Lubię sobie czasem z rozczuleniem słuchać historii jaki to my mamy wolny rynek w Polsce.
Chcesz sprzedawać prąd? Spróbuj rywalizować z państwem i jego firmami. Chcesz sprzedawać gaz? Spróbuj rywalizować z państwem i jego firmami. Chcesz być operatorem kolei? Spróbuj rywalizować z państwem i jego firmami.
Chcesz mieć, o ile w ogóle wcześniej ci na to pozwolą, swoje radio? Telewizję? Chcesz mieć swój portal internetowy? Dobrze, miej, konkuruj, ale państwo za chwilę zdecyduje o dofinansowaniu mediów publicznych, w tym portali, kwotą 1,2 miliarda złotych, pochodzących między innymi z twoich podatków. Ba, z podatków twojego portalu.
Kilkanaście lat temu InPost podzielił powszechną opinię społeczeństwa o tym, że Poczta Polska nie domaga i przyda jej się wolnorynkowy konkurent (z perspektywy lat uważam, że zrobił jej bardzo dobrze). Wszyscy poznaliśmy go dzięki jednej z najbardziej idiotycznych rzeczy, jakie tylko możemy sobie wyobrazić – do niemal każdej przesyłki dołączana była metalowa blaszka. Niektórzy mówili: marketing. Nic bardziej mylnego, genetycznym ojcem tego idiotyzmu był polski ustawodawca, który upewniał się, że Poczta Polska nie utraci monopolu na obsługę najlżejszych przesyłek. Wtedy po raz pierwszy InPost znalazł swój metalowy sposób na obejście tego prawa.
Rynek, w którym podmioty prywatne muszą rywalizować z podmiotami państwowymi, gdy jednocześnie to państwo ustala zasady, nierzadko konkretnie pod filie państwowego biznesu, nie jest wolnym rynkiem
Z przerażeniem czytam na łamach Bezprawnika, że komuś tym razem nie spodobały się Paczkomaty. Wiecie – te skrzynki, które stoją na parkingach przy supermarketach i stacjach benzynowych, które nagle zaserwowały nam bardzo ciekawą alternatywę do Poczty Polskiej, listonosza i kurierów. Znam, lubię, okazjonalnie korzystam, szczególnie kiedy przez jakiś czas były jedynym kanałem dystrybucji Allegro Smart.
Inspektorzy Nadzoru Budowlanego, powiatowy z wojewódzkim, pokłócili się między sobą o to czy paczkomat jest budowlą. Wojewódzki Sąd Administracyjny stwierdził, że w ustawie nie ma definicji paczkomatu, ale to w sumie nie jego sprawa, że przepisy nie nadążają za rzeczywistością i mając do wyboru zakwalifikowanie maszyn InPostu jako tymczasowe obiekty budowlane lub wolnostojące urządzenie techniczne, zdecydowano się przyjąć tę pierwszą interpretację. Ta z kolei w konsekwencji może wymagać uzyskania pozwolenia na budowę każdego paczkomatu, jak i konieczności demontażu już istniejących.
Co więcej, nie chodzi tu tylko o paczkomaty, ale i przecież szereg innych już istniejących lub dopiero mających powstać „matów” z usługami czy towarami najróżniejszego typu. Parkomaty, bankomaty, ładowarki samochodów elektrycznych…
A przecież WSA nawet nie ma racji w tym sporze
Orzeczenie WSA już doczekało się skargi kasacyjnej i to NSA ostatecznie rozstrzygnie o dalszych losach (…)matów na polskich ulicach. Które nawet jeśli piękne nie są, to nie są też przecież szpetne, za to z całą pewnością są bardzo praktyczne.
Wydaje się bowiem oczywistym, że ustawa prawo budowlane nie ma w ogóle względem paczkomatów zastosowania (reguluje ona „działalność obejmująca sprawy projektowania, budowy, utrzymania i rozbiórki obiektów budowlanych”, zaś „obiektem budowlanym jest budynek, budowla bądź obiekt małej architektury, wraz z instalacjami zapewniającymi możliwość użytkowania obiektu zgodnie z jego przeznaczeniem, wzniesiony z użyciem wyrobów budowlanych”) – mowa tu wszakże o urządzeniach stricte technicznych, a tymi prawobudowlańcy się nie zajmują. Tak też twierdzili niektórzy eksperci wypowiadający się w sprawie, a jednak zdecydowano się ich ignorować.
Idąc niebezpiecznym tokiem rozumowania WSA, można by było za moment zacząć przyjmować interpretację, że prawo budowlane reguluje też kwestie samochodów pozostawionych na parkingach czy kontenerów na śmieci. W pobliskiej bramie chyba od dobrych dwudziestu lat sączy wino pan Wiesio. Sąsiedzi żartują, że zapuścił korzenie, lecz biada mu, gdy dowie się o nim WSA w Łodzi.
Nie sposób też nie przyczepić się do kontekstu spełnienia kryterium obiektu budowlanym. Niestety nie przypominam sobie by w moim otoczeniu – jak sugeruje ustawa – WZNIESIONO w ostatnich latach jakiś Paczkomat. Trochę ubolewam, bo na końcu procesu wznoszenia majster, inżynier i ekipa budowlana mogliby zaprosić prezydenta miasta, zorganizować wielką fetę i hucznie rozbić o paczkomat rower lokalnego listonosza. Niestety jednak, paczkomatów/bankomatów/parkomatów się nie wznosi. Je się stawia, trochę tak, jak stawia się samochód na parkingu. Gdyby tam jeszcze były fundamenty, moglibyśmy drapać się po głowie, ale… nie ma. Są takie małe metalowe nóżki. Biorąc pod uwagę, że (…)maty nie są nawet obiektami budowlanymi, bezprzedmiotowe jest również zastanawianie się nad ich rzekomą tymczasowością.
Państwo jak mafia
Kolejny już raz obserwujemy przykład sytuacji, w której państwo działając na najróżniejsze sposoby stara się zaatakować prywatnego przedsiębiorcę, który próbuje działać na zarezerwowanym dla niego polu – akurat w przypadku InPostu ma to miejsce nie po raz pierwszy w życiu. Przypomina to trochę dobry film gangsterski, w którym naczelny bandyta kontroluje całą dzielnicę i wydziela innym, na których polach może się realizować.
Przedsiębiorcy stoją na straconej pozycji w konfrontacji z państwem, które nie tylko może tworzyć przepisy i nowe regulacje, które w dowolnym momencie z publicznych pieniędzy dofinansowuje państwowych konkurentów, ale które też na poczekaniu dokonuje nowych interpretacji prawa. Bo przecież sądy, jakkolwiek niezawisłe, to nadal państwo.
Trudno powiedzieć czy za orzeczeniem WSA przemawia brak kompetencji, czy też złe intencje. Osobiście stawiam na wariant trzeci: złą wolę. Jako obywatel oczekuję od sądu, aby w przypadku tak daleko idących wątpliwości interpretacyjnych (do tego stopnia, że ja nie mam ich wcale – paczkomaty nie podlegają przepisom prawa budowlanego) dokonywać wyroków korzystnych dla przedsiębiorcy i zarazem leżących w interesie społecznym. W przeciwnym wypadku, szczególnie w świetle tego orzeczenia, biorąc pod uwagę, że znowu ktoś wymyśla żeby rzucić kłody pod nogi temu nieszczęsnemu InPostowi, wygląda to niestety nie inaczej, jak kolejna próba realizacji polityki państwowej w strategicznych sektorach biznesu.