Atmosfera wokół nadchodzącej zimy cały czas jest szalenie niepewna. Nic dziwnego, że co jakiś czas pojawiają się pełne obaw głosy ostrzegające: niektórzy, w desperacji, wezmą się za palenie śmieciami. To nie jest scenariusz nieprawdopodobny, co potwierdzają liczby. W Polsce faktycznie zaczęła spadać „produkcja” śmieci w gospodarstwach. Czy to oznacza ich chomikowanie?
Palenie śmieciami – co czeka nas tej zimy?
Jasne jest to, że mówimy o procederze nielegalnym i że w Polsce każdego powinna spotkać kara za palenie śmieciami. Inną zupełnie sprawą jest stopień wykrywalności takich zdarzeń – wciąż niezadowalający. Natomiast sytuacja nieco się zmieniła z powodu kryzysu ciepłowniczego, jaki przetacza się przez nasz kraj (i nasze składy węgla) przez ostatnie tygodnie. Nomen omen, do pieca dorzucił swoje też sam prezes PiS Jarosław Kaczyński. Na jednym ze spotkań ze swoimi sympatykami powiedział, że tej zimy każdy będzie mógł właściwie palić czym chce. No, może poza oponami. Te słowa mogą okazać się w chłodnych miesiącach wyjątkowo szkodliwe dla środowiska.
Niestety, sporo wskazuje na to, że część osób wzięła sobie do serca słowa prezesa. I zaczęła już teraz zbierać zapasy czegokolwiek, co będzie mogło zająć się ogniem w piecu. Radio Eska zapytało Ministerstwo Klimatu i Środowiska o to, czy w Polsce spadła „produkcja” śmieci przez gospodarstwa domowe. Okazuje się, że tak! Resort przeprowadził ankietę wśród większości polskich gmin, w których pytał o to czy zmniejszyła się ilość wytwarzanych odpadów komunalnych. 13 procent samorządów odpowiedziało, że tak. To oczywiście nie oznacza od razu, że ludzie zaczęli je odkładać na ogrzewanie mieszkania. Ale jest to sygnał, który powinien obudzić w ministerialnych urzędnikach spore pokłady czujności.
Czy mogą być inne przyczyny?
Wersja mówiąca o tym, że w kilkunastu procentach gmin ludzie zaczęli produkować mniej śmieci, bo chcą nimi palić w piecach, jest oczywiście najczarniejsza. Ale perspektywy są również czarne jak węgiel. Ubóstwo energetyczne w Polsce już kilka lat temu obejmowało około 12 procent mieszkańców naszego kraju. I to w czasach generalnej prosperity. Tymczasem dziś nie dość, że biedniejemy na potęgę, i to z dnia na dzień, to jeszcze dochodzą do tego problemy z nabyciem surowca. Nawet więc jeśli stać nas na węgiel, pellet czy ekogroszek, albo w zdobyciu funduszy pomaga nam dodatek węglowy, to wciąż nie jest to gwarancja że będzie czym palić w piecu, gdy zrobi się zimno (a już się powoli robi).
Oczywiście częściowo może być tak, że mniejsza produkcja odpadów jest również skutkiem ograniczenia konsumpcji. Po to podnosi się choćby stopy procentowe, żeby ludzie przestali wydawać pieniądze na potęgę. Podejrzewam jednak, że jest jednak jeszcze trochę za wcześnie, by spadek liczby wytwarzanych odpadów był wynikiem tychże oszczędności. A już najbardziej wymarzoną sytuacją byłoby produkowanie mniejszej ilości śmieci z powodu rosnących postaw proekologicznych u Polaków. Problem w tym, że dobre zwyczaje, jakie stopniowo nabywaliśmy, wielu odłoży wkrótce na bok. Bo kiedy w grę wchodzi tak podstawowa rzecz jak przetrwanie zimy, to mało kto myśli o czystym powietrzu i zazielenianiu naszej planety.