Stałym problem w stosunkach polsko-żydowskich oraz, od niedawna, polsko-amerykańskich jest mienie pozostawione przez żydowskie ofiary Holocaustu. Najbardziej zażarty bój toczy się o mienie bezspadkowe. Jak jednak zagraniczne naciski mają się do stanu prawnego?
Ustawa 447, Deklaracja Terezeńska, mienie bezspadkowe – temat roszczeń do mienia pozostawionego przez ofiary Holocaustu wraca jak bumerang
Pisaliśmy już na Bezprawniku o tym, jakie zamieszanie wprowadziła słynna ustawa 447. Niedługo minie rok od jej uchwalenia. Dzisiaj ambasador Stanów Zjednoczonych w Polsce przekonuje, że napięcia między Polską a USA to skutek niefortunnego nieporozumienia. Sama ustawa ma być jedynie podstawą do jednorazowego sporządzenia raportu na temat działań podjętych przez określone kraje. Ani ustawa, ani raport nie stanowią samoistnej podstawy do podejmowania przez Stany Zjednoczone jakichkolwiek dalszych kroków. W domyśle: przeciwko tym państwom.
Przypomnijmy: mowa o sygnatariuszach Deklaracji Terezeńskiej. Należy do nich także Polska. Problem w tym, że deklaracja zobowiązała sygnatariuszy do podjęcia określonych działań. Zgodnie z jej zapisami, mienie bezspadkowe pozostawione przez ofiary Holocaustu powinno zostać spożytkowane w konkretny sposób. Ściślej mówiąc: na zapewnienie potrzeb materialnych innych, znajdujących się w potrzebie, ocalałych z Zagłady. Alternatywą jest edukacja odnośnie jej przyczyn i konsekwencji.
Nie ulega wątpliwości, że Amerykanie próbowali wymusić od Polski pieniądze, wbrew temu co teraz mówi ich ambasador
Jest jeszcze jeden warty podkreślenia aspekt sprawy. Polska Rzepospolita Ludowa zawarła w końcu ze Stanami Zjednoczonymi umowę indemnizacyjną, na mocy której to USA bierze na siebie wszystkie roszczenia dotyczące odszkodowań za mienie utracone przez ofiary Holocaustu z amerykańskimi paszportami. Polska Ludowa oczywiście zapłaciła za takie rozwiązanie. Skądinąd tego typu umowy były zawierane także z innymi krajami zachodnimi.
Trzeba przyznać, że problemu w relacjach polsko-amerykańskich najpewniej nie byłoby wcale, gdyby nie wyjątkowo nietaktowne napomnienia ze strony wysokich rangą amerykańskich oficjeli. Warto tutaj przypomnieć słowa amerykańskiego sekretarza stanu, Mike’a Pompeo. Domagał się on, w trakcie niesławnej konferencji bliskowschodniej, by Polska „poczyniła postępy w zakresie kompleksowego ustawodawstwa dotyczącego restytucji mienia prywatnego dla osób, które utraciły nieruchomości w dobie Holocaustu„. Oburzenie takim popisem bezczelności i ignorancji trwa w naszym kraju do dzisiaj.
Współczesne polskie prawo przewiduje, że mienie bezspadkowe przechodzi na własność gminy, lub Skarbu Państwa
Wiemy już, że w świetle zawartych przez Polskę umów międzynarodowych, sprawa odszkodowań za żydowskie mienie dotyczące amerykańskich obywateli to problem Stanów Zjednoczonych, nie Rzeczypospolitej Polskiej. A co, jeśli chodzi o mienie bezspadkowe? Na początek należałoby rozważyć samą koncepcję roszczeń z tego tytułu. Otóż na skutek zbrodniczej polityki III Rzeszy zginęły miliony między innymi Żydów. Naród ten miał zostać doszczętnie eksterminowany, najprawdopodobniej jako pierwszy z wielu.
Cały zamysł polega na tym, że skoro mieszkający w Polsce Żydzi nie pozostawili spadkobierców, bo ci również zostali wymordowani, to majątek powinien trafić do organizacji żydowskich. W praktyce uzasadnianie praw do majątku żydowskim pochodzeniem wcale nie jest jakąś prawną abstrakcją. Przykładem może być współczesny „proces Kafki”.
Tyle tylko, że żadne żydowskie państwo wówczas nie istniało. Mieszkający na terenie II Rzeczypospolitej Żydzi byli, co do zasady, obywatelami polskimi. Zgodnie z obecnie obowiązującym w Polsce prawem, mienie bezspadkowe przechodzi na skarb państwa. Taki stan rzeczy jest podstawą odrzucania amerykańskich roszczeń przez polskie władze. Podstawą prawną takiego rozwiązania jest art. 935 kodeksu cywilnego:
W braku małżonka spadkodawcy, jego krewnych i dzieci małżonka spadkodawcy, powołanych do dziedziczenia z ustawy, spadek przypada gminie ostatniego miejsca zamieszkania spadkodawcy jako spadkobiercy ustawowemu. Jeżeli ostatniego miejsca zamieszkania spadkodawcy w Rzeczypospolitej Polskiej nie da się ustalić albo ostatnie miejsce zamieszkania spadkodawcy znajdowało się za granicą, spadek przypada Skarbowi Państwa jako spadkobiercy ustawowemu.
W pierwotnej wersji kodeksu cywilnego, uchwalonej 23 kwietnia 1964 r, znajdował się podobny zapis. Wówczas art. 935 §3 nie przewidywał dziedziczenia przez gminę, oraz przez dzieci małżonka spadkodawcy. Przed wejściem w życie kodeksu cywilnego, aktem prawnym regulującym kwestie spadkowe było prawo spadkowe. Jego art. 27 §1 miał treść identyczną z obecnie obowiązującą. Prawo spadkowe weszło w życie zaraz po wojnie, 8 października 1946 r. Jakie jednak prawo obowiązywało w trakcie wojny?
Które właściwie prawo spadkowe powinniśmy brać pod uwagę, gdy rozważamy dziedziczenie po ofiarach Zagłady?
Z całą pewnością możemy odrzucić porządek prawny III Rzeszy Niemieckiej. Z punktu widzenia prawa międzynarodowego, okupant jest jedynie przejściowym administratorem zajętych terytoriów. Przesądza o tym art. 43 IV konwencji haskiej. Zgodnie z tym przepisem, okupant jest zobowiązany do przestrzegania prawa okupowanego kraju w miarę możliwości.
Skoro, co do zasady, obywateli polskich w trakcie okupacji obowiązywało prawo II Rzeczypospolitej, to do dziedziczenia moglibyśmy zastosować obowiązujące wówczas przepisy dotyczące dziedziczenia. Jest tylko jeden problem: II RP nie posiadała jednolitego prawa spadkowego. Po odzyskaniu niepodległości, Polska składała się z terenów poszczególnych zaborów. W każdej takiej „dzielnicy” obowiązywał osobny porządek prawny. Wielkim wyzwaniem dla nowego państwa była unifikacja prawa. Siłą rzeczy, kwestie spadkowe nie znajdowały się wysoko na liście priorytetów kodyfikatorów.
Oczywiście, musiały istnieć jasne regulacje wskazujące, jakiemu prawu podlegał dany obywatel. W przypadku dziedziczenia, kluczowy jest to ustawa „o prawie właściwem dla stosunków prywatnych wewnętrznych” z 1926 r. Zgodnie z jej art. 27, dla spraw spadkowych właściwe było prawo, któremu spadkodawca podlegał osobiście w chwili śmierci. To z kolei oznacza, że by absolutnie rozstrzygnąć, czy istnieje jakikolwiek punkt zaczepienia dla roszczeń o mienie bezspadkowe po ofiarach Holocaustu, musimy sięgnąć do poszczególnych praw zaborców.
Jeśli nie można się zdecydować, sprawdźmy wszystkie możliwości, od PRL aż po Kodeks Napoleona – wszystkie problem rozwiązują tak samo
W przypadku zaboru pruskiego, właściwym przepisem jest § 1936 BGB (Bürgerliches Gesetzbuch, ogólnoniemiecki kodeks cywilny). Prusacy uregulowali los mienia bezpsadkowego bardzo podobnie do współczesnych polskich rozwiązań. Jak się łatwo domyślić, jeśli nie ma spadkobierców, to spadek przechodzi na własność państwa.
Na terenie zaboru austriackiego obowiązywało ABGB (Allgemeines bürgerliches Gesetzbuch, powszechny kodeks obywatelski). Także kodeks austriacki, w §760, zakłada, że w przypadku braku ustawowych spadkobierców, mienie pozostawione przez spadkodawcę przechodzi, co do zasady, na skarb państwa. Co ciekawe, Austriacy w §751 wyłączyli z dziedziczenia ustawowego krewnych, których pokrewieństwo ze spadkodawcą wykraczało poza „sześć linii pokrewieństwa”.
Królestwo Polskie podlegało własnym regulacjom. Kodeks Cywilny Królestwa Polskiego nie stanowił jednak regulacji kompletnej. W kwestiach nieujętych przez KCKP, obowiązywały starsze regulacje – w tym przypadku: Kodeks Napoleona. Tutaj znajdziemy art. 768, który mienie bezspadkowe przyznaje „Narodowi”, czyli państwu. Tereny na wschód od Kongresówki podlegały prawu rosyjskiemu. Na skutek zawirowań historycznych po II Wojnie Światowej te tereny nie leżą w granicach Polski.
Nigdy nie istniała żadna podstawa prawna, by mienie bezspadkowe po obywatelach polskich pochodzenia żydowskiego nie trafiło do państwa
Wszystkie wyżej wskazane regulacje mają jedną wspólną cechę. Kiedy nie ma już żadnych ustawowych spadkobierców, pozostawione przez zmarłego mienie przechodzi na własność państwa. Żadne z rozwiązań prawnych nie przewiduje prawa dziedziczenia po zmarłym po prostu dla przedstawicieli tej samej narodowości. Nie wspominając nawet o jakichś organizacjach takie osoby zrzeszających. Nie tylko obecnie nie ma podstawy prawnej, by Polska miała wypłacać jakiekolwiek odszkodowania za żydowskie mienie bezspadkowe. Trzeba postawić sprawę jasno: taka podstawa nigdy nie istniała. Oznacza to, że wszelkie takie roszczenia względem naszego kraju nie są niczym innym, jak próbą wymuszenia nienależnego haraczu. Próbą, która każdorazowo powinna być skwitowana pustym śmiechem.
Nie oznacza to bynajmniej, że Polska nie ma żadnych zobowiązań względem samych ofiar Holocaustu, czy innych państw. Jak wspomniano wyżej, Deklaracja Terezeńska nakłada na nas określone obowiązki. Czy jednak upamiętniając ofiary Zagłady, opiekując się miejscami pamięci w rodzaju byłych obozów koncentracyjnych i kultywując pamięć o obecności Żydów na terytorium naszego kraju przez te wszystkie wieki, Polska tego nie robi?