Przy każdym tankowaniu auta płacimy za paliwo, którego nie wykorzystujemy, ale mało kto zdaje sobie z tego sprawę

Finanse Transport Dołącz do dyskusji
Przy każdym tankowaniu auta płacimy za paliwo, którego nie wykorzystujemy, ale mało kto zdaje sobie z tego sprawę

Ten fakt wiele osób może zszokować. Podczas tankowania płacimy za każdą kroplę paliwa, która opuści pompę, ale niekoniecznie za tę, która faktycznie trafia do naszego baku. Eksperci zwracają uwagę na zjawisko, które może oznaczać całkiem spore straty dla kierowców – część paliwa może pozostawać w układzie dystrybutora lub ulatniać się, mimo że jest doliczana do rachunku. Wydawać się to może drobnostką, ale w dłuższej perspektywie czasu może znacząco obciążyć portfele kierowców.

Straty na paliwie w czasie każdego tankowania

Podczas tankowania płacimy za każdą kroplę paliwa, ale okazuje się, że część z niego wcale nie trafia do naszego baku. Eksperci z serwisu RevZilla przeprowadzili jakiś czas temu analizę i obliczyli, ile paliwa pozostaje w przewodach dystrybutora po zakończeniu tankowania – a to oznacza realne straty dla kierowców.

Najwięcej zależy od długości węża dystrybutora. Im dłuższy przewód, tym więcej paliwa w nim zostaje. Przy standardowej długości wynoszącej około 3 metrów w wężu może pozostać nawet 600 ml paliwa. Przy dłuższych wężach (np. 4,6 metra) straty mogą sięgać nawet 900 ml. To oznacza, że przeciętny kierowca, który tankuje auto dwa razy w miesiącu, może tracić nawet 18 litrów paliwa rocznie. W przeliczeniu na pieniądze to około 100 zł w skali roku, które dosłownie wyparowuje.

Jest jednak pewien ciekawy aspekt tego zjawiska – paliwo, które pozostaje w wężu po tankowaniu, wcale nie znika całkowicie. Kolejny kierowca, który użyje tego samego dystrybutora, najprawdopodobniej otrzyma część paliwa opłaconego przez poprzedniego użytkownika. Ostatecznie więc część tych strat może się wyrównywać, choć nigdy nie mamy pewności, czy wychodzimy na zero, czy jednak to my płacimy więcej, niż otrzymujemy.

Paliwo w Polsce nadal jest drogie, a będzie jeszcze droższe

Kierowcy w Polsce na razie niestety mogą pożegnać się z tańszym paliwem. Wprawdzie w marcu ceny utrzymywały się na relatywnie niskim poziomie – w niektórych miejscach oscylowały nawet w okolicach 5 zł za litr – eksperci ostrzegają, że to może być ostatni taki miesiąc. Wszystko wskazuje na to, że w kwietniu na stacjach benzynowych czekają nas podwyżki. Analitycy rynku paliwowego z firmy Reflex zwracają uwagę na wzrost cen w hurcie, który pojawił się w połowie marca. Benzyna 95 zdrożała już o ponad 270 zł za 1000 litrów, a olej napędowy o 70 zł. To wyraźny sygnał, że obniżki dobiegają końca, a ceny na stacjach mogą zacząć piąć się w górę i to już wkrótce.

Wpływ na to mają zarówno sytuacja na światowym rynku ropy, jak i wahania kursu złotego. Niestabilność walutowa sprawia, że ceny paliw mogą reagować szybciej i mniej przewidywalnie. Przekonamy się o tym już wkrótce.