Trudno się dziwić, że w państwie zaczynają pojawiać się zachowania momentami określane dość ostro jako „bolszewickie”, skoro wiele wskazuje na to, że dokładnie takie są oczekiwania społeczeństwa.
Coś poszło nie tak, czegoś nie dopilnowaliśmy, nie daliśmy się przez ostatnie 20 lat bogacić dostatecznie dużej grupie osób, za słabo rozpędziliśmy gospodarkę, za mało stawialiśmy na edukację. I to nie tylko edukację w zakresie wiedzy, ale przede wszystkim edukację mentalną. Obraz Polaka w najnowszym sondażu CBOS-u to człowiek wyciągnięty z głębokiego PGR-u, pozbawionego pokory i przyzwoitości, za to z roszczeniową postawą rozdmuchaną do granic przyzwoitości.
Podatek dla bogatych
Jakiś czas temu na Bezprawniku bardzo mocno krytykowałem pomysł, który premier Morawiecki przedstawiał pod tytułem „danina solidarnościowa„. Pod pretekstem pomocy niepełnosprawnym zdecydowano się nałożyć kolejny podatek, tym razem na osoby, które w miarę nieźle sobie radzą w społeczeństwie. Moim zdaniem jest to oczywiście niesprawiedliwa rzecz, ponieważ te osoby już i tak płacą najwyższe podatki w kraju (policzcie sobie ile to jest np. 20% od 25 000 złotych i 20% od 2500 złotych), na ogół dają pracę innym, a teraz jeszcze zapłacą dodatkową karę za to, że są w czymś na tyle wybitni, że ktoś chce im tyle płacić. Komuna.
Szczęśliwie nie potwierdziły się pogłoski o tym, że danina solidarnościowa obejmie osoby zarabiające 25 000 złotych brutto miesięcznie, ponieważ byłby to brutalny atak na polską klasę średnią – dopiero osoby, które chcą się wzbogacić, ale na pewno dalekie jeszcze od tego, by nazywać je bogatymi – zwłaszcza, że na uzbieranie pierwszego miliona (równowartość większego mieszkania w Warszawie z lepszym stanem) każdy z nich musiałby pracować ponad 4 lata i to na dodatek tylko przy założeniu, że żywią się promieniami słońca, a mieszkają w swojej korporacji. Co zresztą jest trochę żartem, a trochę prawdą, bo dużo osób zarabiających takie pieniądze faktycznie „żeni się z pracą”, by następnie wydzierać im te pieniądze podatkami na dzieci na przykład bezrobotnych.
Na szczęście zdaniem ministerstwa danina solidarnościowa obejmie osoby zarabiające miesięcznie powyżej 87 000 złotych brutto. Co oczywiście dalej jest niesprawiedliwe, a nawet barbarzyńskie, ale już raczej nie dotyka kluczowej społecznie klasy średniej, tylko faktycznie osoby zamożne. Nieoficjalne uzasadnienie projektu daniny solidarnościowej powinno brzmieć więc: Chcemy rozdawać jak najwięcej pieniędzy obywatelom, bo wtedy chętnie na nas głosują, ale nie mamy aż tyle pieniędzy nawet z lat pracy dla BZ WBK, więc zabierzemy je innym obywatelom z prywatnych kieszeni.
Dla 57% Polaków bogaty to 3500 złotych netto. I ma płacić
Czytałem ostatnie badanie CBOS-u i choć niczego wielkiego się po narodzie nie spodziewałem, to i tak czuję się rozczarowany. Badanie przypomniane w jednej z facebookowych grup pochodzi z maju tego roku, ale pozwalam sobie do niego powrócić, gdyż jego rezultat wzbudza we mnie wielkie emocje. Największymi zwolennikami wprowadzenia dodatkowego opodatkowania dla najbogatszych okazały się osoby, które same nie są w stanie zbyt wiele wnieść do społeczeństwa swoją pracą i zarabiają najmniej. W zdecydowanej większości są to wyborcy Prawa i Sprawiedliwości. Przeciwnikami rozwiązania najczęściej byli mieszkańcy największych polskich miast, z wykształceniem wyższym oraz osoby, których zarobki przekraczały kwotę 2500 złotych netto miesięcznie.
Co ciekawe, z tego samego badania wyniknęło, że Polacy generalnie są dość zgodni co do faktu, że płacą obecnie za wysokie podatki i powinny być one niższe, jednak to mniej zamożni bardziej uskarżali się na ich wysokość. Co jednak istotne, dla 57% Polaków bariera bogactwa – wszak o podatku o najbogatszych była mowa – zaczyna się już przy 5000 złotych brutto, czyli około 3500 złotych na rękę – pensji nauczyciela z paroma lat praktyki i dyplomami, a przecież wszyscy wiemy, że nauczyciele w Polsce nie zarabiają za dużo.
Raport jest przerażający. Pomijając jego głębokie mentalne osadzenie sporej części społeczeństwa w czasach słusznie minionych, obnaża niewiedzę Polaków na temat ich obecnych obciążeń podatkowych.