Czy pomyślelibyście jeszcze półtora roku temu, że rozgorzeje dyskusja wokół tematu: kara za wyjazd za granicę – dobre czy złe rozwiązanie? Ostatnie miesiące przyzwyczaiły nas do tego, że w głowach polityków rodzą się różne, często dziwaczne lub ekstremalne pomysły. Obywateli opuszczających bez wyraźnego powodu swój kraj planuje wysokimi grzywnami karać Wielka Brytania. A Polska? Na razie nie. Z naciskiem na: na razie.
Kara za wyjazd za granicę – pomysł Wielkiej Brytanii
Ograniczenia nakładane przez polski rząd to małe piwo przy tym, czym jest lockdown w Wielkiej Brytanii. Tam nie było dużego luzowania w wakacje, od wielu miesięcy nie można się spotykać właściwie z nikim poza najbliższą rodziną, a o kupieniu czegoś innego niż podstawowe produkty można tylko pomarzyć. I nawet teraz, gdy akcja szczepionkowa idzie na wyspach jak burza, to luzowanie obostrzeń następuje bardzo powoli. Równolegle do nich ma zostać wprowadzona zasada: nie opuszczaj państwa, chyba że masz do tego bardzo ważny powód. Wszystko po to, by – jak uzasadnia to rząd Borisa Johnsona – nie zaprzepaścić dotychczasowych rezultatów walki z epidemią.
Kara za wyjazd za granicę w Wielkiej Brytanii ma być dotkliwa. Jeśli odpowiednia ustawa zostanie przyjęta, będzie ona wynosić nawet 5000 funtów. Chodzi o to, by przede wszystkim ukrócić wycieczki zagraniczne na wakacje. Podróżować będzie można w celach zawodowych czy naukowych. Brytyjczycy boją się bowiem, że ich mieszkańcy zarażą się nowymi odmianami koronawirusa na przykład w krajach Afryki i zawloką je do Europy. I to pomimo tego, że i tak musieliby być na koniec wyjazdu przetestowani i poddani kwarantannie.
Kara za wyjazd za granicę – możliwa także w Polsce?
Dziennikarze zapytali ministra zdrowia o to czy nasz rząd rozważa wprowadzenie podobnego rozwiązania. Adam Niedzielski odpowiedział, że na dziś „nie rozważa, ale też tego nie wyklucza”. Dodał, że wyjazdy zagraniczne są w tej chwili zachowaniem niestosownym, bo w Polsce trwa intensywna walka z trzecią falą epidemii koronawirusa.
Nawet jeśli rząd zacząłby rozważać wprowadzenie takiego rozwiązania, to byłoby to bardzo trudne pod względem prawnym. Dziś nie ma nawet jak wprowadzić zakazu przemieszczania się po kraju, bo rząd uparcie odmawia wprowadzenia stanu klęski żywiołowej. A to właśnie takimi ograniczeniami w poruszaniu się można byłoby uzasadniać wyciąganie konsekwencji z turystycznego wyjazdu za granicę. Oczywiście w grę wchodziłoby też wprowadzenie odpowiedniego przepisu do kodeksu wykroczeń. Nakładającego karę grzywny za coś w stylu „nieuzasadnionego wyjazdu z kraju podczas stanu epidemii”. Ale mogę tylko sobie wyobrazić jak kulawy byłby ten przepis, jak bardzo trudno byłoby go napisać, uchwalić, a przede wszystkim egzekwować.
Plusy i minusy brytyjskiego podejścia
Nie jestem w stanie do końca zrozumieć działań brytyjskiego rządu. Skoro tak się boją nowych mutacji wirusa, to właściwie po co wyszczepiają całe społeczeństwo? Zakaz wyjazdu z kraju musiałby przy takim założeniu obowiązywać w takim razie na wieczność, bo w innych państwach zawsze może się wykluć coś innego, prawda? A już zupełnie inną sprawą jest to, że ludzie po powrocie z takiej wycieczki i tak są testowani i poddani kwarantannie. Więc, jeśli byłaby ona ściśle egzekwowana, to roznosić ewentualnych wirusów po ulicach przecież nie będą.
Z drugiej strony jednak część argumentów z Wysp Brytyjskich przemawia do mnie. W UK epidemia była naprawdę dewastująca. Zarówno poprzez tragiczny bilans zgonów zakażonych osób, jak i wyjątkowo dotkliwy dla ludzi lockdown. Brytyjczycy mają rację mówiąc, że nawet najmniejsze ryzyko zaprzepaszczenia tak długiej, ponad rocznej walki z epidemią nie powinno być podjęte. Dlatego chcą, żeby ich obywatele spędzili te wakacje u siebie, licząc że pod koniec lata regulacje dotyczące zakazów wyjazdów zagranicznych będą mogły zostać zdjęte. Pamiętajmy też, że mimo wielu problemów, rząd Borisa Johnsona cieszy się na wyspach niezłym poparciem. Szczególnie jeśli porównać to do poparcia dla rządu Mateusza Morawieckiego w Polsce.
Jak ma się do tego Polska?
Tymczasem wróćmy do Polski – kraju, w którym karania za wyjazd zagraniczny rządzący nie wykluczają i uważają takie zachowanie za niestosowne. Co jest owym niestosownym zachowaniem? Otóż jest nim wyjazd z kraju, który w tej chwili w Europie ma sytuację zdecydowanie najgorszą, w którym brakuje wolnych łóżek w szpitalach, a służba zdrowia jest przeciążona do granic możliwości. Chęć opuszczenia Polski i spędzenia dwóch tygodni w innym państwie, z dala od przerażającej nadwiślańskiej rzeczywistości, jest uznana za wyraz braku solidarności i stwarzanie niebezpieczeństwa. Serio, wiele ludzi tak myśli, i nie przemawia do nich argument że dziś to właśnie w naszym kraju koronawirusa jest złapać po prostu najłatwiej, bo jego zagęszczenie jest jednym z najwyższych na świecie. Według raportu Bloomberga jesteśmy na 50 miejscu spośród 53 największych gospodarek świata pod względem walki z pandemią. Czy naprawdę może dziwić to, że nie każdy marzy o tym, by ten potwornie trudny czas spędzać akurat w Polsce?
Mało tego – Polacy wylatują na zagraniczne wycieczki od dobrych paru miesięcy. Wracają z nich i nie mają żadnej kwarantanny po powrocie do Polski. Na lotnisku, przed wylotem robią sobie szybki obowiązkowy test, ich samolot ląduje na przykład w Niemczech, skąd docierają do siebie i nie muszą się izolować nawet przez jeden dzień. System jest więc dziurawy. Wypadałoby go uszczelnić, ale to by wymagało dużo pracy i rzetelnego przygotowania. A przecież dużo łatwiej jest wprowadzić zwykłą karę grzywny, prawda? Nawet jeśli byłaby ona w formie przepisu pachnącego bublem prawnym.
I jeszcze co do „niestosowności” takiego wyjazdu. Zagranicznym wycieczkom zły PR zrobili polscy celebryci, którzy regularnie nadają w social mediach chociażby z Zanzibaru (Tanzania to zresztą kraj kompletnie lekceważący Covid-19, którego prezydent niedawno zmarł właśnie na tę chorobę). Tak, wykazują się często głupotą, brakiem empatii i zarozumialstwem. Ale za granicę nie latają tylko celebryci. Wybiera się tam też mnóstwo osób, które po prostu są zmęczone psychicznie trwającym od ponad roku szaleństwem i chcą przeczekać to gdzieś poza Polską. Nie rozumiem dlaczego korzystanie z takiej możliwości, oferowanej przecież legalnie na rynku usług turystycznych czy przewozowych, miałoby być niestosownością. A nawet jeśli byłoby, to czy naprawdę doszliśmy do momentu, że za zrobienie czegoś niestosownego państwo będzie nas karać?