Zadziwiająco dużo kontrowersji wywołała nowa ustawa o ochronie zwierząt, której projektem zajmuje się teraz Sejm. Część środowisk uważa ją za bubel prawny, inne dostrzegają całkiem sporo niepokojących rozwiązań. Czy rzeczywiście jest tak źle? Niekoniecznie. Trzeba jednak przyznać, że przyjęcie tego projektu wywróci sposób postępowania ze zwierzętami w Polsce do góry nogami.
Koniec ze sprzedażą żywych karpi w sklepach, fajerwerkami oraz kolcami na gołębie
Tydzień temu posłowie pokłócili się o projekt nowej ustawy o ochronie zwierząt. Ktoś mógłby powiedzieć, że taka już jest ich natura. Równocześnie nie sposób nie zauważyć, że w dyskusji padały bardzo interesujące argumenty. Czy to prawda, że pomysłodawcy zamierzają wykastrować wszystkie psy i koty w Polsce, zaczipować je, zniszczyć hodowlę karpi, mopsów, a może nawet jamników? Poniekąd tak. Trzeba jednak przyznać, że większość tych pomysłów jest uzasadnionych i to pomimo tego, że mogą się nam wydać szokujące.
Zacznijmy od zmian w definicjach prawnych. Nowa ustawa o ochronie zwierząt zawierać ich ma całkiem sporo. Pomysłodawcy doszli najwyraźniej do wniosku, że prawo powinno być możliwie precyzyjne. Najbardziej interesująca wydaje się nowa definicja „okrutnych metod w chowie lub hodowli zwierząt”.
Obecnie rozumie się przez to działania lub zaniechania człowieka prowadzące w sposób oczywisty do zmian patologicznych w organizmie zwierzęcia: somatycznych lub psychicznych. Projekt wskazuje z kolei na „działania lub zaniechania człowieka prowadzące do patologicznych zmian w stanie zdrowia zwierzęcia (fizycznego lub psychicznego). To właśnie takie sformułowanie mogłoby oznaczać zakaz hodowli ras celowo upośledzanych, takich jak przywołane przeze mnie mopsy. Brak nacisku na oczywistość skutków prowadzi nieuchronnie do rozszerzenia zakresu zastosowania tych przepisów.
Za znęcanie się nad zwierzętami uznane zostaną wszystkie przypadki bicia, a także stosowanie kolczatek, obroży elektrycznych i tego typu urządzeń. Sprzedaż karpi w hipermarketach może zatopić nowy art. 6 ust. 2 pkt 22). Wprost zabrania on sprzedaży żywych ryb z wyjątkiem tych akwariowych. Autorzy projektu odnieśli się także do takich zjawisk, jak zamykanie zwierząt w samochodzie w trakcie upału, walki psów czy kogutów, inne czynności seksualne uskuteczniane przez zboczeńców ze zwierzętami oraz usypianie zwierzaka zamiast podjęcia leczenia, gdy jest to możliwe i celowe.
Zakazane będą także kolce na gołębie szpecące wiele polskich budynków. Wejście w życie projektu oznacza konieczność ich zdemontowania. To znakomita wiadomość, bo okazuje się, że instalacje takie nie tylko odstraszają ptaki, ale także je zabijają.
Tak, nowa ustawa o ochronie zwierząt oznacza obowiązkową kastrację oraz czipowanie psów i kotów
To nie koniec. Nowa ustawa o ochronie zwierząt sprawi, że będą miały zapewnione większą przestrzeń, niż Polacy zmuszeni do pomieszkiwania w „mikrokawalerkach”. Zgodnie ze wcześniejszymi zapowiedziami, skończyć się ma trzymanie zwierząt na uwięzi. Dodatkowo właściciele będą musieli zapewnić im dostatecznie duże kojce. Jest nawet lepiej, niż sugerowały to wcześniejsze zapowiedzi.
Jeśli proponowany projekt wejdzie w życie, zwierzę o wysokości w kłębie poniżej 50 cm musiałoby dysponować kojcem o powierzchni przynajmniej 15 m². Dla wysokości w kłębie pomiędzy 51 cm a 65 cm minimum rosłoby do 20 m². Zwierzęta wyższe musiałyby mieć kojce nie mniejsze niż 24 m². Tymczasem na rynku nieruchomości trafiają się wytwory patodeweloperki i patoflipperstwa w rodzaju dziewięciometrowych kawalerek.
Co z tą kastracją? Nowa ustawa o ochronie zwierząt jak najbardziej zakłada wykastrowanie wszystkich niehodowlanych psów i kotów. Będziemy mieli na to 6 miesięcy od ewentualnego wejścia w życie projektu. Trzeba jednak znać sobie sprawę, że lamentowanie o pozbawianiu psów czy kotów „atrybutów”. To tylko projektowanie naszych ludzkich realiów na zwierzęta. Kastracja jest konieczna, by uniknąć różnego rodzaju schorzeń i przedłużyć zwierzęciu życie. Kolejnym celem jest walka z patohodowlami oraz ograniczenie liczby bezdomnych zwierząt, którym samorządy nie są w stanie zapewnić bytu.
Z czipowaniem jest podobnie. Tym razem będziemy mieli na oznakowanie swojego pupila 12 miesięcy. Równocześnie projekt zakłada zakaz prowadzenia hodowli bez członkostwa w stowarzyszeniu hodowców danych zwierząt oraz utworzenie centralnego rejestru takich organizacji. Przy okazji wprowadzona ma zostać opłata za każdego szczeniaka urodzonego w danej hodowli. Dodatkowo nowa ustawa o ochronie zwierząt automatycznie wyklucza z wystaw zwierzęta z przycinanymi uszami i ogonami. Nie będzie miało znaczenia miejsce i czas ich okaleczenia.
Moim faworytem jest zakaz wykorzystywania zwierząt domowych w celach zarobkowych. W szczególności chodzi o żebranie z pieskiem, ale można się tutaj doszukać zastosowań w światku mediów społecznościowych na styku z crowdfundingu. Zakazane ma być także odpalanie fajerwerków przez zwykłego Kowalskiego. Zorganizowane pokazy pirotechniczne wciąż mogą być legalne. Trudno się spodziewać, żeby ten konkretny zakaz ostał się w toku prac legislacyjnych.
Ustawodawca nie powinien wzmacniać pozycji organizacji prozwierzęcych, dopóki państwo nie będzie patrzeć im na ręce
Kolejną kwestią wartą uwagi są relacje pomiędzy państwem, samorządem i organizacjami prozwierzęcymi. Wbrew twierdzeniom części parlamentarzystów przeciwnych projektowi, nowa ustawa o prawach zwierząt nie zmieni tutaj zbyt wiele. Wciąż jednak trafiają się elementy budzące pewne obawy.
Nowe brzmienie art. 7 ust. 1 pkt 3) ustawy rzeczywiście wprost umożliwia przekazywanie zwierząt traktowanych w sposób okrutny także organizacjom prozwierzęcym. Samo w sobie nie byłoby to może złym pomysłem, zwłaszcza że wciąż potrzebna będzie decyzja sądu, a koniec końców i tak często tak właśnie się to kończy. Równocześnie jednak nadzór państwa nad organizacjami tego typu kuleje na tyle, że takie posunięcie jest dość ryzykowne.
Nie ma się co oszukiwać: pasywność organów państwa w przypadku NGO-sów zajmujących się zwierzętami sprzyja powstawaniu patologiom. Niektóre z nich stają się medialnymi osobistościami, które dorabiają się rzeszy fanatycznych zwolenników. Dopóki więc nie zostaną wyjaśnione i rozliczone wszelkie kontrowersje związane z działalnością na przykład DIOZ-u, dopóty jakikolwiek krok w stronę zwiększania uprawnień organizacji pozarządowych względem obywateli to naprawdę zły pomysł.
Na krytykę zasługuje także to, że nowa ustawa o ochronie zwierząt nie zawiera gwarancji, że odebraniem zwierzęcia zajmować się będą wyłącznie uprawnione służby. Wszyscy za to będziemy musieli zawiadamiać policję, straż miejską albo schronisko o zaobserwowaniu jakiegoś zbłąkanego zwierzaka. Co więcej, jego właściciel również będzie musiał nie tylko złożyć stosowne zawiadomienie, ale także zrobić praktycznie wszystko, co w jego może, by odnaleźć swojego pupila.