Czy szykuje się nam prawdziwa rewolucja w paragonach? Andrzej Duda zapowiada, że jeśli znowu zostanie wybrany na prezydenta, to na paragonach zobaczymy nie tylko, ile nas kosztowały zakupy, ale też… ile wydaliśmy na produkty „made in Poland”.
Rewolucja w paragonach to jednak ciągle dość odległa sprawa. Prezydent Duda zapowiada, że jeśli doczeka się reelekcji, to nowe paragony pojawią się pod koniec nowej kadencji. Czyli za jakieś 4-5 lat.
– Polacy powinni kupować więcej rodzimych produktów i mieć pewność, że nie są wprowadzani w błąd – uważa prezydent. Pomysł więc jest prosty – dowiedzmy się, jak bardzo swoimi zakupami wspieramy naszą gospodarkę.
Szczegóły techniczne pomysłu oczywiście jeszcze nie są znane, ale nawet po drobnych zakupach mamy mieć czarno na białym, ile wydaliśmy na polskie produkty, a ile na zagraniczne.
Rewolucja w paragonach. Problemów będzie bez liku
Na pierwszy rzut oka pomysł może się wydawać całkiem sensowny. W końcu dobrze wiedzieć, czy kupując na przykład jabłka, naprawdę wybieramy te polskie, czy może jednak te z zagranicy. No i taki „patriotyczny paragon” będzie nas dopingował do kupowania produktów „made in Poland”.
Jednak takie rozwiązanie oznacza mnóstwo dodatkowej pracy dla sklepów, przedsiębiorców i sieci handlowych. Trzeba będzie wprowadzać dodatkowe dane, wymieniać systemy informatyczne… Wszystko to będzie oznaczać oczywiście dodatkowe koszty dla przedsiębiorców – a wiadomo, że dodatkowe koszty dla przedsiębiorców to wyższe ceny dla klientów.
Poza tym diabeł tkwi w szczegółach. No bo co to znaczy, że produkt jest „made in Poland”? Czy na przykład urządzenie opracowane od A do Z w Polsce, ale wyprodukowane w Chinach będzie oznaczone na paragonie jako zagraniczne? Przecież to bez sensu – bo zarabiają na nim polscy twórcy. A jeśli napisana przez polskiego autora książka będzie wyprodukowana w niemieckiej drukarni? To produkt polski czy raczej niemiecki?
W zglobalizowanej gospodarce miejsce pochodzenia produktu coraz bardziej traci znaczenie. Najlepszym przykładem jest motoryzacja. Marki Kia czy Hyundai teoretycznie pochodzą z Korei Płd. Ale samochody są projektowane w Niemczech, USA, Chinach i tylko częściowo w Korei. Produkowane są z kolei na Słowacji, w Chinach, Wietnamie, Meksyku, USA – i znów, tylko częściowo w Korei. Mimo tego, koncerny to jeden z filarów koreańskiej gospodarki.
Może więc zamiast bawić się w „patriotyczne paragony”, lepiej skupić się na „globalizowaniu” naszych firm i usług?
Fot.: Kancelaria Prezydenta/Flickr