Minister Łukasz Szumowski przedstawił swoją rekomendację odnośnie wyborów prezydenckich. Przekonuje, że o ile tradycyjna forma przez dwa lata nie wchodzi w grę, o tyle wybory majowe korespondencyjne z medycznego punktu widzenia są bezpieczne. Patrząc obiektywnie na całą sprawę trzeba niestety przyjąć do wiadomości, że to jedyna opcja jaką mamy.
Wszystko wskazuje na to, że Jarosław Kaczyński dopnie swego i będzie miał swoje majowe wybory
Na temat wyborów prezydenckich w trakcie epidemii koronawirusa napisano już wiele, także na łamach Bezprawnika. Dwie zasadnicze kwestie nie ulegają chyba wątpliwości. Przede wszystkim, przeprowadzenie tych wyborów zależy obecnie od woli jednego człowieka – Jarosława Kaczyńskiego. Jego obóz polityczny, nie oszukujmy się, zrobi to co każe mu wszechwładny Prezes. Ten sprawia wrażenie osoby mającej za nic zdrowie czy życie obywateli. Jest gotowy poświęcić własny elektorat, byleby tylko faktycznie wygrać te nieszczęsne majowe wybory.
Nikt nawet nie próbuje go powstrzymać, strach przed Prezesem paraliżuje Zjednoczoną Prawicę. Szczytem nonkonformizmu w tym środowisku była wolta Jarosława Gowina. Skądinąd niespecjalnie „skuteczna”. W zamian za utratę stanowiska wicepremiera i pozbycie się złudzeń że Porozumienie stanowi formację w jakimś stopniu niezależna od PiS, były minister nauki swoją propozycją zmiany konstytucji odwrócił sytuację – i to nie o 180 a wręcz o 360 stopni.
Nie sposób jednak nie zauważyć, że z konstytucyjnego punktu widzenia faktycznie zbliża się moment, w którym powinniśmy dokonać wyboru głowy państwa. Doraźne manipulowanie Konstytucją to opcja nie tylko zła, co wręcz koszmarna. O ile sama ustawa zasadnicza była w ostatnich latach traktowana przez rządzących z lekceważeniem, o tyle chociaż jej treść pozostaje bastionem wciąż niezdobytym przez reformatorskie zapędy Zjednoczonej Prawicy.
Rządzący bardzo by chcieli przerzucić odpowiedzialność za całe zamieszanie na opozycję. Nie da się jednak ukryć, że to oni je wywołali
Skoro Jarosław Kaczyński chce wyborów w maju i nie ma żadnego polityka, który faktycznie byłby w stanie go powstrzymać, to czas najwyższy oswoić się z myślą, że możemy mieć te majowe wybory mieć w konstytucyjnym terminie. Co ważniejsze: nie jest to jakaś narodowa tragedia, nawet w połączeniu z epidemią COVID-19. Można wręcz zaryzykować stwierdzenie, że to – obiektywnie patrząc – dobra wiadomość.
Łukasz Szumowski przekazał właśnie swoje rekomendacje w tej sprawie. Nie ma żadnych niespodzianek. Chyba nikt poważny nie spodziewał się, że minister zdrowia w rządzie Zjednoczonej Prawicy ogłosi wszem i wobec, że król – czy Prezes – jest nagi. Albo szalony. Rekomendacja zgadza się z obowiązującą linią partii rządzącej. Najlepiej by było, gdyby dać Andrzejowi Dudzie dwa lata prezydentury gratis poprzez zmianę konstytucji. Jeśli nie, to trudno – z medycznego punktu widzenia majowe wybory mogą się odbyć koresponedencyjnie.
Warto przy tym zauważyć, że minister Szumowski wyraźnie zaznaczał, że nie jest ekspertem od strony prawnej. Jest to mimo wszystko pewne odstępstwo od dominującej dwutorowej narracji. Ta przedstawia się następująco: wybory majowe są jedyną przewidzianą przez prawo możliwością, ale jeśli do nich dojdzie to wina tylko i wyłącznie opozycji. Zarówno pierwsza jak i druga jej część jest oczywiście kompletną bzdurą.
To Zjednoczona Prawica robi wszystko co może, by obrzydzić Polakom wybory w konstytucyjnym terminie
Oceniając majowe wybory łatwo ulec politycznym sympatiom czy antypatiom. Zwolennikom Zjednoczonej Prawicy jawią się jako znakomity pomysł, bo istnieje duża szansa, że ich kandydat wygra. Z tego samego powodu sama myśl o przeprowadzeniu wyborów prezydenckich w konstytucyjnym terminie spędza sen z powiek wyborcom opozycji.
Nie ulega też żadnej wątpliwości, że atmosfera wokół tegorocznych wyborów jest niezdrowa. Za winnego tego stanu rzeczy można śmiało uznać właśnie rządzących. W tej chwili nie mają żadnego rozsądnego planu na realne rozmrożenie gospodarki. Są za to gotowi zrobić praktycznie wszystko, by doprowadzić do wyborów. Priorytety obozu rządzącego jako całości widać jak na dłoni. Niewątpliwie budzą niesmak przynajmniej wśród obserwatorów rodzimej sceny politycznej.
Sytuacji nie poprawia propaganda uprawiana przez media rządowe. W kwestii informowania o sytuacji związanej z epidemią TVP Info pokazało, że jednak gdzieś tam jeszcze misja mediów publicznych faktycznie istnieje. Problem zaczął się w momencie, w którym konkurencja wytknęła Jarosławowi Kaczyńskiemu lekceważenie obostrzeń. Od rocznicy katastrofy smoleńskiej minął już tydzień, Telewizja Polska wciąż stara się obrzucić TVN czym popadnie. A to tylko tak naprawdę w ty, przypadku wierzchołek góry lodowej.
Łukasz Szumowski powiedział prawdę – majowe wybory korespondencyjne nie są bardziej niebezpieczne niż wyjście do sklepu
Trudno w jakimkolwiek stopniu zaufać rządzącym, że będzie dążyć do czegokolwiek innego niż zwycięstwo choćby i po trupach. Elementarna uprzejmość nakazuje przemilczeć kwestię tego czyje byłyby to trupy. Byłbym jednak daleki od odsądzania Łukasza Szumowskiego od czci i chwały z powodu jego rekomendacji. Przede wszystkimi minister zdrowia nie powiedział nic, co nie byłoby po prostu prawdą.
Majowe wybory mają się odbyć – bo chyba nikt trzeźwy na umyśle nie wierzy wydłużenie kadencji Andrzeja Dudy przez zmianę konstytucji – w drodze głosowania korespondencyjnego. To zasadniczo półprawda. Pakiety wyborcze dostaniemy, lecz będziemy musieli dostarczyć je do skrzyń nadawczych. Te będą albo wystawione przed lokalami wyborczymi, albo będą ustawione w po jednej na gminę. Najnowsze doniesienia sugerują, że będą krążyć po gminach wiejskich. Właściwie nie bardzo wiadomo jak rządzący chcą to zrobić.
Najważniejsze jednak pytanie brzmi: czy majowe wybory będą bezpieczne? Tutaj warto jednak zawierzyć wiedzy medycznej Łukasza Szumowskiego i oddać nieco sprawiedliwości Andrzejowi Dudzie. Oddanie głosu faktycznie będzie niczym wizyta w sklepie po żywność. Ściślej mówiąc: wybierając się do sklepu w trakcie epidemii ryzykujemy. Zastosowanie odpowiednich środków ostrożności pozwala jednak to ryzyko ograniczyć do rozsądnego minimum.
Mamy powody by nie ufać rządzącym w sprawie wyborów, ale to nie znaczy że powinniśmy je bojkotować
Rząd zadbał także o bezpieczeństwo listonoszy, którzy pakiety wyborcze wrzucą nam do skrzynki zamiast dostarczać do rąk własnych za pokwitowaniem. Owszem, lepiej byłoby gdyby majowe wybory odbyły się w momencie kiedy w Polsce nie szaleje koronawirus. Motywacja rządzących jest, najdelikatniej rzecz ujmując, wątpliwa. Jednak to nie tak, że ryzyko oddania głosu będzie dużo większe niż to, jakie i tak musimy podjąć idąc do pracy czy po zakupy.
Majowe wybory nie będą na szczęście obowiązkowe. Prawo wyborcze pozostaje prawem – mamy więc możliwość świadomego z niej nieskorzystania. Są jednak powody, by rozważyć wzięcie w nich udziału. Zwolenników partii rządzącej chyba za specjalnie przekonywać nie trzeba. W przypadku jej przeciwników czysta kalkulacja polityczna oraz doświadczenie ostatnich pięciu lat podpowiadają, że bojkot byłby po prostu obecnej władzy szalenie na rękę.
Osobną kwestią pozostaje wiara w uczciwość procesu wyborczego. Wszystko to, co w sprawie wyborów prezydenckich od wybuchu epidemii zrobiła partią rządząca oraz jej medialne zaplecze sprawia, że te wybory trudno nazwać uczciwymi. Co jeszcze nie znaczy, że zostaną sfałszowane. Wbrew pozorom przeprowadzenie fałszerstwa wyborczego wcale nie jest czymś prostym. Nasza obecna władza ma z kolei poważne problemy ze zorganizowaniem zdalnych posiedzeń Sejmu.
Majowe wybory nie są rozwiązaniem ani dobrym, ani tym bardziej idealnym. Wiele jednak wskazuje na to, że do urn jednak pójdziemy. Chyba najlepszym rozwiązaniem w tej sytuacji będzie zacisnąć zęby i zagłosować – zgodnie ze swoimi przekonaniami. Nie dajmy sobie wmówić, że ich wynik został przesądzony z góry.