Twarde podłogi, brak miękkich kanap, brak zasłon i roślin sprawiają, że akustyka staje się męcząca. Muzyka w sklepie wtedy drażni i zniechęca do dłuższego pobytu.
Muzyka w sklepach nie pojawia się przypadkowo – dźwięk „sprzedaje”
Wolniejsze utwory sprawiają, że ludzie spędzają w danym miejscu więcej czasu i kupują więcej, podczas gdy szybka muzyka pobudza i zwiększa prawdopodobieństwo natychmiastowej konsumpcji. To dlatego w zatłoczonych restauracjach czy barach puszcza się rytmy zachęcające do szybkiego zjedzenia i wypicia większej ilości napojów.
W hipermarketach, galeriach i sklepach muzyka pełni funkcję subtelnego narzędzia sprzedaży. Często dobiera się ją tak, aby wpadała w ucho, poprawiała nastrój i budowała pozytywne skojarzenia. Niemniej, muzyka w sklepach powinna być na tyle cicha, by klienci mogli swobodnie rozmawiać i nie czuli się nią przytłoczeni. Niestety nie zawsze się to udaje.
Od popu po chillout, czyli dźwiękowe strategie sprzedawców
W lokalach oferujących produkty „na wynos” dominują utwory wolniejsze, które mają spowodować, że klienci nie spieszą się, dokładnie oglądają towary i z założenia kupują więcej. W mniejszych sklepach skierowanych do młodszej klienteli wykorzystuje się tematyczne gatunki muzyczne – wchodząc do sklepu dla nastolatków, można spodziewać się współczesnych hitów pop i muzyki alternatywnej.
Rytm i głośność często zostają tak dobrane, by wywołać natychmiastową reakcję, nawet kosztem komfortu gości. Nie wszystkim to odpowiada. Internauci piszą: „W małym sklepie w galerii handlowej puszczają muzykę tak głośno, że nie słyszę, co do mnie mówią inni. To mnie wkurza i unikam takich zakupów”.
Prosimy nie słuchać! Muzyka wyłącznie dla personelu
Owszem, można powiedzieć, że z powodu irytujących dźwięków ktoś kolejny raz nie pójdzie do konkretnego sklepu bądź baru, więc właściciel straci. Niemniej, wbrew pozorom niezadowolenie klientów z muzyki wcale nie jest aż takie złe dla przedsiębiorców próbujących różnymi sposobami wymigać się od opłat do ZAiKS-u.
W jednym ze sklepów w województwie świętokrzyskim pojawiło się kiedyś ogłoszenie, w którym proszono klientów o niesłuchanie muzyki, ponieważ jest ona przeznaczona wyłącznie dla pracowników. Brzmi jak żart, ale ten komunikat wcale nie jest pozbawiony sensu. Na kartki z podobną informacją teoretycznie można by trafić również w salonach fryzjerskich, kosmetycznych, małych butikach itp. Absurdalna z pozoru wiadomość ma konkretne tło prawno-finansowe.
Z par. 1 art. 116 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych wynika, że ten, kto bez uprawnienia albo wbrew jego warunkom rozpowszechnia cudzy utwór w wersji oryginalnej albo w postaci opracowania, artystyczne wykonanie, fonogram, wideogram lub nadanie, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2. Par. 2 doprecyzowuje, że jeżeli sprawca dopuszcza się tego w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
Absurdalne zakazy słuchania muzyki przez klientów wynikają z przepisów
Zgodnie z przepisami, jeśli w lokalu – sklepie czy salonie – muzyka jest słyszalna dla klientów, trzeba wziąć pod uwagę tantiemy. Uznaje się bowiem, że dźwięki umilają czas odwiedzającym i wpływają na atrakcyjność miejsca, co przekłada się na jego wyższe dochody.
Niektórzy przedsiębiorcy próbują bronić się przed tym obowiązkiem, twierdząc, że muzyka w ich lokalu nie jest odtwarzana „publicznie”, lecz służy wyłącznie personelowi. Właśnie z takiego rozumowania narodziły się humorystyczne komunikaty o „muzyce tylko dla pracowników”. Ale nie ma co się łudzić, że ZAiKS da się nabrać.
Aczkolwiek czasami to przedsiębiorcom udaje się wyjść zwycięsko z potyczek. Jednym z głośniejszych przykładów był proces fryzjera z Wałbrzycha, który odmówił zapłaty, argumentując, że jego klienci i tak nie słyszą muzyki z radia zagłuszanej przez suszarki. Mężczyzna wywiesił w zakładzie kartkę z prośbą do klientów, aby nie słuchali radia. Przygotował dla klientów wkładki do uszu i prosił ich o wypełnianie oświadczeń, w których deklarowali, że w trakcie pobytu w salonie fryzjerskim muzyki nie słuchają. Sąd po przedstawieniu mu ponad 270 takich oświadczeń i zaświadczenia o dochodach za ubiegły rok niższych niż poprzednio, przyznał mu rację. Tak fryzjer „ogolił” ZAiKS.