Rejestr pedofilów jest już jawny. Dane 768 osób, które dokonały czynów pedofilskich, są teraz dostępne dla każdego na stronie Ministerstwa Sprawiedliwości. Rejestr pedofilów to nie tylko nazwiska – można też sprawdzić skąd skazani pochodzą i jak wyglądają – bo na stronie są też czarno-białe fotografie. Czy to pomoże chronić dzieci? A może będzie prowadzić do samosądów?
Choć rejestr pedofilów ruszył już w październiku, to początkowo dostęp do niego miały tylko niektóre instytucje – na przykład organy ścigania czy też dyrektorzy placówek, które zajmują się dziećmi. Teraz jest dostępny dla każdego – nie trzeba nawet się logować. Wystarczy wejść na podstronę ministerstwa Rejestr Sprawców Przestępstw na Tle Seksualnym i kliknąć okienko „I’m not a robot” (swoją drogą, polskie ministerstwo mogłoby przygotować wersję recaptcha po polsku) – i ma się dostęp do danych. W publicznym rejestrze nie znajdziemy jednak informacji o wszystkich pedofilach. Są tam tylko te osoby, którym udowodniono najcięższe przestępstwa, takie jak chociażby gwałty na dzieciach poniżej 15. roku życia czy też gwałty ze szczególnym okrucieństwem.
Ziobro ujawnia dane pedofilów
– Przestępca, który krzywdzi dzieci, musi się liczyć z bardzo surowymi konsekwencjami. Nie tylko z wieloletnim wyrokiem, lecz także z utratą anonimowości. […] Po wyjściu z więzienia taki przestępca ma być pod stałą kontrolą, aby wszyscy wiedzieli, że jest ich sąsiadem – tak w swoim, nieco emocjonalnym stylu, tłumaczył uruchomienie publicznego rejestru minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro.
Część danych jednak nie jest dostępna dla wszystkich. Odpowiednio uprawnione osoby mogą jednak sprawdzić dokładne adresy zameldowania pedofilów, a nawet ich numery PESEL. Utajnione zasoby są szersze niż te publiczne – są tam informacje o aż 3 tysiącach osób, a nie tylko o 768 najgroźniejszych przestępcach. Mało tego, dyrektorzy szkół czy organizatorzy wypoczynku dla dzieci muszą teraz sprawdzić, czy osoba, która stara się u nich o pracę, nie figuruje przypadkiem na tej liście. Niedopełnienie tego obowiązku może oznaczać karę finansową, a nawet areszt.
Rejestr pedofilów – ochrona dzieci czy populizm?
Rejestr to jeden z flagowych pomysłów ministra Ziobry. Jeśli chodzi o utajnioną jego część, to na pewno ma to wszystko sens. Podobnie jak ustawowe zmuszenie dyrektorów szkół czy przedszkoli, by sprawdzali tam potencjalnych pracowników. Jednak już szerokie ujawnianie danych pedofilów w internecie może wywoływać kontrowersje. Z jednej strony, faktycznie, lepiej wiedzieć, czy nasz sąsiad jest skazany za wyjątkowo okrutne przestępstwo na dziecku. Z drugiej – w końcu państwo powinno robić wszystko, by nie dochodziło do samosądów.
Te są przecież zawsze największą porażką wymiaru sprawiedliwości. A niestety, nawet z najnowszej historii wiemy, że podobne listy do tego mogą prowadzić. Słynna jest na przykład historia z 2000 roku z Wielkiej Brytanii. Po morderstwie dziewczynki Sary Payne, już nieistniejący brukowiec Ruperta Murdocha „News of the World” rozpoczął kampanię publikowania danych pedofilów. Na przemoc nie trzeba było długo czekać, a co gorsza nie wszystkie dane były dobrze zweryfikowane. Zdarzały się na przykład ataki na wymienione w gazecie osoby, których jedyną winą było to, że… nazywali się tak samo jak skazani pedofile. Choć więc można zrozumieć motywy do publikacji takich list, to warto pamiętać, że to zawsze jest igranie z ogniem.