Norweski oddział Amnesty International stworzył całą komediową kampanię sprzeciwiającą się polskim „strefom wolnym od LGBT”. Nasz kraj jawi się w nich jako kraina absurdu. Organizacja zachęca do podpowiadania naszemu rządowi propozycji kolejnych absurdalnych „stref wolnych od”. Tymczasem Polacy żyją w tym absurdzie na co dzień.
Kampania „kraina absurdu” stara się przybliżyć światowej opinii publicznej polską rzeczywistość
Czy Polska to kraina absurdu? Wielu mieszkańców naszego kraju odpowiedziałoby na to pytanie twierdząco. Tymczasem okazuje się, że do podobnego wniosku doszło norweskie Amnesty International. Organizacja wyszła z założenia, że absurd najlepiej zwalczać absurdem i stworzyła całą komediową kampanię wymierzoną w polską nagonkę wymierzoną w środowiska LGBT. W szczególności zaś w pewne „strefy wolne od ideologii„.
Stylizowany na angielski humor spot towarzyszący kampanii ma bardzo prostą wymowę. Skoro polski rząd chce tworzyć „strefy wolne od LGBT”, to równie dobrze może wymyślić strefy wolne od leworęcznych, śmiechu, czy samochodów. Amnesty International zachęca więc, by uczynni internauci podsunęli naszym władzom swoje pomysły. Co do jakości wykonania zdania są z pewnością podzielone.
Cała kampania ma służyć międzynarodowemu naciskowi na polski rząd, któremu organizacja chce wskazać dwie rzeczy. Strefy wolne od LGBT są nie tylko niebezpieczne i wykluczające, ale także niewyobrażalnie wręcz absurdalne. Zdaniem organizacji „miłość to po prostu jedno z praw człowieka”. Moment jej rozpoczęcia nie wydaje się zresztą przypadkowy – 1 czerwca rozpoczyna się tzw. „Miesiąc dumy LGBT” upamiętniający zamieszki w Stonewall z 1969 r.
Gdyby tylko Norwegowie wiedzieli, jak wielka jest polska kraina absurdu, to być może zdecydowaliby się z niej jednak nie naigrywać. Oczywiście, na stronie kampanii można znaleźć nieco bardziej szczegółowe informacje o kontekście całej sprawy. Trudno oprzeć się wrażeniu, że Amnesty International w wyjaśnieniu jej internautom jedynie musnęła istotę problemu.
Polska rzeczywistość społeczności LGBT maluje się w dużo ciemniejszych barwach, niż przestawiają to Norwegowie
Dowiemy się, że około 100 polskich samorządów przyjęło Samorządową Kartę Praw Rodziny lub otwartą deklarację uczynienia danej jednostki „strefą wolną od LGBT”. Pojawił się także wątek kampanii prezydenckiej Andrzeja Dudy w 2020 r. i tej wcześniejszej, przed wyborami parlamentarnymi. Na pierwszy rzut oka się zgadza. Rzecz w tym, że prawda jest bardziej złożona i lepiej wpisująca się w konwencję tragedii albo wręcz horroru.
Z przyjęciem Samorządowej Karty Praw Rodziny i strefami wolnymi od LGBT polski rząd ma niewiele wspólnego. Kartę przygotował instytut Ordo Iuris, bardzo wpływowa pod rządami Zjednoczonej Prawicy organizacja zajmująca się nie tylko prawem, ale także politycznym lobbingiem. Skądinąd powiązany z pewną wywodzącą się z Brazylii ultrakonserwatywną międzynarodówką.
Nie da się ukryć, że Instytut ma silne powiązania z ministerstwem sprawiedliwości i mniejszy lub większy wpływ na polskie prawodawstwo. Wspomniane ministerstwo finansuje nawet szemrane inicjatywy mające wspierać „przeciwdziałanie przestępstwom pod wpływem ideologii LGBT„.
Maraton wyborczy z lat 2019-2020 to czas, gdy nie tylko „poruszano” temat i kwestię „ochrony polskiej rodziny przed złowrogą ideologią”. Przypomnijmy słowa prezydenta Andrzeja Dudy: „Próbuje się nam proszę państwa wmówić, że to ludzie. A to jest po prostu ideologia”. Ktoś mógłby powiedzieć, że to tylko wyrwana z kontekstu wypowiedź. Zapewne miałby trochę racji. Problem w tym, że cały kontekst sprowadzał się do obrony posła wyproszonego z telewizyjnego wywiadu za dokładnie taką samą tezę.
Przypomnijmy: prezydent Duda chciał zmienić Konstytucję RP po to, by osoby nieheteroseksualne nie mogły adoptować dzieci
Partia rządząca w trakcie tych dwóch kampanii wyborczych urządziła regularną antygejowską nagonkę. Z czystego cynizmu, tylko po to by zyskać poklask i głosy środowisk konserwatywnych. Ci sami konserwatyści głosili tezę o „tęczowej zarazie”. I to nie byle jacy, bo rodzimi arcybiskupi. W Polskę środowiska antyaborcyjne wysyłają swoje „homofobusy” mające wzbudzić w Polakach przekonanie, że homoseksualiści to w zasadzie pedofile, którzy dybią na Polskie dzieci.
Jakby tego było mało, Andrzej Duda wpadł na jakże „genialny” pomysł, by wpisać do Konstytucji RP zakaz adopcji dzieci przez pary jednopłciowe. Prawdziwa polska kraina absurdu to także częste doszukiwanie się powiązań i analogii pomiędzy środowiskami LGBT a najgorszą sowiecką wersją komunizmu. Brzmi mniej śmiesznie a bardziej strasznie, nieprawdaż?
Dodajmy do tego przypadki fizycznych ataków na osoby nieheteroseksualne, czy spalenie mieszkania w trakcie zeszłorocznego Marszu Niepodległości, bo uczestnicy dostrzegli piętro wyżej tęczową flagę ale z celnością było u nich raczej kiepsko.
Oczywiście, politycy prawicy przekonują, że przecież nie chodzi im o osoby nieheteroseksualne, lecz o „ideologię”. Problem w tym, że tą sobie najzwyczajniej w świecie zmyślili. Bardzo łatwo zresztą udowodnić, że to zwyczajne łgarstwa. Gdyby politykom Zjednoczonej Prawicy rzeczywiście chodziło o, dajmy na to, „lewicujące organizacje”, to równocześnie staraliby się jakoś ułatwić życie osobom nieheteroseksualnym nieangażującym się zbytnio w polityczne spory.
Partia rządząca mogłaby też zmusić swoich samorządowców do pójścia po rozum do głowy i wycofanie się z tych wszystkich uchwał. W końcu są z nimi tylko problemy, takie jak rezygnacje miast partnerskich ze współpracy, czy odcięcie od Funduszy Norweskich. W obydwu przypadkach Zjednoczona Prawica nie zrobiła nic, by opanować potężny pożar wizerunkowy. Nawet nie spróbowała. Nic dziwnego – bo nie na takim wizerunku jej zależy.
Norweskie Amnesty international się pomyliło – Polska to nie kraina absurdu, lecz czystego politycznego obłędu
Cały problem w naszej prawicy tkwi w tym, że kołtuństwa, zaściankowości, nietolerancji i odklejenia od rzeczywistości czynią swoją chlubę. Oni naprawdę chcą, by Polacy wierzyli, że gnębiąc osoby LGBT naprawdę walczą z pedofilami, Niemcami i Związkiem Radzieckim równocześnie. Niektórzy z nich zapewne wierzą, że naprawdę bronią „tradycyjnej polskiej rodziny będącej uświęconym związkiem kobiety i mężczyzny”. Myślą, że Bóg ich za całe wyrządzone bliźnim zło nagrodzi. Inni po prostu są cynikami starającymi się budować kariery polityczne na grzbiecie współobywateli.
Przy takim punkcie widzenia łatwo można przewidzieć reakcję polskiej prawicy na kampanię Amnesty International. Kolejny zamach na Polskę, kolejna obraza uczuć religijnych, kolejny atak „złego Niemca” na tradycyjne polskie wartości. A jeżeli ktoś sądzi inaczej, to jest zdrajca, zaprzaniec, komunista i zapewne miał dziadka w Wehrmachcie.
Nie sposób nie uwierzyć w dobre intencje norweskiego Amnesty International. Tyle tylko, że polska kraina absurdu wcale nie jest śmieszna. Tak naprawdę w kwestiach światopoglądowych nasz kraj jest bardziej krainą obłędu.