Premier Donald Tusk przekazał dobrą wiadomość dla przedsiębiorców. W przyszłym roku czeka nas minimalna podwyżka płacy minimalnej, wynikająca jedynie z poziomu inflacji. Tym samym odsuwa się w czasie perspektywa uzależniania najniższej krajowej od wskaźnika średniego wynagrodzenia.
Podwyżka płacy minimalnej w formie sugerowanej przez resort pracy przekroczyłaby 500 zł
Sugerowana przez resort pracy podwyżka płacy minimalnej do poziomu 60 proc. średniego wynagrodzenia budziła zrozumiałe obawy wśród przedsiębiorców. Średnia krajowa systematycznie rośnie. W marcu 2024 r. wyniosło 8 408,79 zł. Wzrost płacy minimalnej w Polsce wcale nie jest wolniejszy. W ciągu ostatnich dwóch lat wzrosła o astronomiczne 40 proc.
Astronomiczna podwyżka wynikałaby z chęci dostosowania prawa krajowego do wymogów Unii Europejskiej, która jednak wymaga jedynie powiązania minimalnego wynagrodzenia z obiektywnym wskaźnikiem. Może to być średnia, może to też być mediana. Gorącą zwolenniczką takiego rozwiązania wydaje się minister rodziny pracy i polityki społecznej Agnieszka Dziemanowicz-Bąk. To ona zapowiedziała przesłanie do wykazu prac legislacyjnych rządu ustawy zmieniającej sposób ustalania płacy minimalnej.
Proponujemy, żeby to minimalne wynagrodzenie wynosiło 60 proc. przeciętnego wynagrodzenia. To jest zgodne z dyrektywą Parlamentu Europejskiego.
Na szczęście wszystko wskazuje na to, że taki scenariusz na razie się nie ziści. Premier Donald Tusk jasno zapowiedział w piątek, że w 2025 r. rząd nie zamierza wykraczać poza obowiązkową korektę inflacyjną.
Pani minister Dziemianowicz-Bąk usłyszy ode mnie we wtorek, że my oczywiście zgodnie z zasadami i obowiązkami rządu zaproponujemy podniesienie tej płacy minimalnej tak, jak mówi o tym konieczna ustawa, czyli to będzie blisko 5 proc. więcej, bo ten obowiązek narzuca na nas ustawa. Natomiast nie będziemy proponowali w żadnym wypadku wyższego skoku, czyli pójdziemy po tym, co obowiązkowe i konieczne, ale musimy w tej chwili bardzo skoncentrować się i zadbać o bezpieczeństwo szczególnie małych i średnich firm w Polsce.
Dlaczego użyłem sformułowania „na szczęście”? Kontynuacja cyklu błyskawicznych podwyżek minimalnego wynagrodzenia miałaby opłakane skutki nie tylko dla przedsiębiorców. Ucierpiałaby na tym cała nasza gospodarka, w tym także część najsłabiej zarabiających pracowników.
Przeciętne wynagrodzenie to wskaźnik, który powinniśmy trzymać jak najdalej od wyliczania minimalnego wynagrodzenia
Podwyżka płacy minimalnej do poziomu 60 proc. średniej krajowej przekłada się na ponad 5 tys. zł już w przyszłym roku. Nawet jeśli zastosujemy obecną wysokość tego drugiego wskaźnika, to uzyskujemy kwotę 5 054 z,27ł. W ciągu roku przeciętne wynagrodzenie w gospodarce zdąży jeszcze wzrosnąć. Tymczasem w drugiej połowie tego roku minimalne wynagrodzenie wyniesie 4 300 zł. Jeśli dodamy do tego 5 proc., to wyjdzie nam ok. 4 515 zł najniższej krajowej w 2025 r. Różnica wynosi aż 539 zł.
Nie byłbym sobą, gdybym nie przypomniał, że średnie wynagrodzenie to fatalny wskaźnik ekonomiczny. Jego uparte stosowanie przez państwo prowadzi do zakłamywania rzeczywistości gospodarczej. Tymczasem, jak przekonuje serwis Wyborcza.biz, w rzeczywistości wylicza się ją z zarobków jedynie 37,7 proc. Polaków. Śmiem twierdzić, że to ta lepiej zarabiająca część. Przeciętne wynagrodzenie nie uwzględnia ani budżetówki, ani pracowników małych firm.
Donald Tusk ma rację, wskazując na małe i średnie firmy jako najbardziej zagrożone taką ekstrawagancją. Warto wspomnieć, że stanowią one odpowiednio 2,2 i 0,6 proc. polskich firm. 97 proc. to mikroprzedsiębiorstwa. Te duże to jedynie 0,2 proc. Innymi słowy: ogromna podwyżka płacy minimalnej boleśnie uderzyłaby w praktycznie wszystkie polskie przedsiębiorstwa.
Efektem ubocznym ciągnącego się od dekady szybkiego wzrostu płacy minimalnej jest spłaszczenie zarobków na słabiej zarabiających stanowiskach. W przypadku pracowników z wynagrodzeniami gdzieś pomiędzy minimalnym wynagrodzeniem a średnią krajową pracodawcy mają dwie możliwości. Pierwszą są oczywiście podwyżki, na które jednak nie każdego szefa stać. Dotyczy to zwłaszcza okresu podnoszenia się po niedawnym kryzysie inflacyjnym. Pozostawienie dotychczasowych wynagrodzeń bez zmian oznacza z kolei tąpnięcie motywacji tych do niedawna lepiej zarabiających pracowników. W końcu, po co mają się starać?
Najsłabiej opłacani pracownicy również powinni uważać na skutki, jakie niesie ze sobą astronomiczna podwyżka płacy minimalnej. Nagle może się okazać, że na ich etat już pracodawcę nie stać. Jak najbardziej może się to skończyć zwolnieniem. Już teraz całkiem sporo polskich firm pozbywa się nadplanowego personelu. Alternatywę stanowią próby „skłonienia” pracownika do zmiany formuły współpracy, na przykład na samozatrudnienie i relację B2B. Nawet jeśli nasza praca pozostaje niezagrożona, to w najlepszym wypadku mniejszy personel będzie musiał wykonać pracę bez zwolnionych kolegów.