Od jutra będą obowiązywać nowe zasady po przekroczeniu granicy Polski. Zarówno tej wewnątrz strefy Schengen, jak i zewnętrznej granicy Unii Europejskiej. Nasz rząd wprowadza to, co wiele państw zrobiło już kilka miesięcy temu. Co ważne – obowiązek posiadania negatywnego wyniku testu zacznie dotyczyć też osób poruszających się własnym środkiem transportu.
Nowe zasady po przekroczeniu granicy
Jakie będą zatem kolejne ograniczenia w podróżowaniu? Otóż od 30 marca, co do zasady, każda osoba wjeżdżająca do Polski teoretycznie z automatu ląduje na kwarantannie. Ale, co bardzo ważne, z kwarantanny zwalnia negatywny wynik testu na obecność koronawirusa. Natomiast nieco inaczej podchodzi się do takich testów w przypadku przyjazdu w ramach strefy Schengen, a inaczej gdy podróżny przybywa spoza niej.
Zacznijmy od podróży wewnątrzunijnych. Każda osoba wjeżdżająca do Polski musi mieć przy sobie zaświadczenie o negatywnym wyniku testu na SARS-CoV-2 wykonanym nie później niż 48 godzin przed przekroczeniem granicy. Jeśli ktoś nie ma takiego dokumentu, czeka go kwarantanna po powrocie do Polski. Może się on jednak z niej zwolnić wykonując w naszym kraju test i otrzymując negatywny wynik. Test może być PCR (droższy) lub antygenowy (tańszy i znacznie szybszy). Bardzo ważne jest to, że taki obowiązek zostaje nałożony również na osoby podróżujące transportem indywidualnym, jak i pieszym. Do tej pory jakiekolwiek obostrzenia dotyczyły transportu zbiorowego.
Natomiast jeśli chodzi o przekroczenie zewnętrznej granicy Unii Europejskiej, to jest pewna drobna, acz istotna modyfikacja. Nic nie da nam to, że zrobimy sobie test na przykład na lotnisku w opuszczanym przez nas kraju. Nie będzie on w Polsce w ogóle brany pod uwagę, i tak będziemy trafiać z automatu na kwarantannę. Będziemy mogli jednak poddać się takiemu testowi PCR lub antygenowemu w naszym kraju. I negatywny wynik sprawi, że kwarantanna zostanie z nas zdjęta.
Wady i zalety tego rozwiązania
Sam kierunek przyjęty przez rząd jest dobry. Nowe zasady kwarantanny po powrocie są wzorowane na tych przyjętych przez wiele krajów zachodu. Dziwić może jednak to, że wprowadzane są akurat teraz, pod koniec marca, podczas gdy równie dobrze mogły one obowiązywać już dobre pół roku. Uniknęlibyśmy wtedy być może zamieszania z przypływem Polaków z Wielkiej Brytanii w czasie, gdy wykryto tam brytyjski wariant SARS-CoV-2. Rząd zdecydował wtedy, że pasażerowie mogą, ale nie muszą się przetestować. Jak można się domyślać, lwia część z nich z żadnego testu nie skorzystała.
To, co może zastanawiać, to kwestia egzekwowania obowiązku posiadania negatywnego wyniku testu przy przyjeździe z krajów sąsiednich. Rząd podkreśla, że nie będzie żadnego zamknięcia granic i kontrolowania każdego auta wjeżdżającego do Polski. Kontrole mają być jedynie wyrywkowe. A to oznacza, że wiele osób liczących na łut szczęścia żadnej kwarantanny po przyjeździe na przykład z Niemiec mieć nie będzie. Bo jeśli nie zatrzyma ich patrol w okolicach granicy, to nikt się nie dowie że właściciel danego auta jakąkolwiek granicę przekraczał. Prawda jest jednak taka, że sama świadomość tego, że można zostać poddanym kontroli, zmotywuje wiele osób do testowania się przed przyjazdem. Tym bardziej, że na zachodzie testy są o wiele bardziej powszechne niż w Polsce.
W kwestii przyjazdu do Polski z Unii Europejskiej zmiana polega na ograniczeniu przez polski rząd zaufania do testów wykonywanych poza UE. Być może chodzi tu na przykład o popularne ostatnio turystyczne kierunki, jak choćby Tanzania. Do tej pory było tak, że Polacy robili sobie test na lotnisku przed wylotem i przez nikogo niepokojeni wracali do kraju. Teraz będą musieli dodatkowo pofatygować się o przestestowanie na miejscu. No cóż, na pewno lepsze to niż wprowadzona ostatnio przez Wielką Brytanię kara za wyjazd za granicę. Zastanawia mnie tylko czy nowe rozwiązanie nie wprowadzi zamieszania na niezwykle ruchliwej granicy strefy Schengen – między Polską a Ukrainą.
Czeka nas więcej zmian w podróżowaniu
Te zasady dotyczą oczywiście osób niezaszczepionych. Ci, którzy przyjęli dwie dawki preparatu Pfizera bądź innego producenta zatwierdzonego przez ENA, nie podlegają ani obowiązkowi testu czy kwarantanny. A to oznacza, że trochę tylnymi drzwiami wprowadzane są planowane przez Unię Europejską zielone certyfikaty. Docelowo mają one być cyfrowym dokumentem, ale już dziś papierowy dokument poświadczający fakt zaszczepienia albo nieprzechodzenia w danym momencie zakażenia otwiera przez nami granice. Musimy się do tego przyzwyczaić, bo nawet w zaawansowanej fazie procesu szczepień wiele krajów nadal będzie rygorystycznie podchodzić do kwestii przyjmowania gości z zagranicy.