Polacy urządzają się tak, aby nowe lokum mogło im służyć przez lata
Gdy jako społeczeństwo wykańczamy i wyposażamy nowe mieszkania w stanie deweloperskim, zwykle robimy to na przyzwoitym poziomie. I słusznie. Bo epoka, gdy można było zastosować jakieś tańsze, tymczasowe rozwiązania, by w przyszłości zastąpić je czymś lepszym, już dawno minęła.
Osoby z pokolenia wyżu demograficznego, które nie remontowały otrzymanych w okresie PRL-u mieszkań spółdzielczych, często nie mogą nadziwić się kosztom ponoszonym przez ich dzieci czy wnuki przed zamieszkaniem we własnym „M”.
Nierzadko zachęcają one bliskich do budżetowych rozwiązań. Większość osób nie słucha jednak takich zaleceń - i dobrze robi. Bo prowizorki finalnie zawsze kosztują więcej.
To prawda, że suma nieco ponad 100 tys. złotych za zwykłe wykończenie i wyposażenie dwupokojowego mieszkania brzmi zawrotnie. Warto jednak wiedzieć, że dotyczy ona akceptowalnego standardu, w którym lokum powinno posłużyć przez lata.
Wiele osób unika pozornych oszczędności, by ostatecznie nie zapłacić więcej
Jako przykład możemy tu wskazać chociażby wykonanie podłogi. Materiał najczęściej stanowią płytki lub panele. Za m2 mogą one kosztować tyle samo, a więc np. 50 zł, zwłaszcza na promocji. Przy czym płytki w porównaniu z panelami to znacznie trwalszy materiał. Z tego powodu są one droższe w ułożeniu.
Sporo osób podczas wykańczania mieszkania wie, że nieprędko będzie je stać na kolejny remont. I decyduje się na płytki niezależnie od tego, że kosztuje to więcej.
Podobnie można spojrzeć np. na urządzenie łazienki. Najmniej zapłacimy za gotową kabinę chińską, którą kupimy za kilkaset złotych. Jednak każdy, kto ją posiadał, doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że stanowi ona bardzo awaryjne rozwiązanie.
Czasem wystarczy wejść do niej zanadto energicznie, a może się rozszczelnić i zalewać łazienkę. Toteż świadomi właściciele mieszkań unikają montowania chińskich kabin jak ognia, nawet jeśli wymaga to zapłacenia kilkakrotnie wyższej ceny.
Kolejne przykłady można by mnożyć, wskazując np. na zakup mebli modułowych do kuchni (zamiast niepasującego gotowca z marketu) czy przyzwoitej jakości materacy (by uniknąć wizyt u fizjoterapeuty).
Każda taka decyzja wpływa na ostateczny koszt wykończenia i wyposażenia mieszkania, który w rezultacie wynosi np. 120 tys. zł, a nie 60 tys. zł.
Wcale nie jest więc tak, jak sądzą boomerzy, że młodym ludziom odbiło i urządzają się w taki sposób, jakby byli milionerami. Bo często oglądają oni każdą wydaną złotówkę. Po prostu stawiają na jakość, gdyż nie chcą sumarycznie płacić więcej.