Parlamentarzyści nie popisali się przy ostatnim nowelizowaniu kodeksu pracy
Nieco ponad dwa tygodnie temu opisywałem na łamach Bezprawnika, jak to posłowie spartaczyli nowelizację kodeksu karnego wprowadzającą jawność wynagrodzeń w ofercie. Z treści pierwotnego projektu wyeliminowano przepisy odnoszące się do już zatrudnionych pracowników. Nowe obowiązki dotyczące procesu rekrutacji okazały się nie zmieniać dosłownie niczego w zatajaniu oferowanego wynagrodzenia do ostatniej chwili. Zamiast tego dodano nakaz stosowania "form neutralnych płciowo" do ogłoszeń o pracę. Trzeba przyznać, że był to dość osobliwy wybór priorytetów.
Zgodnie z prawem ustawa przyjęta przez Sejm trafiła do Senatu, który ma prawo zaproponować posłom poprawki. Tak się w istocie stało. Uchwalono jedną. Czy poprawiona jawność wynagrodzeń rzeczywiście zaspokaja oczekiwania pracowników i zmusza pracodawców do przemyślenia swojego procesu rekrutacji? Doniesienia medialne ostatnich dni sugerują, że rzeczywiście mamy do czynienia z jakąś poważną zmianą. Ja byłbym jednak dużo bardziej sceptyczny. Dlaczego? Najlepiej zobrazuje to porównanie treści nowego art. 1833a §2 kodeksu pracy przed i po poprawce.
Senat zaproponował nieco odmienne brzmienie tego przepisu. Pogrubienie wskazuje na różnice.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 20,77%
Poprawiona jawność wynagrodzeń tak naprawdę wcale nie została poprawiona
Zacznijmy od drobniejszej zmiany. Zamiana słowa "ani" na "albo" tak naprawdę stanowi po prostu poprawkę redakcyjną. Jej celem wydaje się doprecyzowanie, w jakich dokładnie sytuacjach potencjalny pracodawca może zrezygnować z poinformowania kandydata o wynagrodzeniu. Sam Senat w uzasadnieniu poprawki wskazuje na §6 zasad techniki prawodawczej. Przepisy ustawy redaguje się tak, aby dokładnie i w sposób zrozumiały dla adresatów zawartych w nich norm wyrażały intencje prawodawcy. Tym samym nie ma sensu zbytnio roztrząsać tej konkretnej poprawki.
O wiele ważniejsza wydaje się konieczność przekazania kandydatowi informacji z wyprzedzeniem umożliwiającym zapoznaniem się z nimi. Senatorowie postanowili zastąpić w ten sposób sformułowanie "z odpowiednim wyprzedzeniem". Wyszli bowiem z założenia, że uchwalona przez Sejm treść nowelizacji nie precyzuje, co należy rozumieć pod pojęciem "odpowiedni". To o tyle ważne, że poprawiona jawność wynagrodzeń również zakłada karę grzywny za zignorowanie nowych obowiązków. Wynosi ona od 1 do 30 tys. zł.
Zaryzykowałbym jednak stwierdzenie, że poprawka w gruncie rzeczy niewiele zmienia. Rzecz w tym, że senacka poprawka również wskazuje, na którym konkretnie etapie może dojść do przekazania kandydatowi informacji o wynagrodzeniu. Wciąż możemy to zrobić w ogłoszeniu. Jeżeli tego nie zrobiliśmy, to nic straconego. Cały czas możemy poinformować kandydata przed rozmową kwalifikacyjną. Zapomnieliśmy? Nic nie szkodzi! Senat cały czas dopuszcza przekazywanie informacji już w trakcie rozmowy o pracę, przed nawiązaniem stosunku pracy.
Czy rzeczywiście mamy do czynienia z "wyprzedzeniem umożliwiającym zapoznanie się z tymi informacjami"? Z punktu widzenia treści tak skonstruowanego przepisu odpowiedź może być jedynie twierdząca. Skoro wprost dopuszczamy informowanie o wynagrodzeniu w trakcie rozmowy kwalifikacyjnej, to równie dobrze możemy to zrobić na jej zakończenie. Szkoda już się stała, kandydat zmarnował czas i pofatygował się na rozmowę o pracę, której i tak by nie przyjął ze względu na nieatrakcyjność oferty.
Tym samym przedsiębiorcy ukrywający do ostatniej chwili informacje o oferowanym wynagrodzeniu mogą spać spokojnie. Tak naprawdę pod tym względem wciąż nic się nie zmieni. Sejm poprawić projektu wracającego z Senatu już nie może. Czyżby czekała nas awaryjna nowelizacja do nowelizacji?