Ze słów Jarosława Gowina wynika, że rząd chce zachęcać Polaków, aby nie przechodzili zbyt szybko na emeryturze. Praca po osiągnięciu wieku emerytalnego jest oczywiście rozsądnym rozwiązaniem dla obywatela. Dla rządu to bardziej ratunek przed skutkami własnej decyzji o jego obniżeniu.
Obóz Zjednoczonej Prawicy stał się zakładnikiem niesienia na sztandarach obniżenia wieku emerytalnego
Rząd Zjednoczonej Prawicy jak obiecał, tak zrobił – cofnął podwyższenie wieku emerytalnego do 67 roku życia. Polacy znowu mogą przechodzić na emeryturę w wieku 65 lat a Polki w wieku 60. Teoretycznie wszyscy powinni być zadowoleni. Nie musimy w końcu pracować do śmierci. Teraz jednak pojawiła się dość ciekawa zapowiedź ze strony wicepremiera Jarosława Gowina.
Otóż szykowany przez rządzących Polski Nowy Ład ma zawierać także podatkowe zachęty, by nie przechodzić na emeryturę zbyt szybko. Nazywają to nawet, o zgrozo, „efektywnym wydłużaniem wieku emerytalnego”. Czy to oznacza, że obniżenie wieku emerytalnego zaczyna uwierać Zjednoczoną Prawicę? Bardzo możliwe.
Nie chodzi bynajmniej o to, że praca po osiągnięciu wieku emerytalnego to dla państwa jakaś konieczność. System ubezpieczeń społecznych nie zawalił się przez ostatnie lata, nie zawali się też w dającej się przewidzieć przyszłości. Problem w tym, że niższy wiek emerytalny to krótszy okres składkowy, co w obecnym systemie oznacza niższą emeryturę. Problem szczególnie dotyczyć będzie Polek, które straciły aż siedem lat odkładania pieniędzy w systemie na wyższe emerytury. To wręcz kolosalna różnica.
Jeżeli więc obywatele będą masowo korzystać z możliwości szybszego przejścia na emeryturę, to będą otrzymywać niższe świadczenia. Niekiedy wręcz głodowe. Tak więc koszty społeczne obniżenia wieku emerytalnego będą w dłuższej perspektywie poważne. Któż zaś będzie w tym przypadku „winnym”? W ludzkiej naturze leży szukanie winy u innych, więc bardzo prawdopodobne, że winowajcą okaże się rząd, który obniżył wiek emerytalny i w ten sposób „oszukał” Polaków.
Oczywiście rząd Zjednoczonej Prawicy zrobił tylko to, czego oczekiwało od niego społeczeństwa. Podniesienie wieku emerytalnego z czysto demograficznego i ekonomicznego punktu widzenia było posunięciem słusznym. Problem w tym, że ekipa Donalda Tuska nie zrobiła zbyt wiele, by przekonać do tej zmiany obywateli. Nie było żadnej osłody, co najwyżej stopniowe wdrażanie reformy zamiast terapii szokowej. Jakby tego było mało, niedługo potem doszło do rozpoczęcia demontowania OFE, co tylko zwiększyło podejrzliwość Polaków.
By praca po osiągnięciu wieku emerytalnego zadziałała zgodnie z rządowym planem, pracodawca nie może pozbywać się takich pracowników
Swoje zrobiła wtedy ówczesna opozycja, która po mistrzowsku rozegrała nastroje społeczne w kampanii wyborczej z 2015 r. Teraz ta opozycja rządzi. I stała się zakładnikiem wzięcia obniżenia wieku emerytalnego na sztandary. Choćby Zjednoczona Prawica chciała, to nie może wrócić do rozwiązania wprowadzonego przez „złego Tuska”. Straciłaby z pewnością wiarygodność w oczach swoich wyborców. Do tego musieliby oficjalnie przyznać, że się pomylili, a Platforma Obywatelska miała rację.
Praca po osiągnięciu wieku emerytalnego to właściwie jedyny sposób, by rządzący mogli zjeść ciastko i dalej je mieć. Muszą kombinować za pomocą właśnie systemu zachęt podatkowych, by Polacy nie spieszyli się ze skorzystaniem z prawa, które władza sama im dała. Cieszy oczywiście, że pośród Zjednoczonej Prawicy przyszło wreszcie otrzeźwienie w kwestii tempa przechodzenia obywateli na emeryturę. Pytanie jednak, czy „efektywne wydłużanie wieku emerytalnego” może w ogóle przynieść pożądany rezultat?
Odpowiedź na to pytanie wydaje się być złożona. Z jednej strony spodziewana niska emerytura często stanowi idealną zachętą samą w sobie. Teoretycznie powinna rosnąć spodziewana długość życia, a wraz z nią okres sprawności pozwalającej w ogóle pracować. Dodatkowe zachęty mniej lub bardziej oznaczające więcej kieszeni w portfelu niedoszłego emeryta to dobry pomysł.
Pozostaje jeszcze jeden problem. Praca po osiągnięciu wieku emerytalnego wymaga, by wcześniej pracodawca takiego pracownika nie zwolnił. Z chwilą ukończenia odpowiednio 60 bądź 65 roku życia pracownik traci wynikającą z kodeksu pracę ochronę przed zwolnieniem. Seniorzy zaś nieszczególnie odnajdują się na współczesnym rynku pracy.
Racjonalnym podejściem mogłoby być przedłużenie okresu ochronnego do, na przykład, 67 lub wręcz 70 roku życia. Alternatywę stanowią kolejne zachęty, tym razem skierowane do przedsiębiorców. Praca po osiągnięciu wieku emerytalnego musi się opłacać także pracodawcy.