Popularna piosenkarka Rihanna pochwaliła się zdjęciem, na którym pozuje topless. Spadła na nią fala krytyki – jednak z bardzo osobliwego powodu. Wszystko przez wisiorek z wizerunkiem hinduskiego boga Ganeshy. Zdaniem krytyków takie zachowanie to tzw. przywłaszczenie kulturowe. Brzmi jak obłęd? Słusznie.
Znana piosenkarka niewątpliwie wykorzystała wizerunek hinduskiego boga niczym dodatek pasujący jej kolorem do bielizny
Czy wizerunek lekko roznegliżowanej znanej piosenkarki może w dzisiejszych czasach wywołać jeszcze burzę? Oczywiście, w końcu od tego jest internet. W przypadku Rihanny nie chodzi jednak ani o samo zdjęcie topless, ani o jego czysto estetyczny aspekt. Piosenkarka miała na sobie nie tylko bokserki, ale także wisiorek dobrany pod kolor. Przedstawiał wizerunek hinduskiego boga Ganeshy – siedzącego otyłego mężczyznę z głową słonia.
Z polskiego punktu widzenia nie powinno nas to za specjalnie oburzać. W końcu wiele razy różnej maści celebryci wykorzystywali w podobny sposób chociażby krzyż – będący przecież symbolem chrześcijaństwa. Być może w dzisiejszych czasach podobne zdjęcie jakiejś polskiej gwiazdy z krzyżem spowodowałoby interwencję Ministra Sprawiedliwości i larum w rządowych mediach. Jak w przypadku chociażby tęczowej Matki Boskiej. Jednak poza dyżurnymi moralistami świata polityki właściwie wszyscy wzruszyliby ramionami.
Podobnie byłoby także na zachodzie. Problem w tym, że w wieloetnicznych i silnie spolaryzowanych społeczeństwach państw takich jak Stany Zjednoczone czy Wielka Brytania pojawiła się osobliwa koncepcja. Chodzi o „przywłaszczenie kulturowe”, lepiej znane pod angielską nazwą „cultural appropriation„.
Przywłaszczenie kulturowe w wykonaniu Rihanny w Indiach to raptem dogrywka do poprzedniego sporu
Przywłaszczenie kulturowe zachodzić ma wówczas, gdy przedstawiciele dominującej kultury wykorzystują ważne dla innych kultur symbole i elementy zupełnie niezgodnie z przeznaczeniem. W tym wypadku wizerunek Ganeshy został potraktowany przez Rihannę po prostu jako modny bibelot pasujący jej akurat do portek. Bynajmniej nie chodziło o oddanie temu popularnemu bóstwu jakiejś formy czci.
Problem w tym, że przeciwko zachowaniu Rihanny nie protestują przedstawiciele pokrzywdzonej rzekomo kultury, lecz przede wszystkim po prostu rozmaici internetowi aktywiści. A przecież to nie tak, że mieszkańcy Indii nie reagują na zachowanie barbadoskiej piosenkarki, jeśli ta akurat w czymś im podpadła.
Rihanna niecałe dwa tygodnie temu wywołała mały skandal nagłaśniając strajk rolników w tamtym państwie. Co spotkało się z reakcją nie tylko oburzonych internautów, ale prawdziwych indyjskich władz. Nie wspominając nawet o lokalnych gwiazdach i celebrytach, akurat popierających rząd. Lub niepopierających wtrącanie się cudzoziemców w wewnętrzne sprawy Indii. Patrząc na sprawę wisiorka w tym kontekście, sprawa rzeczywiście może być mocno niezręczna.
Owszem, przeciwnicy piosenkarki w tamtym sporze skorzystali z okazji, by wbić jej szpilę. Indyjscy politycy przekonują, że Rihanna skompromitowała swoje zaangażowanie w sprawie strajku. Nie oznacza to jednak, że mieszkańcy tego kraju teraz masowo wychodzą na ulicę palić jej wizerunki. Ot, zwykła codzienność polityki.
Przywłaszczenie kulturowe w formie lansowanej przez internetowych aktywistów to kolejny sztucznie wykreowany problem
Warto zauważyć, że sprawa wisiorka Rihanny wydaje się być w jeszcze w miarę poważna. Właśnie przez swój polityczny i religijny kontekst. Przywłaszczenie kulturowe w świecie zachodnim często interpretowane jest w sposób wręcz komiczny przez rozmaitych aktywistów. Może nim okazać się przebranie się na bal maskowy w strój rdzennego mieszkańca Stanów Zjednoczonych.
Niemile widziane okazuje się noszenie charakterystycznej fryzury samemu nie będąc przedstawicielem rasy czarnej. Komuś nawet nie spodobał się fakt tworzenia gry komputerowej osadzonej w średniowiecznej Japonii przez nie-japońskie studio. Swego czasu ktoś uznał praktykowanie przez białych jogi za rasizm.
Czy rzeczywiście w ten sposób mieszkańcy szeroko rozumianego zachodu zawłaszczają kulturę innych nacji? To odrodzenie kolonialnych ciągotek Amerykanów i Europejczyków? W żadnym wypadku. Przywłaszczenie kulturowe w takim rozumieniu jest w najlepszym wypadku typowym sztucznie wykreowanym „problemem pierwszego świata”. Wydaje się być także pochodną silnej polaryzacji w społeczeństwie między innymi Stanów Zjednoczonych. Niekiedy jednak przywłaszczenie kulturowe staje się narzędziem w rękach rozmaitych etnonacjonalistów.
O szkodliwym charakterze tego zjawiska świadczy jednostronność postulowana przez jego apologetów. Nie można więc dokonać w ten sam sposób przywłaszczenia kulturowego dorobku cywilizacji zachodniej. Równocześnie hamuje wzajemne przenikanie się kultur i poznawanie siebie nawzajem. Nie sprzyja również budowaniu tolerancji wewnątrz wielonarodowych społeczeństw.
Nie oznacza to jednak, że w samej koncepcji nie ma niczego wartościowego. Truizmem byłoby stwierdzenie, że inne kultury powinno się szanować. Symbole religijne nie powinny na przykład stanowić modnego dodatku do bielizny. Ważne dla innych nacji symbole nie powinny być używane niezgodnie z ich przeznaczeniem. Najważniejsze jednak, by nawet w tym przypadku zachować po prostu zdrowy umiar.