Robert Biedroń jest w moim przekonaniu polityczną wydmuszką. Co nie oznacza, że nie odegra swojej przypadkowej roli w konstruowaniu kształtu sceny politycznej w najbliższych latach.
To było do przewidzenia. Kiedy jesteś prezydentem Słupska i cała Polska rozpisuje się o tym jak ładnie dojechałeś do pracy, apetyt zaczyna rosnąć. Z tego też względu Robertowi Biedroniowi zamarzyła się kariera w dużej polityce. Taka naprawdę duża kariera, nie tylko „obecność”.
Moment jest oczywiście dobry. Podobnie jak przed czterema latami dobrym momentem było wystartowanie .Nowoczesnej czy Kukiza żerujących na bylejakości gospodarczej Platformy Obywatelskiej oraz zmęczeniu totalną wojną PO-PiS. Dziś Biedroń planuje żerować na całkowitej bylejakości Platformy Obywatelskiej oraz frustracji społeczeństwa spowodowanej bardzo prawicowymi społecznie rządami Prawa i Sprawiedliwości.
Robert Biedroń program
Moim zdaniem Robert Biedroń nie jest zmianą na scenie politycznej, ponieważ nie jest politykiem. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że brak mu kompetencji do zarządzania krajem oraz wizji, która pozwalałaby na efektywne wytyczenie dalszych kierunków jego rozwoju. Biedroń jest bardziej celebrytą, niż politykiem, co zresztą widać doskonale po programie, który zaprezentował dziś w Warszawie. Wygląda troszkę tak, jakby pisała go Maja Ostaszewska w przerwach od kolejnych manifestacji z oburzonym selfie w tle. Jakby pisał go kandydat na „Ministra Uśmiechu” z tęczowej krainy, w której wszystkim będzie dobrze, a jej największym problemem jest to, że słoneczko jest dziś naburmuszone.
Program, programik, programiczek, to manifest światopoglądowych problemów trzeciego świata, który zapowiada bardziej odwet (być może nawet słuszny) na klerze, który zdecydował się kolaborować z konkretnym obozem władzy. Pisałem o tym parę lat temu na Bezprawniku – pewnego dnia Kościół bardzo pożałuje współpracy z PiS, bo na radykalizm zawsze odpowiada się radykalizmem. Nawet mi ich nie szkoda.
Program Roberta Biedronia stawia na fundamencie pojęcia marginalne. I nawet jeśli były one dotychczas ignorowane, nawet jeśli częściowo niesłusznie, to jednak nie jestem przekonany czy poważny wyborca powinien swoje sympatie polityczne opierać na tym czy zostanie zlikwidowana religia w szkole.
Już był jeden pan, który twierdził, że wojny to w zasadzie nigdy nie będzie (jeszcze gdy zasiadał w Sejmie, Rosja najechała Ukrainę), a pieniądze na zbrojenia lepiej przeznaczyć na kulturę. Skoro o kulturze mowa, to ten sam pan – bo o Januszu Palikocie mowa – wyzywał wczoraj na twitterze od „K…” Magdalenę Ogórek pracującą w TVP (wybaczcie, ale słowo „dziennikarka” nie przeszło mi przez gardło).
Program Roberta Biedronia
Palikot jest również politycznym ojcem Biedronia i niestety dobitnie widać to w zaprezentowanym dziś programie partii. Obyczajowe drobnostki, odwet na kościele, prawa homoseksualistów i radosna aborcja. Tak chciał nam się przedstawić człowiek, który aspiruje do tego by mierzyć się np. z rozpadem Unii Europejskiej, nowym kryzysem gospodarczym czy wojną Chin i USA.
Czy ktoś się na to nabierze? Myślę, że tak. Polski wyborca nie jest niestety ani wyborcą przesadnie inteligentnym, ani – co gorsza – wyborcą świadomym. Z rozbawieniem wspominam przedwyborcze sondaże na ulicach Warszawy z 2015 roku, gdy kilka na kilkanaście osób deklarowało, że waha się pomiędzy „Razem, a Nowoczesną”. Przypominam, że to tak jakby wahać się między Leninem, a Friedmanem, między Lepperem, a Balcerowiczem, między Maduro, a Sarkozym.
To jest właśnie polski wyborca. I niewykluczone, że czar Roberta Biedronia na niego zadziała. Że Robert Biedroń urwie sobie nawet te 3-5-7 procent, dając ostatecznie drugą kadencję Prawu i Sprawiedliwości. Jarosław Kaczyński lepiej sobie tego nie mógł wymarzyć.