Netflix - cenzura "Powrót do przyszłości 2"
Osoby korzystające z platform VOD zapewne zgodzą się ze mną, że trudno wyobrazić sobie dzisiejszą rozrywkę cyfrową bez streamingu. Netflix niewątpliwie zrewolucjonizował rynek, umożliwiając natychmiastowy dostęp do ulubionych produkcji. Problem z tego typu usługami wyraża się jednak w fakcie, że wybieramy spośród tego, co nam oferują.
Netflix, jako najbardziej liczący się na rynku streamingowy gigant, w jakiś pokrętny sposób lubiany jest nawet przez zagorzałych krytyków usługi. Ci, którzy nie przepadają za najnowszymi produkcjami od Netflixa i tak mogą miło spędzić czas, bo baza starszych tytułów - również kultowych - może zadowolić.
Kultową jest niewątpliwie seria "Powrót do przyszłości" w reż. Roberta Zemeckisa. Niestety, polscy użytkownicy Netflixa nie mogą jej obejrzeć - filmy nie są dostępne w rodzimym wydaniu usługi. Dostępne są jednak dla innych użytkowników, którzy to... dopatrzyli się subtelnej cenzury. I to jeszcze takiej, która nie ma racjonalnego uzasadnienia.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 21,36%
Chodzi o scenę, w której Marty McFly (Michael J. Fox) trzyma w ręku magazyn i - przeglądając go - powtarza "ooh la la" (co jest jednocześnie tytułem rzeczonego). Czy Netflix stwierdził - bo platformie zarzuca się takie działanie - że akurat tę scenę należy wyciąć? Wiele na to wskazuje.
Taki sposobem z filmu zniknęło kilka sekund, a porównanie wersji przed cenzurą i po można zobaczyć poniżej, dzięki użytkownikowi "ATeRSa_NDUcC" na Twitterze.
Sprawa została szeroko nagłośniona zarówno w serwisach społecznościowych, jak i za pośrednictwem mediów na całym świecie. Netflix zareagował bardzo szybko, bo niedługo po ujawnieniu bezsensownej cenzury, oryginalna wersja filmu wróciła na platformę.
Użytkownicy, którzy oglądają film teraz, widzą oryginalną wersję - po tej przerobionej nie ma już śladu.
Drugie dno?
Ta sytuacja pokazuje pewną prawidłowość - ludzie nienawidzą cenzury, a tym bardziej - bezsensownej cenzury. Nie mam zielonego pojęcia, co mogłoby skłonić osoby publikujące "Powrót do przyszłości 2" na platformie Netflix do usunięcia kilku sekund filmu. Dlatego też bardziej skłaniam się w stronę ludzkiego błędu.
Wersja z błędem jest bardzo prawdopodobna, bo - jak opisuje serwis "gram.pl" - Netflix wcale nie musiał ocenzurować filmu "Powrót do przyszłości 2". Bob Gale, scenarzysta, którzy pracował przy kultowym filmie stwierdził, że nie jest to wina Netflixa, a Universal Pictures. Na platformę streamingową trafiła prawdopodobnie wersja filmu przygotowana dla krajów, w których usunięta scena mogłaby wywołać kontrowersje . Co to za kraje? Trudno powiedzieć.
Jeżeli ta wersja wydarzeń jest prawdziwa, to platformie nie można zarzucić nic złego - a nawet pochwalić należy za błyskawiczną reakcję.