TikTok został zablokowany w Stanach Zjednoczonych. Sprawa jest rozwojowa, użytkownicy portalu liczą na interwencję Donalda Trumpa. Niektórzy z nich postanowili jednak przenieść się na chińską platformę Xiaohongshu, znaną także jako RedNote. W obydwu przypadkach nazwa odnosi się do „Małej Czerwonej Książeczki”, tej napisanej przez Mao Zedonga. Nic dziwnego, że na Amerykanów czeka nie tylko próbka chińskiego humoru, ale także zderzenie z inną kulturą.
Decyzja o zablokowaniu TikToka sprawiła, że Amerykanie uciekają do jej chińskiego odpowiednika
Jednym z elementów amerykańsko-chińskiej wojny handlowej są próby zablokowania w Stanach Zjednoczonych TikToka. Popularny na całym świecie portal społecznościowy zawinił, poza krajem pochodzenia, możliwością wykorzystywania danych swoich użytkowników do inwigilacji, albo do wpływania na nich jakimiś sprytnymi sztuczkami. Ktoś przytomny stwierdziłby, że przecież to samo potencjalnie może robić dowolna popularna platforma społecznościowa. Różnica jest jednak taka, że TikTok należy do chińskiego ByteDance, a nie do któregoś z amerykańskich gigantów technologicznych.
Administracja Joe Bidena próbowała zmusić firmę do sprzedaży amerykańskiej części platformy. ByteDance nie chciał współpracować, więc przygotowano specjalną ustawę wprowadzającą zakaz działania TikToka w USA. Niedawno platforma przegrała batalię w tamtejszym Sądzie Najwyższym. Gdy piszę te słowa, TikTok przestał już działać w Stanach Zjednoczonych. Sprawa jest jednak rozwojowa.
Użytkownicy portalu wraz z jej właścicielami nadzieję upatrują w prezydencie Donaldzie Trumpie, który zapowiedział uratowanie aplikacji przed zakazem. To dość ironiczne, bo to właśnie on jako pierwszy zaproponował w 2020 r. zablokowanie „nikczemnej aplikacji powiązanej z Komunistyczną Partią Chin”. Nie zgodził się na to kontrolowany wówczas przez Demokratów Senat, zakaz forsowali zaś Republikanie.
O możliwości faktycznego wprowadzenia zakazu wiedziano od dawna. Nic więc dziwnego, że w ostatnich dniach część Amerykanów postanowiła rozejrzeć się za alternatywą. Niektórzy z nich trafili na Xiaohongshu, a więc chiński odpowiednik ich ulubionej platformy. Czy znaleźli tam upragnioną wyspę wolności, której próżno szukać we współczesnych Stanach Zjednoczonych? Nie do końca.
Warto w tym momencie wspomnieć, że poza Chinami aplikacja znana jako RedNote. Obydwie nazwy odwołują się do „Małej Czerwonej Książeczki”, a więc zbioru cytatów Mao Zedonga. Już samo to powinno podpowiedzieć osobom mającym choćby blade pojęcie o świecie, że wkraczają do zupełnie innego świata. Trzeba jednak przyznać, że szok kulturowy pojawiał się stopniowo.
Owszem, wielu internautów z Chin przywitało „cyfrowych uchodźców” życzliwie. Niektórzy żartowali sobie oczywiście, że są ich oficerami prowadzącymi albo że bardzo pożądają ich danych. Jeszcze inni domagali się „wykupnego” w postaci obrazków z kotami. Przez zupełny przypadek doszło do rzadkiego przypadku bezpośredniej komunikacji osób ze społeczeństw zazwyczaj mocno od siebie odseparowanych. Nagle okazało się, że zwykli obywatele Chin i USA aż tak bardzo się od siebie nie różnią. Idylla nie mogła jednak trwać wiecznie.
RedNote najwyraźniej jeszcze nie pokazał użytkownikom z USA pełni możliwości chińskiej cenzury
RedNote to aplikacja przygotowana przez Chińczyków z myślą o rynku chińskim. Tym samym musi ona spełniać wszystkie restrykcyjne zasady cenzury wymuszane przez tamtejsze prawo. Najczęściej sprowadza się to do blokowania wypowiedzi zawierających różnego rodzaju nieprawomyślne słowa i zwroty. Prawdę mówiąc, tego typu mechanizmy cenzorskie są typowe także dla programów, aplikacji i gier produkowanych przez firmy należące do chińskiego kapitału, ale przeznaczonych także na rynek globalny. Z najgłośniejszych tytułów ostatnich miesięcy należałoby wskazać „Marvel Rivals” oraz „Path of Exile 2”.
Bardzo szybko okazało się, że niemożność swobodnego wyrażania swoich myśli trochę Amerykanów zaczyna uwierać. Dotyczy to nie tylko tych, którzy postanowili testować chińskie zasady, pisząc o „Wolnym Tybecie”, „państwie Tajwan”, „Ujgurach” czy „Kubusiu Puchatku”. Wystarczy na przykład zdjęcie w stroju do ćwiczeń odsłaniające nieco za dużo ciała. Pewnym zaskoczeniem dla gości z USA mogły być ostrzeżenia, by nie obnosili się za bardzo z tematyką LGBTQ+, bo ta jest dość niemile widziana na chińskiej platformie.
Jak bardzo jest źle? Ktoś złośliwy mógłby stwierdzić, że cenzura anglojęzycznych treści na razie jest dużo mniej dolegliwa, niż algorytmy Facebooka w Polsce. Może się to jednak szybko zmienić, jeśli władze dostrzegą potrzebę dokręcenia cudzoziemcom śruby. Nie byłby to pierwszy taki przypadek. Na przykład jakiś czas temu Komunistyczna Partia Chin postanowiła się rozprawić z influencerami. Część Amerykanów już teraz wyraża rozczarowanie mimo wszystko bardziej restrykcyjną moderacją RedNote. Mimo wszystko można zaryzykować stwierdzenie, że miesiąc miodowy trwa w najlepsze. To wbrew pozorom bardzo zła wiadomość dla Stanów Zjednoczonych.
Jeśli bowiem amerykańscy użytkownicy TikToka rzeczywiście przeniosą się na RedNote, to wymkną się z orbity wpływów władz USA i tamtejszego prawa. Wszelkie ich dane zostaną zaś podane na tacy Pekinowi. Patrząc na problem w tym sensie, cenzorskie zapędy poprzedniego rządu Stanów Zjednoczonych jedynie pogorszyły sprawę. To swego rodzaju nauczka dla polskich i europejskich władz. Na szczęście obecny rząd ani myśli dzisiaj zakazywać chińskiego TikToka czy amerykańskiego X.