Od lat marzeniem Polaków było dogonienie mitycznego Zachodu – czyli bogatych krajów UE. W latach 90. to była mrzonka, na początku XXI wieku również. Ale wygląda na to, że właśnie nam się to udaje. Dane mówią jasno i wyraźnie – Polska dogadania Zachód. Do Niemców nam jeszcze trochę brakuje, ale już za chwilę będziemy żyć jak Portugalczycy.
Właśnie poznaliśmy najnowsze dane Międzynarodowego Funduszu Walutowego o PKB na mieszkańca. Mierząc parytetem siły nabywczej, to ten wskaźnik wyniósł w 2018 r. ok. 32 tys. dolarów.
Jak wypadamy na tle Unii? Okazuje się, że coraz lepiej. Nasze PKB na głowę to już 74 proc. unijnej średniej. Biorąc pod uwagę, że w 2012 r. było to zaledwie 66 proc., to naprawdę jest się z czego cieszyć. Ktoś może powiedzieć, że przy takich Niemcach (52 tys. dol na głowę) jesteśmy wciąż biednymi kuzynami. To fakt, ale trzeba przyznać, że po pierwsze zmniejszamy ten dystans, a po drugie – robimy to w całkiem niezłym tempie.
I tak na przykład w latach 2015-18 PKB per capita zwiększyło się u nas o 5,2 tys. dol. Tymczasem w Czechach czy na Słowacji ten wzrost wyniósł ok. 4,9 tys. dol.
Polska dogania Zachód. No dobrze, ale kiedy dogoni?
Dla dzisiejszych dwudziestolatków może te dane nie są zaskakujące. Ale dla kogoś, kto wychowywał się w latach 90. stwierdzenie „Polska dogania Zachód” to spełnienie marzeń. I naprawdę nie ma w tym przesady. W tamtych czasach na naszych ulicach królowały Maluchy (produkcję zakończono dopiero w 2000 r.!), komputer stacjonarny był towarem luksusowym, a żeby zrobić porządne zakupy w supermarkecie, trzeba było się często zadłużać. Inna sprawa, że supermarketów było jak na lekarstwo, więc na zakupy chodziło się przede wszystkim do Społemu czy do mięsnego na osiedlu.
Można by zresztą wymieniać dłużej, ale wróćmy do pytania – no to kiedy będzie u nas w końcu jak na Zachodzie? Cóż, jeszcze trochę musimy poczekać. Jak prognozują analitycy MFW, Portugalię dogonimy w 2024 roku. W tym samym roku nasze PKB na głowę osiągnie już chyba całkiem przyzwoite 82 proc. unijnej średniej. Dogonienie Włoch (39 tys. dol. na głowę) czy Hiszpanii (ok. 40 tys.) zajmie nam nieco dłużej, ale z dzisiejszej perspektywy wydaje się, że to raczej kwestia lat niż dekad.
Polska dogania Zachód. Ale czy Zachód jest jeszcze Zachodem?
Ktoś może powiedzieć, że nasz marsz ku Zachodowi mogą przerwać rządzący politycy. Raz, że odsuwają nas od Unii, dwa – że rozdają nam nasze pieniądze (inkasując czasem przy tym 15 proc.prowizji). Oczywiście nie można tego wykluczyć – patrząc na naszą historię znajdzie się niejeden taki precedens.
Z drugiej strony – patrząc na polityczno-ekonomiczną mapę Unii wszędzie można dostrzec mniejsze lub większe problemy. I te polskie wcale nie należą do tych największych. I tu chyba dochodzimy do sedna. Owszem, realizuje się marzenie pokolenia ludzi z lat 60. i 70. – żyjemy prawie jak na Zachodzie. Problem w tym, że gdy Polska jest wyjątkowo silna, Zachód staje się wyjątkowo słaby. W latach 90. nasi rodzice daliby wiele, by osiągnąć poziom życia Włochów. Powoli go osiągamy, tyle że sytuacja w słonecznej Italii staje się z roku na rok coraz gorsza. A niektórzy twierdzą, że kraj nawet chyli się ku upadkowi.
Nawet jednak życie w Madrycie czy też w Rzymie nie oznacza tego, co oznaczało kiedyś, to mamy powody do zadowolenia. Już nie jesteśmy biednymi kuzynami, raczej sprinterami, którzy całkiem nieźle wykorzystują zadyszkę innych.