Sprawa wzlotu i upadku Amber Gold to jedna z największych afer gospodarczych III RP. Choć spółka ogłosiła upadłość już blisko cztery lata temu, dopiero w marcu tego roku ruszył proces przeciwko Marcinowi i Katarzynie P. – właścicielom parabanku.
Blisko 19 000 osób utopiło w Amer Gold blisko 900 milionów złotych, z których syndykowi udało się odzyskać jedynie niewielką część tej kwoty. Nie powinno zatem nikogo dziwić, że niektórzy próbują w inny sposób odzyskać swoje pieniądze. Na przykład – pozywając gdańską prokuraturę.
Prokuraturę też można pozwać
Taką koncepcję wymyśliła pani Andżelika (a może jej adwokat). Jak informuje Gazeta Wyborcza, pozwała ona Prokuraturę Rejonową Gdańsk – Wrzeszcz oraz Prokuraturę Okręgową w Gdańsku. Jak wyjaśnia pełnomocnik powódki, Skarb Państwa powinien ponieść odpowiedzialność za to, że prokuratorzy nie przykładali się zbytnio do swojej pracy. To pobłażliwe podejście miało się przejawiać w ten sposób, że prokuratura albo odmawiała wszczęcia dochodzenia, albo umarzała wszczęte postępowania przeciwko Amber Gold, mimo, że Komisja Nadzoru Finansowego już w 2009 roku składała doniesienia na niezgodną z prawem działalność złoconego parabanku.
Amber Gold kusił oprocentowaniem
Innymi słowy – już trzy lata przed spektakularnym upadkiem Amber Gold i równie słynnym uziemieniem linii lotniczych OLT Express prokuratorzy mieli wiedzę o możliwym popełnieniu czynów zabronionych różnego kalibru przez małżonków P., ale nie przejęli się tym zbytnio. A skoro prokuratura nie widziała nic zdrożnego w oferowaniu lokat przez podmiot niebędący bankiem, to nic dziwnego, że klienci walili drzwiami i oknami do Amber Gold, skuszeni wielokrotnie wyższym niż w bankach oprocentowaniem.
Tak zrobiła pani Andżelika i wpłaciła 100 000 zł, licząc na zwrot kwoty 105 000 zł po pół roku od założenia lokaty – co nastąpiło w marcu 2012 r., na kilka miesięcy przed upadkiem firmy.
Jak można się domyślać, pozew przeciwko gdańskiej prokuraturze jest oparty na artykule 417 § 11 kodeksu cywilnego, zgodnie z którym
„Za szkodę wyrządzoną przez niezgodne z prawem działanie lub zaniechanie przy wykonywaniu władzy publicznej ponosi odpowiedzialność Skarb Państwa lub jednostka samorządu terytorialnego lub inna osoba prawna wykonująca tę władzę z mocy prawa”
Aby Skarb Państwa ponosił odpowiedzialność na podstawie powyższego przepisu, muszą zatem być spełnione trzy przesłanki:
- działanie lub zaniechanie przy wykonywaniu władzy publicznej
- bezprawność działania lub zaniechania
- szkoda powstała w wyniku powyższego działania lub zaniechania
Przed sądem, ale i stronami postępowania stoi nie lada zadanie. O ile stosunkowo prosto można uznać, że pani Andżelika poniosła szkodę (mieć sto tysięcy, a nie mieć stu tysięcy -to jednak jest jakaś różnica, prawda?), o tyle pierwsze dwie przesłanki nie będą takie łatwe do udowodnienia. Powódka musi udowodnić przed sądem nie tylko to, że prokuratura działała niezgodnie z prawem (tak należy bowiem rozumieć pojęcie „bezprawność”), ale też i to, że ślamazarność prokuratury bezpośrednio przyczyniła się do utraty przez panią Andżelikę tej, jakże pokaźnej, sumy pieniędzy.
Jak wynika z wypowiedzi pełnomocnika powódki, gdyby prokuratura na poważnie zajęła się sprawę Amber Gold już w 2009 r., wówczas nie zaistniałaby nawet możliwość zainwestowania przez panią Andżelikę w złote lokaty – bo do tego czasu, czyli marca 2012 r., spółka przestałaby istnieć. A nie sposób nie zauważyć, że każda decyzja prokuratury rejonowej o odmowie wszczęcia postępowania kończyła się tak samo: uchyleniem takiej decyzji i ponownym wszczęciem dochodzenia. Nie można zatem mówić, że prokuratura zrobiła w sprawie Amber Gold wszystko, co było w mocy, aby zapobiec funkcjonowaniu parabanku.
Ale można też zadać inne pytanie: czy państwo polskie powinno odpowiadać finansowo za nietrafione inwestycje swoich obywateli? Z drugiej strony, może takie pozwy zmotywują przedstawicieli Rzeczpospolitej do sprawnego wykonywania powierzonych im zadań w sposób odpowiadający społecznej odpowiedzialności takich instytucji jak, na przykład, prokuratura.