Bezrobotni zaniedbują własne dzieci, poświęcając mniej czasu na ich edukację niż rodzice, którzy muszą życie prywatne dzielić z zawodowym. To nie opinia, to wynik badań: leniwi bezrobotni, choć mają czas, to nie poświęcają go swoim dzieciom. A czego Jaś się nie nauczy…
Instytut Badań Strukturalnych opublikował wyniki badań w publikacji zatytułowanej „Working time flexibility and parental ‘quality time’ spent with children”. Autorki, Iga Magda oraz Roma Keister, tak opisują zadanie, jakie stanęło przed badaczami:
Nasz artykuł wpisuje się w literaturę dotyczącą nierówności we wczesnym dzieciństwie podkreślając czynniki wpływające na inwestycję jaką jest czas rodziców przeznaczony na naukę i zabawę z dziećmi (w odróżnieniu od czynności opiekuńczych). Odpowiadamy nanastępujące pytania badawcze:
(1) Jakie cechy społeczno-ekonomiczne rodziców wpływają na ilość czasu spędzanego z dziećmi na aktywnościach edukacyjnych?
(2) Czy rodzice pracujący zawodowo poświęcają mniej czasu na aktywności edukacyjne z dziećmi niż rodzice niepracujący?
(3) Czy zależność między aktywnością zawodową rodziców a czasem poświęcanym dzieciom jest związana z (nie)elastycznością czasu pracy rodziców?
Wyniki badań są co najmniej ciekawe.
Ludzie w wieku 18-24 lata mają kredyty, długi, a zadłużenie młodych cały czas wyłącznie tylko rośnie
Leniwi bezrobotni? No niestety tak to wygląda
Przede wszystkim okazuje się (a badaniami objęta grupę kilkudziesięciu tysięcy osób), że więcej czasu na nauce i zabawie z dziećmi spędzają rodzice aktywni zawodowo. Interesujący jest brak korelacji między elastycznością czasu pracy a uwadze poświęcanej dzieciom. Istotniejsze od tego, na co tracimy czas w pracy (i ile go tracimy) jest tzw. kapitał społeczny rodziców – dający się zweryfikować np. ilością posiadanych książek. Mówiąc krótko, to wykształcenie i postawy wyniesione z domu determinują to, jak rodzice kreują relacje ze swoimi dziećmi i to, ile czasu i energii poświęcają na ich wychowanie.
Bo żeby nie było wątpliwości: badaczki nie analizowały tego, ile czasu rodzice spędzają z dziećmi np. na karmieniu czy usypianiu, a wyłącznie na wspólnych grach, zabawach, szeroko rozumianej edukacji. Wynik jest jednoznaczny: to nie ilość czasu, jakimi dysponują rodzice, decyduje o tym, czy dziecko otrzyma należytą ilość uwagi. A wydawałoby się, że osoby bezrobotne – skoro nie mogą znaleźć pracy mimo naprawdę dobrej koniunktury na rynku – mogą skupić się na rozwoju własnych dzieci. Praktyka jednak temu przeczy. Pracujący rodzice są w stanie wygospodarować więcej czasu i poświęcić go potomkom, dbając o ich rozwój.
To jednocześnie – badaczki o tym nie wspominają, ale wniosek nasuwa się sam – pokazuje, że system publicznej edukacji wciąż ma przed sobą ogromną misję do wykonania. Skoro dzieci bezrobotnych zbyt często nie otrzymują wystarczającego wsparcia w rozwoju ze strony swoich rodziców, to powinno im to zapewnić państwo – choćby po to, aby nowe pokolenia były na tyle zaradne, aby nie wpadały w sidła bezrobocia.