Niemiecki dziennik „Bild” podaje, że od sierpnia do Niemiec przez Polskę przedostało się ok. 4300 migrantów. To oznacza, że granica z Białorusią nie jest tak szczelna, jak starają się nas przekonać rządzący. Co więcej: po co nam stan wyjątkowy, skoro migranci przedostają się do Niemiec?
Migranci przedostają się do Niemiec tysiącami, od sierpnia naliczono ich aż 4300
Stan wyjątkowy na polsko-białoruskim pograniczu miał pozwolić na opanowanie kryzysu migracyjnego. Temu miało służyć także skierowanie w tamten rejon wojska, postawienie zasieków na granicy i teraz budowa bardziej permanentnego muru. Najwyraźniej idzie z tym kiepsko, bo migranci przedostają się do Niemiec tysiącami.
Dziennik „Bild” ostrzega przed kryzysem migracyjnym w Niemczech. Wszystko dlatego, że z Białorusi przez Polskę miało tam trafić od sierpnia 4300 obywateli przede wszystkim Iraku, Syrii, Jemenu i Iranu. Szef tamtejszego związku zawodowego policji Heiko Teggatz stwierdził nawet w liście do ministra spraw wewnętrznych Horsta Seehofera, że liczba migrantów przechwyconych na granicy „eksplodowała”. Zasugerował także przywrócenie kontroli granicznych z Polską.
Niemcy doskonale zdają sobie sprawę z tego, że za kryzys migracyjny w Polsce i krajach bałtyckich odpowiada Aleksander Łukaszenko. Wiedzą, że jest to kryzys wywołany sztucznie, przez białoruskie służby specjalne, skądinąd z prawdopodobnym współudziałem Rosji. Tym niemniej zauważają również to, z czym my Polacy borykamy się na co dzień: brak przejrzystości ze strony polskich władz.
Nasi rządzący, jak to mają w zwyczaju, niechętnie współpracują – z agencją Frontex, urzędnikami Komisji Europejskiej, nie wspominając nawet o dziennikarzach. To budzi zrozumiałą irytację wśród naszych partnerów. Warto jednak zauważyć także jeszcze jedną rzecz: wprowadzony we wrześniu stan wyjątkowy najwyraźniej do niczego się Polsce nie przydał.
Polskie władze powinny zdać sobie sprawę z tego, że Niemcy też mogą wypychać imigrantów tam, skąd do nich przyszli
Nie można mylić interesu państwa z interesami polityków, którym akurat przyszło nim rządzić. Bild porównuje działania naszych władz z ich litewskimi odpowiednikami. Owszem, Litwa również wprowadziła u siebie stan wyjątkowy, by skuteczniej radzić sobie z kryzysem migracyjnym na granicy z Białorusią. Nie oznacza to jednak, że odcięła dziennikarzom dostęp do zajść na granicy a społeczeństwu i zagranicznym partnerom do informacji.
Tymczasem trudno dłużej udawać, że wszystko jest w porządku. Skoro migranci przedostają się do Niemiec tysiącami, to znaczy, że granica z Białorusią nie jest szczelna. Zresztą, z oficjalnych komunikatów organów naszego państwa możemy się co rusz dowiedzieć o „setkach” udaremnionych prób przekroczenia granicy. Niestety, najwyraźniej na każdy taki sukces przypada także jakaś liczba porażek.
To nie tak, że stan wyjątkowy, czy wykorzystanie wojska do pomocy, to złe pomysły. Także przygraniczny mur, o ile nie stanie się wałem przez niejasny sposób jego zamówienia i sfinansowania, to dość standardowe w dzisiejszych czasach rozwiązanie. Można nawet bronić metody push back, która z całą pewnością jest brzydka – ale w trakcie analogicznego kryzysu na granicy Grecji i Turcji była wręcz koniecznością. To zło, ale niestety najwyraźniej konieczne.
Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że stan wyjątkowy służy bardziej ukryciu niewygodnych dla rządzących faktów, niż realnemu rozwiązywaniu problemu. A i tak to dość optymistyczne założenie – bo równie dobrze mogło chodzić po prostu o ukrócenie, skądinąd na wskroś idiotycznych, happeningów rozmaitych antyrządowych aktywistów i polityków opozycji.
Rządzący powinni już zdać sobie sprawę z tego, że kłamstwo ma krótkie nogi. A im więcej migrantów będzie się przedostawać do Niemiec, tym trudniej będzie im udawać, że nie ma się czym martwić. Jeśli Niemcy przywrócą kontrole graniczne u siebie, to będziemy mieli poważny kłopot. Co jeśli im też przyjdzie do głowy wypychać problem tam, skąd przyszedł?