Niektórzy "frankowicze" liczą na pomoc polityków. Od wyborów minęło jednak sporo czasu, a przywódcy zwycięskiej partii szli do nich z obietnicami rozprawienia się z bankowym problemem. Mimo to recepty wciąż nie ma. Choć może to i dobrze; jak zauważyła Maja Werner:
Warto przy tym nadmienić, że politycy nie spłacą kredytów frankowiczom, ponieważ tyle nie mają, sami zarabiają za mało i na pewno nie będą się tym chętnie dzielić. Żeby rozwiązać ten problem trzeba będzie więc sięgnąć do kasy państwa (a więc także tych obywateli, którzy jak ostatni naiwniacy spłacali kredyty w złotówkach), ostatecznie przeforsować takie regulacje, które zatrzęsą rynkiem finansowym w sposób również odbijający się na portfelu przeciętnego Polaka.
Nieważność kredytów frankowych?
Sądy - rozpatrujące spory między klientami a bankami - coraz częściej stają po stronie klientów. Wyrazem tego jest sierpniowy wyrok Sądu Okręgowego, który - odwołując się do kwestii tzw. klauzuli indeksacyjnej, określającej sposób przeliczania franków na złotówki - uznał całą umowę kredytową za nieważną.
Nieważność umowy kredytowej wynika z tego, że jej integralną częścią jest zapis, który przez Sąd Ochrony Konkurencji i Konsumentów został uznany za niedozwolony (abuzywny):
Sprawdź polecane oferty
RRSO 21,36%
Kredyt jest indeksowany do CHF/USD/EUR, po przeliczeniu wypłaconej kwoty zgodnie z kursem kupna CHF/USD/EUR według Tabeli Kursów Walut Obcych obowiązującej w Banku (...) w dniu uruchomienia kredytu lub transzy
Rozumowanie sądu okręgowe było proste: skoro nieodłączną częścią umowy jest klauzula o takiej treści, to - po usunięciu zakazanego fragmentu - umowa traci swój sens. Nieważność kredytów frankowych- choć wydaje się być wspaniałym rozwiązaniem dla frankowiczów - wywołuje lawinę konsekwencji o niekoniecznie pozytywnych dla kredytobiorców skutkach.
Przede wszystkim oznacza to, że w grę wchodzą wzajemne rozliczenia na gruncie tzw. bezpodstawnego wzbogacenia (art. 405 kodeksu cywilnego)
Kto bez podstawy prawnej uzyskał korzyść majątkową kosztem innej osoby, obowiązany jest do wydania korzyści w naturze, a gdyby to nie było możliwe, do zwrotu jej wartości.
W skrócie oznacza to, że bank powinien zwrócić klientowi spłacone raty kredytu, a klient bankowi: kwotę otrzymanego kredytu. Jest to zatem opłacalne dla tych klientów, których łączna suma spłaconych rat przewyższa wartość otrzymanego kredytu. W większości wypadków to jednak nie ma miejsca. W przypadku analogicznego rozstrzygnięcia sądu - taki frankowicz będzie musiałby bankowi dopłacić nieraz znaczną sumę pieniędzy.
Sprzedaż mieszkania szansą na uniknięcie spłaty?
W internecie znajdziemy twierdzenia, że sprzedaż mieszkania przez klienta jest w tej sytuacji szansą na uniknięcie spłaty. Ma to wynikać z treści art. 408 k.c., zgodnie z którym "Obowiązek wydania korzyści lub zwrotu jej wartości wygasa, jeżeli ten, kto korzyść uzyskał, zużył ją lub utracił w taki sposób, że nie jest już wzbogacony (...)". Ale, po pierwsze, autorzy takich porad zapominają o dalszej części przepisu: "(...) chyba że wyzbywając się korzyści lub zużywając ją powinien był liczyć się z obowiązkiem zwrotu". Po drugie, korzyścią klienta uzyskaną od banku nie było mieszkanie czy dom, a wyłącznie określona suma pieniężna. Unikanie spłaty jest zatem co najwyżej najszybszą drogą do spotkania z komornikiem sądowym.
Oczywiście, bank i (były) klient mogą dokonać potrącenia swoich roszczeń, i wówczas suma do spłaty będzie stanowiła różnicę kwoty kredytu i spłaconych rat. Wciąż jednak może to być znaczna suma, wymagalna w całości, a nie w postaci comiesięcznych rat.
Czy na pewno o to chodziło frankowiczom?