Coraz częściej możemy usłyszeć, że w Polsce pojawi się nowa danina, która może poważnie namieszać w budżetach gospodarstw domowych. Chodzi o podatek od ogrzewania wynikający z nowego unijnego systemu handlu emisjami ETS2. Obejmie on także budynki mieszkalne. Czy jest czego się bać? Jak najbardziej, pomimo rządowych zapowiedzi działań osłonowych.
Podatek od ogrzewania może namieszać w budżecie gospodarstw domowych
Wydawać by się mogło, że Unia Europejska zaciska powoli klimatyczną pętlę nad polskimi domami ogrzewanymi gazem albo węglem. Nie tak dawno temu pisałem przecież na łamach Bezprawnika, że dyrektywa budowlana nie będzie aż tak straszna, bo przecież zakaz montowania pieców gazowych będzie miał kilka istotnych wyjątków. Teraz zaś powinniśmy się przyjrzeć dyrektywie ETS2, której niektóre skutki mogą przyprawić o ból głowy. Na przykład w ostatnich dniach coraz częściej pojawiają się informację o tym, że czeka nas zupełnie nowy podatek od ogrzewania. Zagrożenie rzeczywiście jest realne.
Siłą rzeczy nie chodzi o to, że polski rząd zamierza wprowadzić jakąś nową daninę albo że poprzednicy obecnej władzy znowu naobiecywali Brukseli jakieś cuda w ramach tzw. kamieni milowych KPO. Tym razem do unijnego systemu handlu emisjami dwutlenku węgla zostaną włączone także indywidualne systemy ogrzewania. W najgorszym przypadku stanie się to już w 2027 r. Portal wnp.pl zwraca uwagę na to, że wszystko tak naprawdę zależy od cen ropy naftowej i gazu. Jeśli te ułożą się korzystnie, to pierwsze skutki odczulibyśmy w 2028 r.
Jak taki podatek od ogrzewania miałby działać w praktyce? Jeszcze za rządów PiS przygotowano szacunkową analizę skutków objęcia budynków mieszkalnych systemem ETS2. Dla przeciętnej polskiej rodziny ogrzewanie gazem w latach 2027-2030 byłoby droższe o 6338 zł. W latach 2031-2035 byłoby to kolejne 17 680 zł. Ogrzewający swoje domy węglem powinni się spodziewać jeszcze wyższych kosztów szacowanych na odpowiednio 10 311 zł oraz 28 763 zł.
Powyższe wyliczenia można oczywiście kwestionować. W końcu unijny system handlu emisjami stanowił w poprzedniej kadencji Sejmu swego rodzaju kozła ofiarnego, gdy w Polskę uderzył kryzys energetyczny. Trzeba jednak przyznać, że ETS skonstruowano w taki sposób, by konieczność płacenia za emisje dwutlenku węgla była dolegliwa. Nasz kraj tymczasem wciąż boryka się z odchodzeniem od tradycyjnej wysokoemisyjnej energetyki.
Termomodernizacja prawie połowy gospodarstw domowych w Polsce nie będzie ani łatwa, ani tym bardziej tania
Tyle teoria. W praktyce możemy się dowiedzieć, że wraz z nowym obowiązkiem popłynie do Polski rekordowa ilość pieniędzy. Mają zostać przeznaczone na różnego rodzaju działania osłonowe. Dolegliwości wywołane przez taki podatek od ogrzewania można zniwelować. Sposoby są dwa.
Pierwszym są transfery pieniężne dla mniej zamożnych gospodarstw domowych. Przypominałyby zapewne bardziej rozbudowane bony energetyczne, które mogłyby objąć także szeroko rozumianą klasę średnią. Alternatywę stanowiłoby zablokowanie kolejnego jeźdźca energetycznej apokalipsy w postaci uwolnienia cen gazu. Planowo ma to nastąpić również w 2027 r. Przy czym ten środek akurat w niczym nie pomógłby gospodarstwom domowym wciąż wykorzystującym do ogrzewania węgiel.
Drugą możliwością są oczywiście dopłaty do wszelkiej maści inwestycji w termomodernizację. W tej sytuacji kluczowym elementem będą środki na wymianę źródła ciepła. Istniejący piec gazowy można wykorzystać w instalacji hybrydowej, w której głównym sposobem ogrzewania będzie pompa ciepła zasilana fotowoltaiką. Pieniądze na zakup tak drogiej instalacji będzie można pozyskać na przykład z programu „Czyste Powietrze„. Środki mogą posłużyć także na ocieplenie budynku pozwalające efektywniej wykorzystywać już istniejące źródło ogrzewania.
Równocześnie nie da się ukryć, że nieformalny podatek od ogrzewania będzie problemem, z którym nasze państwo musi sobie jakoś poradzić. Warto dodać: poradzić sobie bez przerzucania kosztów i odpowiedzialności na samych obywateli. Początek 2027 r. wcale nie jest tak odległym terminem, jak by się mogło wydawać. Zwłaszcza gdy chodzi nam o pozyskanie środków przez mniej zamożną część społeczeństwa na całkiem poważny remont.
Co więcej, w Polsce 27,92 proc. gospodarstw domowych jest ogrzewanych gazem, a następne 17,5 proc. korzysta z innego paliwa stałego. To niemalże połowa. Można się spodziewać, że transformacja energetyczna w skali mikro będzie równie bolesna i żmudna, jak dekarbonizacja energetyki.