Polscy naukowcy w ramach swojej pracy muszą zbierać punkty. Ten stan rzeczy trwa już od przynajmniej dwóch dekad. W ostatnich latach się nasilił. Zjawisko to nazywane jest punktozą. Punkty można dostać za różne osiągnięcia z określonej prawem listy. Najważniejsze są na niej publikacje. Zgromadzenie odpowiedniej liczby punktów często okazuje się trudne. Stąd powstają firmy ułatwiające naukowcom ich zdobywanie.
Naukowcy nie protestowali przeciwko punktowej ocenie ich pracy
To, jakie konkretne osiągnięcia naukowców są punktowane, określa Rozporządzenie Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego w sprawie ewaluacji jakości działalności naukowej.
Przez większość badaczy jest ono bardzo krytykowane. Ale jako grupa zawodowa sami się na nie zgodzili. Prawo dotyczące pracy naukowców zmienia się na ich niekorzyść już od dekad. Oni zaś jako społeczność niewiele z tym robią.
Ich aktywność podczas np. protestów, w porównaniu chociażby do nauczycieli, jest znikoma. Rzadko też zgłaszają się ze swoimi problemami do decyzyjnych przedstawicieli władzy, a także do posłów i senatorów reprezentujących środowiska akademickie.
Listy punktowanych osiągnięć nie da się zmienić na lepszą
W dyskusjach na temat oceny punktowej pracy naukowców, zwanej ewaluacją, najczęściej podkreśla się to, że jest ona źle opracowana i należy ją zmienić. Problem polega jednak na tym, że ocena punktowa tak złożonych działań, jak aktywność naukowa, wydaje się niemożliwa.
Jeśli więc obecna punktacja, ponoć wadliwa, zostanie zmieniona i wtedy liczyć się będzie co innego, żyjące z tego firmy najzwyczajniej na to zareagują i dostosują swoją ofertę do wymagań rynku.
Naukowcy, którzy mają za mało punktów, mogą za własne pieniądze w nie zainwestować
Zdarza się, że naukowcy, którzy nie mają odpowiedniej liczby punktów, muszą je zdobyć za własne pieniądze. Może to posłużyć np. uzyskaniu premii, awansu czy usatysfakcjonowaniu przełożonego.
Wyjścia są tu najczęściej dwa. To opublikowanie książki w punktowanym, prywatnym wydawnictwie lub wydanie artykułu w prywatnym czasopiśmie. Również w tym przypadku w takim, które uzyskało punktację. Im więcej punktów, tym zwykle wyższe koszty. Często są one znaczne.
Dla przykładu opublikowanie książki w dającym sporo punktów wydawnictwie oznacza koszt rzędu np. 30 tysięcy złotych, a artykułu od kilku do kilkunastu tysięcy złotych. Z perspektywy firm działających w branży wydawnictw i czasopism naukowych to czysty biznes.
Badacze dostarczają im gotowe prace, często bardzo wartościowe, choć oczywiście nie zawsze. One natomiast biorą ogromne pieniądze tylko za to, że je opublikują. Jedyna trudność, jaką napotykają w takiej sytuacji przedsiębiorcy, stanowi uzyskanie punktacji.
Dodajmy w tym miejscu, że opisaną działalnością zajmują się zarówno firmy w Polsce, jak i za granicą. W niektórych przypadkach przynoszą one ich właścicielom niebotyczne dochody.
W obszarze tym funkcjonują poważne wydawnictwa i czasopisma, dostarczające czytelnikom cenną wiedzę, ale też wydawnictwa i czasopisma publikujące prace bezwartościowe. Te drugie, za sprawą ich ekspansywności, często określane są w środowisku akademickim mianem „drapieżnych”.
Zarysowane zjawisko można by ograniczyć lub wyeliminować tylko wtedy, gdyby praca naukowców podlegała przede wszystkim ocenie opisowej, sporządzonej przez specjalistów. Na to jednak w chwili obecnej się nie zanosi. Choćby dlatego, że urzędnikom wygodniej liczyć punkty. A to, że takie praktyki niszczą polską naukę, mało ich obchodzi.