Tłum na koncercie KSU wykrzyczał niecenzuralny zwrot o PiS, a teraz trwa badanie, czy to była już przemoc albo bezprawna groźba

Gorące tematy Prawo Zbrodnia i kara Dołącz do dyskusji (176)
Tłum na koncercie KSU wykrzyczał niecenzuralny zwrot o PiS, a teraz trwa badanie, czy to była już przemoc albo bezprawna groźba

Żyjemy w czasach, w których bardzo łatwo kogoś urazić – niezależnie od pochodzenia, wyznania czy poglądów politycznych. Takimi kwestiami zajmuje się także, z cała powagą, prawo karne. Okazuje się, że wystarczą niecenzuralne okrzyki publiczności na koncercie punk-rockowym, by zaraz okazało się, że mowa nienawiści jednak istnieje. Razem ze znieważeniem uczuć religijnych. 

Koncert KSU w Ustrzykach Dolnych sprawił, że mowa nienawiści jednak stała się całkiem realnym problemem

W zeszłym roku w Ustrzykach Dolnych, w województwie podkarpackim, odbył się jubileuszowy koncert z okazji czterdziestolecia punk-rockowego zespołu KSU. Wydarzenie miało miejsce na miejskim stadionie, na którym zebrało się kilka tysięcy widzów. Udział w nim wzięli także zaprzyjaźnieni artyści. W tym, znany z zespołu Big Cyc, Krzysztof Skiba. Muzyk pełnił rolę wodzireja w trakcie koncertu.

W pewnym momencie, na scenie pojawił się tort, publiczność odśpiewała zespołowi sto lat. Tymczasem Skiba zaprosił na scenę burmistrza Ustrzyk Dolnych, Bartosza Romanowicza – będącego skądinąd współorganizatorem całego koncertu. Muzyk zauważył, że rzadko zdarza, aby burmistrz był fanem punk rocka. Następna uwaga artysty okazała się być znamienna w skutkach. Jak informuje portal Super Nowości 24, stwierdził także, że to równie rzadkie, by na południu Polski burmistrz nie był politykiem Prawa i Sprawiedliwości. Odpowiedzią była spontaniczna reakcja publiczności w postaci trwających kilkanaście sekund okrzyków „J**** PiS!”.

Krzysztof Skiba przewidział, że znajdzie się „życzliwy”, nie przewidział tylko najpewniej jak absurdalne padną zarzuty

Skiba najwyraźniej zorientował się od razu, co może się stać. Od razu zapewnił: „ja tego nie powiedziałem„. Wątki polityczne jednak zaraz wróciły. Sam muzyk wtrącił, że „Jak Brudziński będzie chciał Wam wystawić mandat, to zbiorowy”. Muzyk okazał się później bardzo przewidujący, stwierdzając: „Powiem coś, za co zapewne PiS wystawi mi mandat. K***a, co za fajna impreza. A ktoś, kto doniesie, to będzie „sygnalista”„. Oczywiście, tak też się stało.

Zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa złożył, dopiero w połowie lutego tego roku, właściciel lokalnej telewizji, niejaki Adam Łukaszyk. Co ciekawe, „sygnalista” jest powiązany rodzinnie z radną podkarpackiego sejmiku wojewódzkiego wybraną z listy PiS, oraz dyrektor miejskiego szpitala. Dorota Łukaszyk jest jego żoną. Warto zauważyć, że mężczyzny nie było na koncercie. Po prostu obejrzał nagranie w serwisie Youtube. Organy ścigania przystąpiły do pracy, w oparciu o art. 119 kk. Chodzi o stosowanie przemocy lub groźby bezprawnej wobec grupy osób lub poszczególnej osoby z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, politycznej, wyznaniowej lub z powodu jej bezwyznaniowości. Dodatkowo w grę wchodzi, zgodnie z niedawną relacją samego Krzysztofa Skiby na Facebooku, także… tzw. „obraza uczuć religijnych„, z art. 196 kk.

Czy okrzyk „J***ć PiS” to groźba czy propozycja?

Czy to oznacza, że Prawo i Sprawiedliwość stało się religią? Nic z tych rzeczy, choć prawdziwe podstawy do prowadzenia postępowania w tym kierunku wydają się być równie liche. W trakcie koncertu padła, nawiązując do jednego z utworów KSU traktującego o bardzo tanich winach, żartobliwa propozycja postawienia w Ustrzykach Dolnych „pomnika jabola”. Co to ma wspólnego ze znieważeniem przedmiotu czci religijnych, bądź jakiegoś miejsca kultu? To wie najpewniej chyba tylko osoba, która pisała zawiadomienie. Niestety, organy ścigania prowadzą postępowanie zgodnie z procedurami. Przesłuchano organizatorów koncertu, zespół i teraz Skibę.

Warto się zastanowić, czy spontaniczne okrzyki „J***ć PiS” w ogóle mogą stanowić przesłankę do ścigania uczestników koncertu na podstawie art. 119 kk.? Samo brzmienie przepisu jasno wskazuje na to, że musielibyśmy mieć do czynienia ze stosowaniem przemocy – ewidentnie odpada – bądź z groźbą bezprawną. Kto przy zdrowych zmysłach uznałby te konkretne okrzyki za groźbę faktycznego bardzo jasno sformułowanego działania na szkodę partii, jej członków, lub sympatyków? Mowa nienawiści? Najprawdopodobniej tak, w znaczeniu potocznym tego określenia. Przestępstwo? Wedle obecnego stanu prawnego: w żadnym wypadku.

Spontaniczne, wulgarne okrzyki tłumu to nie żadne znieważenie uczuć religijnych a nieobyczajny wybryk

Nie oznacza to bynajmniej, że nie istnieje jakiś adekwatny przepis mogący w miarę pasować do opisywanej sytuacji. Wyrażenie pogardy – bo nie oszukujmy się: tym właśnie okrzyki były – w taki a nie inny sposób mogą stanowić tzw. „nieobyczajny wybryk”, a więc wykroczenie penalizowane przez art. 140 kw. Sam „nieobyczajny wybryk” jest pojęciem nieostrym, w żaden sposób nie definiowanym przez ustawodawcę.

W takim przypadku pozostaje korzystanie z wykładni językowej. Synonimem słowa „nieobyczajnego” jest „niemoralny” i „nieprzyzwoity”. Używanie wulgarnego języka w sferze, jakby nie patrzeć, publicznej wydaje się pasować. Tak samo, jak „wybryk”, a więc „postępek odbiegający od przyjętych norm zachowania się”. Nie sposób jednak nie zauważyć, że wskazanie konkretnych sprawców wśród paru tysięcy uczestników koncertu z całą pewnością będzie zwyczajnie niewykonalne. Dlaczego więc organy ścigania, mając bardzo wątpliwą podstawę prawną, równie kwestionowalną szkodliwość społeczną, oraz brak technicznych możliwości doprowadzenia śledztwa do szczęśliwego końca marnują czas i pieniądze podatnika na tego typu postępowania?

Mowa nienawiści a moralność Kalego – czyli ścigamy wtedy, kiedy ofiarami jesteśmy „my”, udajemy że nie ma problemu, kiedy szkalowani są „oni”.

Warto pamiętać, że do tej pory na prawicy powszechne było przekonanie, że mowa nienawiści to pojęcie nieostre i że nie powinno być stosowane w postępowaniach karnych. Przodowało w tym chociażby Ordo Iuris. Nie sposób nie zwrócić uwagi na polaryzację sceny politycznej, prowadzące nawet do ataków ze skutkiem śmiertelnym szaleńców na polityków. Dotyczy to nie tylko prezydenta Gdańska, Pawła Adamowicza, ale również zabitego w 2010 r. działacza PiS, Marka Rosiaka. Mowa nienawiści to, jak się okazuje, poważny problem. Szkoda tylko, że trzeba tak trywialnej i absurdalnej sprawy, by wreszcie ktoś to zauważył.

Tym bardziej szkoda, że jak Kali ukraść krowę to dobrze a jak Kalemu ukraść krowę to źle.