TVP Info ujawniło w środę informację o tym, że Marta Lempart ma koronawirusa. Możemy tylko domyślać się, że propagandowa stacja nie uzyskała tej informacji na przykład ze Strajku Kobiet, a raczej ze źródeł państwowych. Otwartym pozostaje pytanie czy telewizja mogła to zrobić bez zgody organizatorki protestów. Jest co prawda osobą publiczną, ale czy to wystarczający argument?
Marta Lempart ma koronawirusa
TVP Info o zakażeniu organizatorki Strajku Kobiet poinformowało powołując się na nieoficjalne źródła. Stacja dotarła do informacji, że test na koronawirusa wykonano 14 grudnia. Wynik był pozytywny. Fakt przechodzenia zakażenia sama Lempart potwierdziła dopiero później, w rozmowie z Onetem. Wcześniej napisała na Twiterze:
I teraz pytanie za 100 punktów – jak bezpieczne są w Polsce dane o stanie zdrowia wszystkich osób poddających się państwowemu testowi na koronawirusa, skoro funkcjonariusze PiS udający dziennikarzy dowolnie je sobie biorą z państwowej bazy? I bez kozery publikują? pic.twitter.com/27LqXXM6N5
— Marta Lempart (@martalempart) December 16, 2020
TVP Info broni się tłumacząc, że o pozytywnym wyniku testu na koronawirusa u osób publicznych wielokrotnie informowały inne media. Najgłośniejszym przykładem jest publikacja Onetu z września o tym, że były minister zdrowia Łukasz Szumowski ma koronawirusa. Rządowy portal przypomina też materiał Gazety Wyborczej o tym, że SARS-CoV-2 wykryto u Małgorzaty Gosiewskiej czy o tym, że Przemysław Czarnek w szpitalu odwiedził swoją babcię, będąc w tym czasie nieświadomym nosicielem koronawirusa.
Czy TVP mogła ujawnić tę informację?
W analizie Biura Analiz Sejmowych z 2010 roku porównującej kwestie podawania do publicznej wiadomości informacji o stanie zdrowia osób piastujących najwyższe urzędy państwowe w różnych krajach Europy jest informacja, że „w Polsce nie ma aktu prawnego regulującego zasady podawania do publicznej wiadomości informacji o stanie zdrowia osób piastujących najwyższe urzędy w państwie”. Analiza powołuje się jednak na prawo do informacji publicznej, które nie podlega ograniczeniom w przypadku gdy „dotyczy informacji o osobach pełniących funkcje publiczne, mających związek z pełnieniem tych funkcji, w tym o warunkach powierzenia i wykonywania funkcji.
To jednak wszystko odnosi się tylko do osób pełniących funkcje publiczne, czyli na przykład posłów. Marta Lempart natomiast nie jest posłem, nie jest nawet radną, jest po prostu aktywistką i osobą, na której skupia się w ostatnich tygodniach uwaga opinii publicznej. Może więc coś na temat znajduje się w przepisach RODO? Szef Urzędu Ochrony Danych Osobowych już w marcu w swoim stanowisku przypomniał motyw 46 RODO, który mówi:
Niektóre rodzaje przetwarzania mogą służyć zarówno ważnemu interesowi publicznemu, jak i żywotnym interesom osoby, której dane dotyczą, na przykład gdy przetwarzanie jest niezbędne do celów humanitarnych, w tym monitorowania epidemii i ich rozprzestrzeniania się lub w nadzwyczajnych sytuacjach humanitarnych, w szczególności w przypadku klęsk żywiołowych i katastrof spowodowanych przez człowieka.
I tu, przynajmniej teoretycznie, można by znaleźć podstawę do tego, by poinformować opinię publiczną o zakażeniu organizatorki dużych manifestacji, w których być może brała udział już będąc nieświadomie zakażoną. Problem w tym, że TVP wcale nie miała na celu poinformowania o tym społeczeństwa.
Nie informacja, a lincz
Bo jak tylko ta informacja została ujawniona przez stację, to na odsiecz wezwany został chyba mieszkający w gmachu TVP ekspert od wszystkiego Miłosz Manasterski. Który skomentuje wszystko, na co Jacek Kurski ma ochotę i w stylu, o jakim Jacek Kurski marzy.
Wydawało się do tej pory organizatorkom tego strajku, że są ponad prawami natury. Że są odporne na infekcje wirusowe. Tymczasem widać, że tak zupełnie nie jest. Każda osoba uczestnicząca w tych protestach prowadziła jakąś aktywność. Pani Marta Lempart jeździła nawet za granicę, spotykała się z politykami.
I tak dalej. I tak dalej. Żeby tylko wbić widzowi do głowy, że choroba Lempart to jej wina i że trzeba ją za to napiętnować. Szkoda, że pan Manasterski nie przeczytał informacji własnego portalu, który napisał, że Lempart zaraziła się… w domu od domownika, a nie na proteście.
Wracając do „pytania za 100 punktów” Marty Lempart o tym jak bezpieczne są dane osób testowanych. Niestety, trudno nie podejrzewać, że informacja o chorobie organizatorki Strajku Kobiet dotarła na Woronicza za pomocą tego samego ciągu technologicznego co inne informacje – prosto od rządu. Który ma pełny dostęp do listy osób testowanych, chorujących, hospitalizowanych itp. I to naprawdę powinno budzić przerażenie. Bo zdziwienia chyba już nie budzi. Doskonale wiemy przecież, że polski aparat propagandowy przekroczył już dawno wszelkie granice przyzwoitości.
(zdjęcie pochodzi z Twittera @martalempart)