsumował sam Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla „Polska Times”. Prawdopodobnie niechcący.
Naciskamy na hamulec, ale też trochę naciskamy na gaz. Tak to – niestety – w tej chwili wygląda, ale innego wyjścia, jeżeli się chce możliwie dużo oszczędzić społeczeństwu, nie ma. Dlatego tak – że tak powiem – manewrujemy, bo liczymy, że w ciągu przyszłego roku inflacja wyraźnie spadnie
Koszt dodatku węglowego to właśnie takie naciskanie obydwu pedałów naraz. Kierowcy doskonale wiedzą, że to nie jest najrozsądniejszy pomysł. Także w tym przypadku: ani nie sprawią, że inflacja zacznie spadać, ani też niczego nie oszczędzą społeczeństwu. Istnieją przy tym poszlaki wskazujące na dość nieczyste intencje ze strony rządzących.
Postawmy sprawę jasno: problemy z dostępnością węgla w Polsce to wina rządowych zaniechań
Przede wszystkim: dodatek węglowy nie ma żadnego sensu w momencie, kiedy istnieją poważne problemy z dostępnością węgla w Polsce. Za to sprawia wrażenie, że rząd coś robi. Tymczasem w przyszłym roku mamy wybory parlamentarne. Od ich wyniku zależy „być albo nie być” polityków obecnej władzy. Zwłaszcza jeśli uwzględnimy cały szereg wątpliwych prawnie posunięć ostatnich siedmiu lat. Sprawdzoną taktyką Zjednoczonej Prawicy przez ten czas było rozdawanie pieniędzy bez patrzenia na konsekwencje.
W przypadku węgla rządzących obarcza szereg zaniedbań. Najpierw pomylili kolejność w kwestii polskiego górnictwa. To znaczy: zdecydowali się na jego wygaszenie zanim nie ograniczy się w dostatecznym stopniu popytu na węgiel w Polsce. Później to Mateusz Morawiecki, mimo wszystko słusznie, forsował na arenie międzynarodowej embargo na rosyjski węgiel. To rządzący zdecydowali się na taki krok, pomimo tego że teraz próbują zrzucić winę na opozycję. Przede wszystkim jednak: nie stworzyli w porę rezerwy i zlekceważyli ostrzeżenia branży węglowej.
Próbowali więc „sprawiać wrażenie” za pomocą wprowadzenia ceny regulowanej na węgiel. To również była zagrywka PRowa za cudze pieniądze. Niestety cały pomysł, jak już wspomniano, okazał się porażką. Dodatek węglowy to tylko kolejna próba zrobienia tego samego co zwykle. Z tym że nieco bardziej desperacka.
Rozsądną alternatywą dla socjalnego rozdawnictwa w czasie poważnego kryzysu byłoby oczywiście pozyskanie surowca. Jak już wspomniano: ten i tak trzeba będzie kupić, nie za uśmiech wyborcy a za pieniądze. Jest jednak mały problem: szybki zakup węgla na rynkach światowych wydaje się mało prawdopodobny. Istnieje więc spora szansa, że zimą i tak właściciele pieców węglowych będą marzli.
Koszt dodatku węglowego zapłacą wszyscy Polacy, łącznie z beneficjentami tego programu
Kolejnym argumentem pozwalającym postawić tezę, że rządzący coś knują, jest treść ustawy węglowej. Nie byliby sobą, gdyby nie wcisnęli do niej przepisów niemających nic wspólnego z tematem. Chodzi o przepisy ułatwiające przejmowanie komercyjnych banków.
Typowa pułapka: opozycja zagłosuje „za”, to umożliwi władzy kolejne szachrajstwo. Zagłosuje „przeciw”, to rządowe media podniosą larum jak to „zły Tusk nie chce pomóc Polakom”. To jednak materiał na zupełnie osobny tekst.
Koszt dodatku węglowego to nie tylko pieniądze z funduszu covidowego, które rząd zamierza rozdać. To przede wszystkim opłakane skutki gospodarcze, z którymi takie posunięcie się wiąże. Zbiednieją przez nie sami beneficjenci programu, bo oni przecież też robią zakupy w sklepie. Siłą rzeczy bardziej ucierpią wszyscy pozostali Polacy, którzy nie dostaną tych 3 tysięcy złotych. Kredytobiorcy zapłacą kolejną podwyżką stóp procentowych i wyższą ratą kredytu. Jadący na zagraniczne wakacje zapłacą poprzez mniej korzystny kurs złotówki. To samo dotyczy kupujących towary w zagranicznych sklepach internetowych.
Zapłaci także sam budżet państwa, kiedy już przyjdzie do spłacania długów zaciąganych za rządów Zjednoczonej Prawicy. Zapewne będziemy ten okres wspominać równie „ciepło” jak legendarne długi zaciągane przez ekipę Edwarda Gierka. W końcu jeden taki program rozdawnictwa Polska byłaby zapewne w stanie udźwignąć. Problem zaczyna się wtedy, kiedy jest ich całe mnóstwo i co rusz pojawiają się nowe.