Nawet Polska próbowała ożywić ruch turystyczny, choć ta gałąź gospodarki nie ma u nas jakiegoś kluczowego znaczenia. Nic więc dziwnego, że państwa żyjące z podróżnych szukają różnych sposobów, by przyciągnąć ich do siebie. Na przykład Malta zapłaci turystom nawet 200 euro.
Malta zapłaci turystom, którzy zarezerwują sobie wczasy bezpośrednio w tamtejszym hotelu
Epidemia koronawirusa poważnie zaszkodziła branży turystycznej na całym świecie. Ograniczenia i utrudnienia w przemieszczaniu się pomiędzy poszczególnymi państwami nie sprzyjają podróżowaniu. Nie powinno więc dziwić, że niektóre państwa żyjące z turystyki starają się znaleźć jakiś sposób na ożywienie tej gałęzi gospodarki. Nawet Polska eksperymentowała z próbami wsparcia branży za pomocą nieudanego bonu turystycznego.
Na dość niecodzienny pomysł wpadły władze Malty. Jak podaje agencja Reutersa, tamtejszy minister turystyki Clayton Bartolo przedstawił w piątek plan uzdrowienia sytuacji. Ten zakłada zniesienie do 1 czerwca większości związanych z koronawirusem ograniczeń. W szczególności dotyczy to wznowienia międzynarodowego ruchu turystycznego. Dodatkowo Malta zapłaci turystom nawet 200 euro, jeśli zdecydują się na trzy dni pobytu na wyspie.
Warunkiem otrzymania pieniędzy ma być zarezerwowanie sobie wczasów bezpośrednio w maltańskich hotelach. To oznacza, że świadczenia nie otrzymają klienci touroperatorów. W przypadku pobytu w hotelu pięciogwiazdkowym, 100 euro zapłaci maltański rząd a 100 euro sam hotel. Malta zapłaci turystom, którzy wybrali hotel czterogwiazdkowy 150 euro i 100 euro tym, którzy postanowią zatrzymać się w trzygwiazdkowym. Dodatkowe 10% można uzyskać, jeśli wybierzemy wyspę Gozo – położoną około 3 kilometry na północny zachód od Malty.
Oczywiście, nie ma co liczyć, że pieniądze od Malty sfinansują w całości pobyt na wyspie. Ceny jednej nocy w hotelu pięciogwiazdkowym kształtują się w granicach 100-150 euro. Hotele czterogwiazdkowe są niewiele tańsze. Do tego należałoby doliczyć koszt transportu na samą wyspę. A jednak inicjatywa maltańskiego może teoretycznie zwiększyć konkurencyjność tamtejszych hoteli.
Maltańczycy są zdeterminowani, by ożywić turystykę, od której w dużej mierze zależy gospodarka ich wyspy
Inicjatywa maltańskiego rządu ma objąć nawet 35 tysięcy zagranicznych gości. Tak naprawdę to względnie niewielka liczba. W 2019 r. wyspę odwiedziło 2,7 miliona zagranicznych. Nawet w realiach pandemii koronawirusa Maltę odwiedziło ich około pół miliona. Nawet jedna trzecia maltańskiego ruchu turystycznego to Brytyjczycy.
Warto zauważyć, że szeroko rozumiana turystyka stanowi aż 27 proc. gospodarki Malty. Tymczasem epidemia koronawirusa spowodowała spadek ruchu turystycznego sięgający nawet 80 proc. względem roku 2019. Równocześnie jest to stosunkowo niewielkie państwo, o bardzo wysokim współczynniku zaszczepienia. Ten sięga nawet 42 proc. dorosłych obywateli, którzy przyjęli przynajmniej jedną dawkę szczepionki.
Nic więc dziwnego, że rząd Malty naciska na Unię Europejską w sprawie tak zwanych paszportów covidowych. Tamtejsze władze już zapowiadają, że będą różnicować ograniczenia w ruchu turystycznym w zależności od kraju pochodzenia i ewentualnego zaszczepienia danej osoby. Osoby zaszczepione dwiema dawkami nie będą musiały poddawać się żadnym restrykcjom, niezaszczepione będą musiały okazać negatywny wynik testu PCR wykonanego nie później niż 72 godziny przed podróżą.
Przeciwnikiem wprowadzenia paszportów covidowych jest Światowa Organizacja Zdrowia. WHO przekonuje, że przekraczanie granicy nie powinno zależeć od faktu posiadania, lub nie, jakiegoś zaświadczenia. Taka postawa może dziwić. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że normalne paszporty technicznie rzecz biorąc można by uznać właśnie za tego typu dokument.