Rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow ma dla państw Unii Europejskiej rozwiązanie kryzysu migracyjnego na granicy z Białorusią. Bardzo proste: niech Unia zapłaci okup Białorusi, to problem nielegalnych imigrantów się skończy.
Siergiej Ławrow może i cynicznie uderza w UE, ale jego argumenty kryją także ziarno prawdy
Rosyjska agencja RIA Nowosti opublikowała komentarz tamtejszego ministra spraw zagranicznych Siergieja Ławrowa odnośnie kryzysu migracyjnego w Polsce i Litwie. Jego zdaniem, rozwiązaniem powinna zająć się Unia Europejska, poprzez zapłacenie Białorusi pieniędzy.
Jak Ławrow argumentuje takie rozwiązanie? Co ciekawe, rosyjski minister ma pewne argumenty po swojej stronie. Jego koncepcja opiera się bowiem na założeniu, że to Unia Europejska odpowiada za stworzenie warunków sprzyjających wywołaniu kryzysu. Co więcej, Bruksela powinna unikać podwójnych standardów odnośnie przyjmowania migrantów z poszczególnych państw.
To z kolei prowadzi do interesującego spostrzeżenia: dlaczego właściwie Unia Europejska miałaby traktować Białoruś inaczej, niż Turcję? Warto przypomnieć, że Bruksela zobowiązała się zapłacić Ankarze ok. 6 miliardów euro w ramach unijnego Instrumentu Pomocy dla Uchodźców w Turcji. W praktyce chodzi o to, żeby migranci zostawali na tureckim terytorium zamiast trafiać do Unii Europejskiej. Do 2024 r. Unia Europejska przekaże Turcji dodatkowe 3 miliardy euro.
To ta sama sprawa – państwa, z których uchodźcy trafiają do Unii Europejskiej. Powinny być postrzegane w taki sam sposób i podejście również powinno być takie samo. Wczoraj, w trakcie którejś politologicznej dyskusji stwierdzili: skoro uchodźcy napływają z Turcji, to UE przekaże fundusze dla nich, by pozostali na terytorium Republiki Tureckiej. Dlaczego więc niemożliwym jest pomóc Białorusinom w ten sam sposób?
Ławrow zauważył, że skoro Bruksela nie różnicuje sytuacji państw członkowskich borykających się z kryzysem migracyjnym pod kątem ich właściwego zachowania, to nie powinna również postępować w ten sposób względem państw tranzytowych. Jego zdaniem, Unia Europejska powinna być odpowiedzialna za swoje słowa i działania.
Problem nielegalnych imigrantów wynika nie tylko z działań wrogich państw, ale też z wiecznie niezdecydowanej postawy Brukseli
Oczywiście słowa Ławrowa sprowadzają się do stwierdzenia: „problem nielegalnych imigrantów się skończy, jeśli Bruksela zapłaci Łukaszence okup”. Trudno się spodziewać innego podejścia ze strony białoruskiego sojusznika, który w jakimś tam stopniu wspiera białoruską operację przerzucania migrantów na unijne pogranicze. Zwłaszcza, że Rosjanie otwarcie wytykają Polsce udział w inwazji na Irak, pomijając przy tym to, że nasz kraj dogadał się niedawno z irackimi władzami również chcącymi powstrzymać operację Łukaszenki.
Nie sposób jednak odmówić słuszności argumentowi, że przypadki Białorusi i Turcji są w dużej mierze podobne. W końcu Ankara również starała się aktywnie wywołać kryzys migracyjny na pograniczu z Grecją. Wszystko po to, by otrzymać z Brukseli pokaźny zastrzyk gotówki, co udało się Tayyipowi Recepowi Erdoganowi osiągnąć. Warto przy tym zauważyć, że dalsze możliwości eskalowania napięcia powstrzymała stanowcza reakcja ze strony Grecji. Z budową zapory na granicy i stosowaniem metody push-back włącznie. Brzmi znajomo, prawda?
Co więcej, według informacji niemieckiego dziennika „Bild”, nie tylko Rosja wspiera logistycznie przerzucanie migrantów na polskie pogranicze. Swoją rolę w tym procederze odgrywać ma także Turcja. Chodzi o wykorzystywanie tamtejszych linii lotniczych – rosyjskiego Aerofłotu i tureckiego Turkish Airlines – do przerzutu jak największej liczby migrantów z Bliskiego Wschodu na Białoruś. Taka operacja, biorąc pod uwagę strukturę właścicielską obydwu przedsiębiorstw, jest niemożliwa bez aprobaty ze strony poszczególnych państw.
W obydwu przypadkach mamy do czynienia z wrogimi działaniami obcych państw wymierzonych w Unię Europejską i Polskę. Pikanterii sprawie dodaje oczywiście fakt, iż Turcja należy ciągle do NATO. Nasi rządzący powinni także w trybie pilnym zweryfikować swój dobór zagranicznych sojuszników. Relacje Warszawy z Ankarą wydawały się do tej pory dość zażyłe.
Nie ulega przy tym wątpliwości, że Bruksela nie powinna ulegać szantażowi państw otwarcie wręcz grających na destabilizację Wspólnoty. Trudno jednak o stanowcze i konkretne działania w przypadku hamletyzujących struktur, które nie mogą się zdecydować jakie w ogóle mają priorytety w sprawie migracji. To właśnie to miotanie się struktur Unijnych bezwzględnie wykorzystuje Białoruś, Turcja i Rosja.